[ Pobierz całość w formacie PDF ]

były szeroko rozwarte. Oddychał z trudnością i z wielkim wysiłkiem wymówił jej imię:
39
— Erminia!
Uklękła u jego głowy. Mała dziewczynka nie zwracała na niego uwagi, tylko wielkimi
oczyma rozglądała się dokoła, a po chwili poczęła nagłe szczebiotać radosnym, cienkim
głosikiem. Małym paluszkiem wskazywała na różowe ognie wschodu słońca poza
czarnymi cienkimi szczytami. I gdy tu rozlegał się niezrozumiały i miły szczebiot
dziecięcy, tych dwoje, umierający mężczyzna i klęcząca kobieta, milczało, patrząc sobie
w oczy i słuchając tych słodkich dźwięków. Potem szczebiotanie ustało. Dziecko złożyło
głowę na piersi matki i ucichło.
— To było dla ciebie — zaczął. — Przebacz! — Głos mu się łamał. Po chwili dobiegł mnie
szept, z którego pochwyciłem słowa pełne skruchy: „Nie dość silny!"
Patrzała na niego z niesłychaną mocą. On próbował uśmiechnąć się i powtórzył pokornie:
— Przebacz! Opuszczam cię!
Ona pochyliła się i z suchymi oczyma powiedziała mocnym głosem:
— Na całym świecie ciebie tylko jednego kochałam, Gasparze!
Jego głowa poruszyła się. Oczy ożywały się.
— Wreszcie — westchnął. Potem dodał bojaźliwie: — Ale to prawda... to prawda?
— Taka prawda jak to, że nie ma miłosierdzia ni sprawiedliwości na tym świecie —
odparła namiętnie.
Pochyliła się nad jego twarzą. On próbował podnieść głowę, ale opadła mu, a gdy
całowała jego usta, już nie żył. Jego zaszłe mgłą oczy patrzyły w niebo, po którym
płynęły wysoka różane chmurki. Powieki dziecka, przyciśniętego do piersi matki, opadły i
zamknęły się powoli. Zasnęło. Wdowa po Gasparze Ruizie, silnym człowieku, pozwoliła mi
się odprowadzić nie uroniwszy ani jednej łzy.
Do podróży przygotowaliśmy dla niej siodło damskie podobne do krzesła, z deską jako
podnóżkiem. Pierwszego dnia jechała nie mówiąc ani słowa, ale prawie nie odwracała
oczu od dziewczynki, którą trzymała na kolanach. Na pierwszym postoju widziałem, że
chodziła całą noc kołysząc dziecko na rękach i wpatrując się w nie przy świetle księżyca.
Gdy rozpoczęliśmy nasz drugi marsz dzienny, zapytała mnie, kiedy przybędziemy do
pierwszej wsi w zamieszkałym już kraju.
Powiedziałem jej, że będziemy tam około południa. — A czy będą tam kobiety? —
zapytała.
Odparłem, że jest to wielka wieś.
— Będą tam mężczyźni i kobiety, señora — rzekłem — których serca ucieszą się
wiadomością, że wszystkie zamieszki i wojna już się skończyły.
—Tak, już się skończyło — powtórzyła. Po chwili dodała: — Señor oficer, co rząd chce ze
mną zrobić?
— Nie wiem, señora — odparłem. — Ale niewątpliwie obejdzie się z wami dobrze. My,
republikanie, nie jesteśmy dzikimi i nie szukamy zemsty na kobietach.
40
Przy słowie „republikanie" rzuciła mi spojrzenie, które, jak mi się zdawało, pełne było
bezdennej nienawiści. Ale mniej więcej w godzinę potem, gdy zatrzymaliśmy się, by muły
z bagażem przepuścić przodem po wąskiej ścieżce wijącej się wzdłuż urwisk, zwróciła do
mnie twarz tak bladą i smutną, że mi się jej niewymownie żal zrobiło.
— Señor oficer — rzekła — jestem słaba, drżę. To jest niemądry strach.
I rzeczywiście usta jej drżały, gdy próbowała uśmiechnąć się ujrzawszy początek wąskiej
ścieżki, która nie była przecież tak niebezpieczna.
—Boję się, że mi dziecko wypadnie z rąk. Gaspar uratował panu życie. Pamiętaj pan...
Proszę wziąć je ode mnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl