[ Pobierz całość w formacie PDF ]

remontowaną od niepamiętnych czasów przychodnię i z zawodowym zainteresowaniem
śledziłem zza nich stróża prawa.
Nie trwało to długo  popsykiwanie ucichło, zza rogu wyłonił się drugi policjant, równie
chuderlawy jak ten pierwszy, i obaj pośpiesznym krokiem oddalili się w stronę Domów
Centrum. Poszedłem z ciekawości za róg. Obelgi wobec policji, wypisali kiedyś przez kogoś
na ścianie pierwszego za rogiem budynku, zostały niedbale zamazane, a ponad nimi pysznił
się krzywy, pryśnięty sprejem w wyraznym pośpiechu napis  Jebać lumpów! .
Znalazłem właściwą bramę  jej fasadę ozdabiały dziesiątki tabliczek z nazwami firm i
jeszcze więcej dziur po tabliczkach już poodrywanych. Nigdzie nie było ani słowa o  salonie
wróżby Futura . Z wydobytą z kieszeni kartką zbliżyłem się do domofonu, wstukać na nim
numer mieszkania. Klawisze były głuche, martwe. Nikt nie odpowiedział, nie zapaliło się
żadne światełko, nie zaświergolił elektroniczny sygnał. Spróbowałem raz i drugi, w końcu z
rezygnacją popchnąłem drzwi ręką. Otworzyły się bez najmniejszego oporu  zamek był
wyłamany.
Również na solidnych wysokich drzwiach o przedwojennym wyglądzie, do których
doprowadziła mnie klatka schodowa kamienicy, nie było żadnego szyldu. Ale można było
dopatrzyć się dziur po śrubach, które zapewne kiedyś go mocowały.
Zapukałem nocno  raz, drugi, trzeci. Byłem już bliski rezygnacji, kiedy po drugiej
stronie odezwał się kobiecy głos:
 Kto tam?
Fatalne pytane, jak na renomowaną wróżkę. Odchrząknąłem.
 Dobry wieczór. Nazywam się Rafał Aleksandrowicz, jestem dziennikarzem...
 Proszę mi dać spokój! Salonu już tu nie ma, zamknięty.
 Ale ja w innej sprawie. Umawiałem się z panią Serenitą.
Głos po drugiej stronie drzwi aż zaniósł się oburzeniem:
 Nieprawda! Z nikim się nie umawiałam!
 Ależ tak  uśmiechnąłem się z uczuciem triumfu.  Napisała pani kiedyś do mnie do
redakcji list, a w nim zaproszenie, żebym się skontaktował, jeśli chciałbym się dowiedzieć o
prawdziwej magii. Chodziło o mój felieton, pamięta pani? No, więc właśnie potrzebuję się
czegoś na ten temat dowiedzieć i chciałbym z tego zaproszenia skorzystać.
Długotrwałą ciszę przerwał zgrzyt zasuw i rygli. Drzwi otworzyły się gwałtownie;
wychynęła z nich sucha, wysoka kobieta z mnóstwem czarnych, nierozczesanych włosów,
owinięta w wytarty szlafrok. Nie zwracając na mnie uwagi, starannie lustrowała korytarz 
popatrzyła w lewo, w prawo, znowu w lewo, po czym gwałtownym ruchem złapała mnie za
wszarz, wciągnęła do środka i natychmiast znowu zajęła się zamykaniem imponującej liczby
zasuw.
Znalazłem się w ogromnym jak na współczesne standardy przedpokoju, z którego widać
było pogrążony w półmroku pokój.
 Kogo się pani tak boi?
Pytanie pozostało bez odpowiedzi. Skończywszy zabezpieczanie drzwi, Serenita milcząco
wskazała mi drogę do pokoju, w którym niegdyś zapewne przyjmowała klientów. Wyjąwszy
kilka rekwizytów w rodzaju wielkiej kryształowej kuli czy trupiej czaszki na stole, wystrój
przyćmionego wnętrza bardziej niż z magią kojarzył mi się z perskim burdelem.
Serenita rozsiadła się, zapewne z przyzwyczajenia, po drugiej stronie stołu z trupią czachą.
Z odpowiednio zrobionym makijażem i w należytym oświetleniu miała szansę wyglądać
odpowiednio do swej profesji. Ale w tej chwili sprawiała wrażenie starego, skiepszczonego
kaszalota. Umiejętnie zresztą to wrażenie uwydatniła, wyciągając z kieszeni szlafroka i
zapalając jakiegoś okrutnie cuchnącego sierściucha bez filtra.
 No, więc cóż się takiego stało, że po tylu miesiącach raczył pan na moją ofertę
odpowiedzieć?  zapytała, odkasławszy i odrzęziwszy swoje po pierwszym, głębokim
machu.
Opowiedziałem pokrótce jak zetknąłem się z promocyjną ofertą  Sprawiedliwej Magii .
Skinęła głową; wiadomość o tej firmie wyraznie nie była dla niej nowością.
 I skorzystał pan?
 A kto by nie skorzystał?
 Uhm. Współczuję. No cóż, rozumiem prostych ludzi, ale pan przecież został
ostrzeżony. Zresztą, nie moje zmartwienie. W ogóle nic mnie to wszystko już nie obchodzi.
 No tak, widzę, że zwinęła pani interes. Można spytać, dlaczego?
 A czyż nie jest to oczywiste? Jak to ujął pewien były minister: nie zamierzam się kopać
z koniem.
 Konkurencja? Coś jak hipermarket wykańczający małe sklepiki?
 Raczej coś jak mafia wykańczająca wszystkich, którzy nie chcą jej płacić haraczu.
Trudno, znajdę sobie inne zajęcie.
Skinąłem głową, udając zrozumienie.
 Pisała pani, że żaden prawdziwy profesjonalista nie podejmie się zleceń mających
przynieść komuś szkodę. Ale żeby komuś uschła ręka, pokrył się ropiejącymi parchami czy
doznał podobnych sensacji, tego chyba byle amator nie sprawi?
Przyjrzała mi się uważnie.
 Widzę, że nie dotarło jeszcze do pana, z kim mamy do czynienia. Oczywiście,
podtrzymuję to, co panu pisałam. %7ładen zajmujący się magią człowiek, normalny człowiek,
suwerenny w swoich decyzjach, nie podejmie działań, które wprowadzają w normalną
cyrkulację mocy dodatkowe negatywne energie. Ale w wypadku  Sprawiedliwej Magii nie
mamy do czynienia z ludzmi. W każdym razie nie z ludzmi normalnymi. Dla nich
doprowadzenie do eksplozji zła, do wybuchu niekontrolowanej nienawiści to nie zagrożenie.
To cel, do którego dążą, i na dodatek nic ich w żaden sposób nie ogranicza w doborze
stosowanych dla jego osiągnięcia środków. Podjudzanie do zemsty, nakręcanie spirali
nienawiści, to ich ulubiona metoda działania: niech ludzie sami niszczą się nawzajem i sami
padają ofiarą spowodowanego przez siebie zła, niech się gryzą i rzucają na siebie klątwy. I to
najlepiej w przeświadczeniu, że w ten sposób staje się zadość sprawiedliwości. Człowiek
nigdy nie jest w stanie wyrządzić więcej szkód niż wtedy, gdy ma głębokie przekonanie, że
tylko wymierza sprawiedliwość.
Zaciągnęła się ponownie głęboko cuchnącym dymem, a potem przez dłuższą chwilę
wpatrywała mi się w oczy, ponad czerepem ustawionej na stole czaszki.
 Panie redaktorze  podjęła wreszcie.  Jeżeli naprawdę jeszcze się pan nie domyślił,
kto stoi za spółką  Sprawiedliwa Magia , to dziwię się jak prasa może zatrudniać równie
nieinteligentnych pracowników.
Owszem, domyślałem się i nie będę udawał  kiedy wracałem do domu i kiedy po raz
sam nie wiem który sprawdzałem swoją skrzynkę pocztową  czułem na plecach zimny
dreszcz. A już szczególnie mocno poczułem go następnego dnia rano, kiedy wreszcie w moim
domu pojawił się zapowiedziany przez Rudą Akwizytor.
Ale trzymajmy się kolejności wydarzeń. Najpierw zadzwonił Zbyszek. Po wieczorze,
kiedy długo nie mogłem zasnąć, zastanawiając się nad skutkami działalności  Sprawiedliwej
Magii , wyrwał mnie z łóżka pierwszym, bladym świtem, kiedy są w stanie funkcjonować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl