[ Pobierz całość w formacie PDF ]
straszniejszy? Dreszcz go przebiegł, uczuł lęk. Wrócił na posłanie, poło\ył się i z chorobliwym
przera\eniem wpatrywał się w obraz.
A jednak czuł, \e portret zrobił coś dla niego. Uświadomił mu, jak niesprawiedliwie, jak
okrutnie postąpił z Sybilą Vane. Ale czas jeszcze wszystko naprawić. Mimo wszystko zostanie
jego \oną. Jego miłość samolubna i sztuczna ustąpi porywom wy\szym, przeobrazi się w uczucie
szlachetniejsze, a ten portret malowany przez Bazylego Hallwarda będzie dlań tym, czym dla
jednego, jest świętość, dla drugiego sumienie, a dla wszystkich bojazń Boga. Istnieją rozmaite
narkotyki usypiające sumienie, a tak\e trucizny stępiające poczucie moralne. Ale tu był widomy
symbol poni\enia przez grzech. Tu był stale obecny znak ruiny, do której ludzie doprowadzają
swoje dusze.
Wybiła godzina trzecia i czwarta, zegar wydzwonił jeszcze dwa kwadranse, a Dorian Gray nie
poruszył się z miejsca. Usiłował pochwycić szkarłatne nici \ycia i utkać z nich deseń, znalezć
drogę w krwawym labiryncie namiętności, w który się zapuścił. Nie wiedział, co czynić lub
myśleć. Wreszcie siadł przy stole i napisał namiętny list do dziewczyny, którą był kochał, błagał,
by mu przebaczyła, oskar\ał siebie o szaleństwo. Jedną stronicę po drugiej zapisywał słowami
dzikiego \alu i jeszcze dzikszego bólu. Istnieje przecie\ rozkosz w samooskar\eniu. Ganiać
siebie samych czujemy, \e nikt ju\ do tego nie ma prawa. Spowiedz, nie kapłan, daje nam
rozgrzeszenie. Po ukończeniu listu Dorian uczuł, \e uzyskał przebaczenie.
Nagle zapukano do drzwi i z przedpokoju dał się słyszeć głos lorda Henryka:
Mój drogi chłopcze, muszę z tobą pomówić. Otwórz mi. Nie wolno ci się tak zamykać.
Nie odpowiedział zaraz i zachowywał się całkiem cicho. Pukanie powtórzyło się, mocniejsze
ni\ za pierwszym razem. Tak, najlepiej będzie zobaczyć się z lordem Henrykiem i wyłuszczyć
mu, \e zamierza rozpocząć nowe \ycie, posprzeczać się z nim w razie potrzeby, ostatecznie
rozstać się, jeśli to będzie nieodzowne. Zerwał się, zasłonił obraz parawanem i otworzył drzwi.
Tak mi strasznie przykro, Dorianie, z powodu tej całej historii rzekł lord Henryk
wchodząc. Ale tobie nie wolno zbytnio nad tym rozmyślać.
Mówisz o Sybili Vane? spytał Dorian.
Oczywiście odparł lord Henryk, padając na krzesło i powoli ściągając z rąk \ółte
rękawiczki. Straszne to poniekąd, ale tyś temu nie winien. Powiedz, czy byłeś jeszcze za
kulisami i mówiłeś z nią po przedstawieniu?
Tak.
Wiedziałem, \eś tam poszedł. Zrobiłeś jej scenę?
Byłem brutalny. Ale teraz wszystko ju\ dobrze. Niczego nie \ałuję. Nauczyłem się lepiej
znać samego siebie.
Ach, Dorianie, cieszy mnie, \e tak się na to zapatrujesz. Obawiałem się, \e zastanę cię
kajającego się w skrusze i wichrzącego swe piękne pukle.
To wszystko ju\ poza mną z uśmiechem odparł Dorian, potrząsając głową. Teraz
jestem całkiem szczęśliwy. Wiem przede wszystkim, co to sumienie. Nie jest tym, co ty mówiłeś.
Ono jest pierwiastkiem najbardziej boskim. Nie wyśmiewaj się z tego, Harry, przynajmniej nie w
mojej obecności. Ja chcę się stać dobry. Nie mogę znieść myśli, \e dusza moja jest brzydka.
Wspaniała podstawa artystyczna dla etyki, Dorianie. Winszuję ci. Od czego zamierzasz
rozpocząć?
Od o\enienia się z Sybilą Vane.
Od o\enienia się z Sybilą Vane? wykrzyknął lord Henryk, zrywając się z krzesła i
patrząc na niego z przera\eniem. Ale\, mój drogi Dorianie&
Tak, Harry, wiem, co chcesz powiedzieć. Coś szkaradnego o mał\eństwie. Nie mów mi
więcej podobnych rzeczy. Przed dwoma dniami prosiłem Sybilę Vane, aby została moją \oną!
Nie złamię danego jej słowa. Będzie moją \oną!
Twoją \oną, Dorianie! Czy nie otrzymałeś mego listu? Pisałem ci dziś rano i przesłałem list
przez mego słu\ącego.
Twój list? O tak, przypominam sobie. Nie czytałem go, Harry. Bałem się, \e będzie w nim
mo\e coś, co by mi się nie podobało. Szarpiesz \ycie na strzępy swymi epigramami.
Nic zatem nie wiesz?
Co chcesz przez to powiedzieć?
Lord Henryk przeszedł przez pokój, usiadł obok Doriana, ujął jego obydwie ręce i mocno
uścisnął.
Dorianie rzekł mój list& nie przera\aj się& miał ci powiedzieć, \e Sybila Vane nie
\yje.
Krzyk bólu wyrwał się z ust młodego człowieka. Zerwał się i wyrwał ręce z uścisku lorda
Henryka.
Nie \yje? Sybila nie \yje? To nieprawda. To kłamstwo okropne! Jak śmiesz mówić coś
takiego!
To prawda, Dorianie powa\nie rzekł lord Henryk. Donoszą o tym wszystkie
dzienniki poranne. Pisałem ci, abyś nie widział się z nikim, dopóki ja nie przyjdę. Oczywiście,
odbędzie się śledztwo i nie mo\na dopuścić, abyś ty został w nie wplątany. Takie rzeczy w
Pary\u robią człowieka modnym. Ale w Londynie ludzie są tak pełni przesądów. Tu nie nale\y
[ Pobierz całość w formacie PDF ]