[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zwiętego Patryka, która mieści się przy Piątej Alei i Pięćdziesiątej ulicy.
Rose przywykła do dużo dłuższych wędrówek, które odbywała
zawsze z ogromną przyjemnością i bez żadnego trudu. Ale to było kiedyś,
gdy nie była w pierwszych tygodniach ciąży. Na domiar złego nie sprzyjał
jej bezlitosny upał. W środku nocy trochę pokropiło, ale mizerny
deszczyk nie przyniósł żadnej ulgi. Przeciwnie, zwiększył tylko
wilgotność powietrza.
Koncentrowała się z coraz większym trudem, miała kłopot ze
stawianiem jednej nogi przed drugą. Zdawało jej się, że brnie przez mgłę.
Po drodze kilka razy wymówiła się chęcią obejrzenia wystaw, żeby
choć na moment przystanąć i złapać oddech. I żeby jej serce tak nie
trzepotało.
Kiedy dobrnęli wreszcie do katedry, Rose była bliska płaczu.
Przeżyła to tak, jakby dotarła do świętego miejsca. Wspaniały gmach
otoczył ją chłodem klimatyzacji. Idąc powoli główną nawą z bocznymi
ołtarzami, witrażami i świętymi figurami, dziękowała Bogu, że dał jej
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
szansę ochłonąć i zebrać siły.
W tej majestatycznej świątyni ogarnął ją smutek. Przed laty
wyobrażała sobie swój ślub w wielkim, uroczyście przybranym kościele.
Czas umykał, a ona nie spotkała na swojej drodze nikogo, kto poruszyłby
jej serce.
Aż pewnego dnia zjawił się Matt.
Zerknęła na niego ukradkiem. Stał przed jednym z bocznych ołtarzy
i czytał informacje na temat sportretowanego na nim świętego. Straciła
dla niego głowę, ale nie zbliżyło jej to ani o krok do uroczystego ko-
ścielnego ślubu. Tkwiła wciąż w tym samym miejscu, w którym musiała
zadowolić się marzeniami.
W końcu opuścili katedrę. Rose czuła się odświeżona, lecz gdy tylko
znalazła się na zewnątrz, upał zaatakował ją na powrót. Chwyciła się
poręczy i jak w transie schodziła powoli schodami na ulicę.
Miała wrażenie, jakby przekręcono ją przez wyżymaczkę. Powietrze
było niemal dotykalne, czuła jego ciężar na każdym centymetrze skóry.
Wyciągnęła po omacku rękę i uchwyciła się ramienia Matta. Bała się, że
kolana nie utrzymają jej ciężaru.
- Aamiemy zasadę numer jeden? Och, zapomniałem. Ciebie nie
obowiązuje, ona jest przeznaczona dla mnie. - Spojrzał na nią i jego
żartobliwy ton wyparował momentalnie, tak jak nie chciała wyparować z
upalnego powietrza wilgoć. - Rose, dobrze się czujesz?
Miała mocno zaczerwienione policzki, zupełnie jakby pomazała je
czerwoną farbą.
Rose słyszała go jak przez mgłę, jego słowa odbiły się echem w jej
głowie.- Czuje się... dobrze. Może... chodzmy gdzieś... wypijmy coś...
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
zimnego...
Słowa skapywały z jej ust. Zmagała się ze sobą, żeby nie zemdleć,
gdy świat pojawiał się i znikał przed jej oczami jak na pokazie iluminacji.
W następnej chwili światło zniknęło na dobre, a nogi jej zmiękły, jakby
straciły kości.
- Rose!
Matt rzucił się ku niej i zdążył ją złapać, nim osunęła się na ziemię.
Wziął ją na ręce. Serce mu waliło ze strachu, nie wiedział, co robić.
Zawiezć ją do szpitala? Położyć ją na chodniku i czekać, aż dojdzie do
siebie?
Wtem poczuł czyjąś dłoń na ramieniu.
Gwałtownie odwrócił głowę i ujrzał starszą drobną kobietę ubraną w
letnią niebieską spódnicę, niebieską kamizelkę i białą bluzkę. Na głowie
miała krótki niebieski welon, który skrywał część jej włosów, odsłaniając
gęstą jeszcze białą czuprynę.
- Co jej się stało?
- Nie wiem - odparł Matt. - Nagle zemdlała.
- To pewnie ten upał. Niech pan ją wniesie na chwilę do środka -
powiedziała kobieta. - Jestem siostra Mary Katherine. Ojciec Małkowski
na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu, żeby odpoczęła chwilę w
jego biurze.
Zakonnica obróciła się i poprowadziła go po schodach. Matt kroczył
za nią, zdumiony ilością ludzi, którzy szli swoją drogą, zerkając na nich,
ale nawet się nie zatrzymując. Był wdzięczny, że zakonnica zachowała się
niekonwencjonalnie.
Siostra Mary Katherine zaprowadziła go do niewielkiej kancelarii.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Stały tara półki zapchane książkami wzdłuż dwu ścian i zniszczona
kanapa z bordowej skóry w rogu. Na wprost kanapy znajdowało się
sfatygowane biurko i duże okno z widokiem na podwórze.
- Proszę ją tu położyć - poleciła zakonnica. Matt posłuchał jej.
Siostra Mary Katherine weszła
tymczasem do pomieszczenia, które okazało się być maleńką
łazienką. Doszedł go stamtąd szum płynącej wody. Odsunął włosy z czoła
Rose i wziął ją za rękę. Wciąż nie podnosiła powiek. Zdenerwowany,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]