[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swojej pamięci, która podpowiadała, że z mojej celi przejechaliśmy dwie
kondygnacje, a cela była na poziomie garaży. Gdy winda stanęła, usunąłem się z
otwartej przestrzeni, trzymając palec nad przyciskiem, ale ten korytarz również
był pusty.
Pognałem w kierunku garażu. Przed schodkami usłyszałem jakiś dzwięk,
szurnięcie buta. Zamarłem. Po krótkiej chwili ktoś odkaszlnął i znowu zapanowała
cisza. Przesunąłem się wzdłuż ściany, zajrzałem do garażu. Brock stał tyłem do
mnie, z rękami opartymi na biodrach. Wymarzona sytuacja, ale odczekałem jeszcze
kilka sekund. Musiałem mieć pewność, że nie ma przy nim piekielnej Fiony z
bronią w zgrabnej rączce. Brock westchnął. Dałem dwa długie susy i  ponieważ
poruszył się, jakby zamierzając się odwrócić  rzuciłem się szczupakiem,
sięgając końcem nogi fotela czubka jego głowy. Starałem się tak wyważyć cios,
żeby nie bawić się potem w cucenie. Udało mi się idealnie  Brock zachwiał się,
zatańczył na szmacianych nogach, jęknął, ale nie upadł. Chwyciłem go za ramię,
odwróciłem i wpakowałem mu pięść w żołądek. Potrzebowałem go przytomnego, ale
niezdolnego do oporu. Zgiął się, uderzając tyłkiem w bok mojego trafalgara,
wyprostowałem go lekkim podbródkowym i jeszcze raz scentrowałem w dołek.
Przykucnąłem przy nim, łkającym, i przeszukałem go gruntownie. Nie miał biffaxa,
ale miał jakiś nieznany mi pistolet. Schowałem go za pasek i podciągnąłem Brocka
do pionu. Przytrzymałem go za gardło, niezbyt skrupulatnie odmierzając siłę
uścisku.
 Gdzie jest blueball szefa?  syknąłem.
 Ta... ta...
Wyszarpnąłem pistolet i wbiłem mu go w wątrobę.
 Umiem liczyć tylko do trzech, potem kończę z tobą. Raz... dwa...
 Tam...  wychrypiał, wywracając oczy w kierunku jeszcze jednych drzwi.
Pchnąłem go.
 Przy pierwszym podejrzanym ruchu strzelam! A podejrzanym ruchem może być
każdy. Ty sam zdecyduj, czego byś nie robił na swoim miejscu.
Zataczając się dotarł do drzwi i otworzył je przykładając dłoń do dekonsora.
Przytrzymałem go i zajrzałem ponad jego ramieniem do środka. Stało tu tylko pięć
samochodów, dwa nienaturalnie błyszczące roycey, dwie współczesne płaszczki i...
granatowy blueball. Ten sam. Pchnąłem Brocka w jego stronę, zajrzałem do środka
i widząc tablicę rozdzielczą jakby żywcem wymontowaną z pulpitu dowodzenia łodzi
podwodnej, przytrzymałem jeńca.
 Zamknij drzwi!
Cofnąłem się razem z nim, a kiedy wykonał moje polecenie, bez skrupułów
trzepnąłem go pałą w łeb. Kiedy osuwał się na podłogę, ja byłem już przy
blueballu. Usiadłem za kierownicą i zacząłem studiować kompleks sterujący.
Mogłem to zrobić dużo wcześniej, jakieś piętnaście lat temu, ale wtedy wydawało
mi się, że afera kończy się i nie natknę się na ten wóz już nigdy w życiu.
Pomyliłem się. Przyjrzałem się sterownikowi i odetchnąłem. Jeśli się wiedziało,
do czego służy, to reszta nie stanowiła problemu. Heyroud zaprojektował to w
sposób genialny i prosty, genialnie prosty. Nie powinienem mieć kłopotów. Teraz
zerknąłem na deskę rozdzielczą wozu, tylko dla porządku. Była z moich czasów.
Wskaznik energii zamarł na  Full . Wyskoczyłem z samochodu, podbiegłem do wrót i
wcisnąłem starter.
Gdy brama bezszelestnie ruszyła w górę, wróciłem do blueballa i wyjechałem na
podjazd. Wypadłem na aleję dojazdową i przyspieszyłem. Poczułem, jak na twarzy
rozgaszcza mi się radosny uśmiech i wtedy zza urny wyskoczyła Fiona. Musiała juz
wcześniej zobaczyć, kto prowadzi, bo zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, rzuciła
się i wylądowała na masce wozu. Jedną ręką wczepiła się w wycieraczkę, drugą
usiłowała wsunąć pod siebie. Przyciskała piękną w tej chwili twarz do szyby i
uśmiechała się ekstatycznie. Wbiłem nogę w pedał gazu. Przeskoczyłem kratownicę,
skorzystałem z hamulca, skręcając jednocześnie kierownicę w lewo i Fiona nie
utrzymała się na obłej powierzchni maski. Odpadła od blueballa, ale widziałem,
że już w trakcie lotu wyciąga swój pistolet. Wystartowałem do bramy, nie mając
pewności, czy Guylord wzmocnił karoserię swojego wozu.
W ekranie wstecznym dojrzałem zrywającą się na równe nogi dziewczynę.
Wyciągnęła ręce do przodu i strzeliła. Pocisk zrykoszetował po dachu, a ona
nagle podskoczyła. Coś błysnęło przy jej nodze. Zatrzymałem wóz i obejrzałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl