[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Proszę pana, co będzie z obiadem? Nic pan jeszcze nie jadł, a ja na śmierć zapo-
mniałem o kurczaku. Spalił się biedak na węgiel.
Nie będę nic jadł oświadczył Tommy. Natomiast muszę się napić. Przynieś
mi podwójną whisky.
Już się robi.
W parę minut pózniej postawił szklankę z napitkiem przy spłowiałym, lecz wygod-
nym fotelu, zarezerwowanym do osobistego użytku pana domu.
A teraz pewnie chciałbyś coś usłyszeć powiedział miłosiernie Tommy.
W rzeczy samej, proszę pana odrzekł Albert z lekkim poczuciem winy pra-
wie wszystko już wiem. Bo widzi pan, ponieważ chodziło o panią i w ogóle, pozwoli-
łem sobie na podniesienie słuchawki w sypialni. Chyba nie ma mi pan za złe, skoro to
dotyczyło pani?
Nie, nie mam do ciebie pretensji. Właściwie nawet jestem ci wdzięczny. Bo gdy-
bym musiał zaczynać wszystko od początku&
Dotarł pan do nich wszystkich, prawda? Mam na myśli szpital, lekarza i przełożo-
ną pielęgniarek.
Nie ma potrzeby do tego wracać.
123
Szpital w Market Basing& Nigdy nie wypsnęło się jej ani jedno słowo na ten te-
mat. Nie zostawiła żadnego adresu ani w ogóle nic.
Nie zamierzała się tam zatrzymywać. Z tego, co mi powiedziano, prawdopodob-
nie ktoś ją uderzył w głowę w jakimś ustronnym miejscu. Potem zaciągnął ją do samo-
chodu i wyrzucił na poboczu, tak żeby to wyglądało na wypadek z ucieczką sprawcy.
Obudz mnie jutro o szóstej trzydzieści, muszę wcześnie być na nogach.
Przepraszam za tego spalonego kurczaka. Wsadziłem go do piecyka tylko po to,
żeby się zagrzał, i zupełnie zapomniałem.
Co tam jakiś kurczak. Zawsze uważałem kury za głupie ptaki. Pakują się pod sa-
mochody i gdaczą jak opętane. Pochowaj jutro tego trupa, niech ma porządny po-
grzeb.
Ale ona nie umiera, prawda?
Musisz poskromić te melodramatyczne zapędy. Gdybyś nieco lepiej przykładał
ucho, usłyszałbyś, że bez problemu odzyskała przytomność, wie, kim jest czy raczej była,
oraz gdzie przebywa. Lekarze przysięgają, że jej nigdzie nie puszczą, póki sam nie przej-
mę opieki. Nie ma mowy, żeby wymknęła się gdzieś na jakąś pożal się Boże, detektywi-
styczną robotę.
Skoro mowa o detektywistycznej robocie& Albert zawiesił głos i kaszlnął zna-
cząco.
Niespecjalnie chce mi się o tym rozmawiać. Daj sobie spokój, Albercie, naucz się
lepiej księgowości albo uprawy roślin pod szkłem czy czegoś&
Ja tylko tak sobie myślałem& to znaczy jeśli chodzi o ślady&
Dobra, co z tymi śladami?
Trochę o nich myślałem.
I stąd właśnie biorą się wszystkie życiowe kłopoty: z myślenia.
Zlady& podjął Albert. Na przykład ten obraz. To jest jakiś ślad, prawda?
Tommy zauważył, że Albert zdążył już zawiesić obraz na ścianie.
Skoro ten obraz może stanowić ślad, to jak pan myśli, czego? Zaczerwienił się
lekko, kiedy zrozumiał, jak niezręcznie sformułował zdanie. Chciałem powiedzieć:
o co właściwie tu chodzi? Bo to powinno coś znaczyć. A ja sobie pomyślałem& Prze-
praszam, że o tym wspominam&
Wal śmiało.
Pomyślałem o tym biureczku.
Biureczku?
Tak. O tym, co właśnie wróciło z renowacji razem ze stolikiem, dwoma krzesłami
i jeszcze paroma rzeczami. To należało do rodziny, prawda?
Do mojej ciotki Ady.
No więc& W takich meblach można czasem znalezć jakiś ślad. W starych, antycz-
124
nych biurkach.
Możliwe.
Wiem, że to nie moja sprawa, i naprawdę nie powinienem zawracać panu głowy,
ale kiedy pan wyjechał& Po prostu nie mogłem się oprzeć i zajrzałem.
Co? Zajrzałeś do biurka?
Tak, tylko po to, żeby sprawdzić, czy nie ma tam jakiejś wskazówki. Bo wie pan,
w takich biurkach zdarzają się skrytki.
Owszem.
Więc sam pan widzi. Mogła być jakaś wskazówka. Zamknięta w skrytce.
To nawet przyjemnie brzmi. Ale z tego, co wiem, moja ciotka nie miała powodu,
by coś ukrywać.
Ze starszymi paniami nigdy nic nie wiadomo. Lubią utykać rzeczy po kątach jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]