[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powstała natychmiast, obudzając w sobie potrzebne uniesienie, i nie zważa-
jąc na przytomność świadków, poczęta prędko nagotowane już powitanie:
Kochana, droga pani! Może nie przypominasz mnie sobie! Przyjaciółka
twej matki jedyna, najszczersza, Bramińska. Nie mogłam wymóc na sobie,
abym nie przybyła zobaczyć, uścisnąć, powitać córkę mej nieodżałowanej Zo-
si. O mój Boże! jakże ślicznie wyrosła... i jak mi matkę przypomina. Pozwól
się uścisnąć... co za chwila! Jakżem szczęśliwa!
Tu zwróciła się do stojącego wyłysiałego syna.
I niech mi wolno będzie przedstawić ci mojego Ildefonska, którego choć z
imienia sobie przypomnisz, boście się dziećmi nieraz bawili i bardzo lubili.
Lola stała ogłuszona tym wyrazów potokiem, dając się ściskać i dość zim-
no coś szepcząc. Hermie oczy świeciły się jak u kotka, który czatuje na zdo-
bycz. Biegała nimi po stojących rzędem Romanie, Bończy i hrabi Ildefonsie.
Przywitanie zresztą gościa z hrabią narzeczonym, z panem Bończą musiało
być krótkie, bo hrabina nie dawała chwili spoczynku baronównie. Widocznie
chciała ją czułością, zajęciem żywym spoufalić i pociągnąć. Paliła się jej
twarz, bo to niemałego wymagało wysiłku, ale czemuż nie podoła miłość ma-
cierzyńska?
Droga moja, kochana pani paplała niewymownie mnie to cieszy, że
cię widzę tak piękną, tak dystyngowaną, tak... a! kochałam matkę twą jak
siostrę, mogę powiedzieć.
82
Tu nachyliła się jej do ucha i przerywanym śmieszkiem szept niezrozu-
miały dokończył wstępną mowę.
Panowie przytomni, nieco opodal się skupiwszy, jedli się oczyma. Hrabia
Ildefons, obrachowany i ostrożny, zabawiał się widocznie rozpoznawaniem
sytuacji i czytaniem fizjognomii, gdyż oka z panny nie spuszczał.
Bończą bawił się brelokami od zegarka, a najnieszczęśliwszy hrabia Ro-
man smażył się dans son jus166, nic nie mówiąc. W pewnym oddaleniu od
nich Nieczujski wyswobodzony, zabrawszy miejsce u okna, spoglądał na ba-
ronównę, której mu widocznie żal było, widząc, jak się męczyła.
Jedna Herma, spektatorka167 nie interesowana całej sceny, zdawała się
zupełnie szczęśliwą, chociaż sznurowała usta i lękała się je otworzyć, aby się
nieprzyzwoicie nie roześmiać. Ci trzej pretendenci, wzajem się rozpatrujący w
sobie, śmieszyli ją nad wyraz wszelki.
Twarz Loli robiła się coraz smutniejszą i surowszą, ale się to dawało tło-
maczyć wspomnieniem matki.
Hrabia Roman, zrazu jak osłupiały postawszy chwilę, z rodzajem hero-
izmu, rezygnacji i lekceważenia siadł nareście na krześle, ale w postawie
mającej oznaczać wymownie, jak go dojmowało fałszywe położenie.
Siadł, a raczej upadł na to krzesło nieco odwrócony od panny, rękę zarzu-
ciwszy na poręcz niedbale, drugą założywszy za kamizelkę i skrzyżowawszy
nogi od niechcenia, ręka zawieszona utrzymywała kapelusz, oczy wlepił w
sufit.
Przepysznie wyglądał, jak do portretu. Bończa niby się uśmiechał do Her-
my, choć nie bardzo mu się śmiać chciało, a Ildefons hrabia Bramiński, wy-
prostowany, obliczał, jak mu się tu znajdować wypadało.
Panna nań wcale nie zwracała uwagi, chociaż matka ją zapewniła, że to
był ten Ildefonsik, z którym się tak bardzo lubiła bawić i dla którego taką
czuła sympatię.
Położenie wszystkich było nieznośne, towarzystwo z żywiołów nieprzyja-
znych złożone w jedną jakąś grupę i całość skleić się nie mogło. Lola była
widocznie na mękach.
Ale w dobrze urządzonym domu zawsze się można spodziewać dywersji168,
choćby przez kamerdynera. Zaczęto przygotowywać w drugim pokoju herbatę
i zjawiła się jak kometa przelatująca ciocia Nieczujska.
Hrabia Ildefons zdecydował się rozpocząć cichą i skromną rozmowę z Boń-
czą. Na Nieczujskiego nikt naturalnie ani spojrzał, co zdawało mu się doga-
dzać. Swobodny, spokojny patrzał sobie to na ogród, to na Lolę, której oczy
kilka razy szukać się go zdawały.
Opuszczony hrabia Roman poczynał się burzyć w sobie, gdy litościwa
Herma przyszła mu w pomoc i przysiadła do niego.
Jakże się ma stryj hrabiego? odezwała się sam przyjazd pański zdaje
się zapewniać, że lepiej... Lola była o jego zdrowie niespokojną.
166
d a n s s o n j u s (fr.) - we własnym sosie
167
s p e k t a t o r (łac.) - widz, obserwator
168
d y w e r s j a (łac.) - tu: działanie mające na celu odwrócenie uwagi od
czegoś
83
Tak jest, stryj mój ma się lepiej znacznie rzekł Roman smutnym głosem
ofiary niewinnie poświęconej.
Zniżył glos i po namyśle dodał:
Z jego rozporządzenia przybyłem tu, gdyż inaczej nigdy bym się tak czę-
sto nie śmiał naprzykrzać, zwłaszcza że w Gromach, jak widzę, nie zbywa na
towarzystwie.
A! to tylko dziś taki jakiś dzień szczęśliwy złośliwie poczęła Herma na
dnie powszednie nie mieliśmy nikogo oprócz pana Adolfa Nieczujskiego.
Widzę, że nie odjechał jeszcze...
Lola go zatrzymała mówiła z pewnym naciskiem Herma to bardzo do-
bry i miły człowiek, chociaż niepozorny.
Tak bardzo niepozorny śmiejąc się dodał Roman.
Ale mężczyzna bardzo przystojny podchwyciła Herma a że troszkę za-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]