[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skroni, nos, wprawdzie trochę za długi, a usta zbyt małe, ale czoło wysokie,
czyste, włosy również wspaniałe. Nawet na tej amatorskiej fotografii widać, że
muszą być gęste, ciężkie, błyszczące. Właściwie Malika Jusupowna robiła wrażenie
osoby niezbyt sympatycznej, ale jej twarz, nieco egzotyczna, wschodnią, łatwo
było zapamiętać. I na tym fakcie budowałam swoje proste wnioski.
Lubieżny staruszek, spędzający czas przy oknie z lornetką polową, mógł widzieć
twarz kobiety, która z zimną krwią wrzuciła Jewgienija do rzeki. Coś mi
podpowiadało, że damulką odzianą w sukienkę Liki była Malika Jusupowna. Istniał
tylko jeden sposób na potwierdzenie tego przypuszczenia, więc pojechałam na
nabrzeże.
Nie znałam ani adresu, ani nazwiska, ani imienia dziadka. Pewnie w sądzie,
podczas rozprawy, odczytywano wszystkie jego dane, ale wyleciały mi już one z
głowy. Nie traciłam jednak ducha. Znam miejsce, gdzie dokonano przestępstwa, i
pamiętam jeszcze, że dziadunio mieszka na poddaszu. W tej okolicy rzeka lekko
skręca, a na nabrzeżu stoi tylko jeden budynek mieszkalny, wysoki,
wielopiętrowy, z jedną klatką schodową. Staruszek musi mieszkać właśnie w tym
domu, nigdzie indziej, wokół jest pusto, widać tylko jakieś garaże.
Rozdział 14
Dotarłam na miejsce i musiałam stwierdzić ze smutkiem, że na ławeczce przed
klatką schodową nie ma nikogo. To zrozumiałe, w końcu siąpił cały czas okropny
drobny deszczyk, więc nawet najbardziej zawzięte plotkary wolały siedzieć w domu
i patrzeć w kolorowe telewizory, emitujące meksykańskie seriale. Zastanowiłam
się chwilę, po czym weszłam na przedostatnie piętro i zadzwoniłam do drzwi
jakiegoś mieszkania. Usłyszałam szuranie, i zaraz w progu stanęło niewiarygodnej
tuszy babsko, mniej więcej w moim wieku, może trochę starsze. W ślad za
tłuściochą na klatkę schodową wypłynął odurzający zapach zupy na mięsie.
Olbrzymka trzymała w rękach bochenek białego chleba.
- Dzińdbry - burknęła. - Myślałam, że to mój chłop wrócił.
- Dzień dobry - rzekłam z uprzejmym uśmiechem.
- A pani czego potrzeba? - dość życzliwie zapytała góra mięsa z bułą.
- Mam pewną sprawę - zaczęłam się wahać - ale właściwie sama nie wiem, jak to
powiedzieć...
- %7łe co? - Baba przechyliła głowę na bok. - Sprzedajesz różne duperele?
- Nie, nie, sprawa jest bardzo delikatna. Widzi pani, mam córkę, śliczną
dziewczynę, ma dziesięć lat, ale wygląda na piętnaście, taka duża.
- %7łe co? - powtórzył babsztyl. - Nic nie łapię, co ja mam z tym wspólnego?
- Dziewczyna uczy się tutaj, szkoła jest niedaleko pani domu - kłamałam jak z
nut.
- Aha - pokiwała głową grubaska - fakt, jest szkoła, moja Kątka tam chodzi.
- No właśnie. Więc córka, żeby sobie skrócić drogę do metra, biegnie przez plac
zabaw. Wczoraj na waszym podwórku podszedł do niej jakiś staruszek, niski,
niepozorny i powiedział:  Maleńka, jeśli rozbierzesz się przy mnie, dam ci sto
rubli". Oczywiście córka się wystraszyła i chciała uciec, ale straszny dziadunio
złapał ją za ramię.  Nie bój się, jagódko, palcem cię nie dotknę, po prostu
popatrzę z daleka. Czyżbyś nie chciała
dostać za nic całe sto rubli?". Moja córka wyrwała się i pobiegła do metra, a
ten lubieżny łajdak krzyknął za nią:  Jeśli się namyślisz, to ja mieszkam w tym
domu...". I jeszcze podał jej numer mieszkania, ale wystraszone dziecko
oczywiście go nie zapamiętało. Tak więc przyszłam zapytać, czy nie wie pani, kto
tu uprawia podobny proceder? Babsko wsunęło chleb do szafki.
- A to gnida, starych zabaw mu się zachciało! Mało mu jeszcze Mitka dołożył!
- Kto to jest?
Baba westchnęła głośno.
- A sąsiad, świntuch! Mieszka nad nami. Wie. pani, co on robi? Podgląda
wszystkich przez lornetkę. Myśmy nie mieli o tym pojęcia. Chował się w parku i
zapuszczał żurawia do mieszkań na niższych piętrach, a tu stoi tylko nasz blok,
ludzie nikogo się nie wstydzili, firanek nie zasuwali. Ale wreszcie się wydało!
Zaczął w bramie zaczepiać Lenkę Motkinę, namawiać, coś jak pani córkę, żeby się
rozebrała, tylko nie obiecywał jej pieniędzy, ale nałgał, że niby zna tego
najważniejszego z filmu, no tego, wąsatego...
- Nikitę Michałkowa?
- Właśnie! %7łe niby tamten będzie kręcić film erotyczny, a Sawielij Pietrowicz
jest jego agentem, poszukuje artystek. Widzicie go, jak wykombinował! Tylko że
Lenka mu nie uwierzyła i odmówiła, a Sawielij powiedział jej wtedy:  A czego się
wstydzisz, ja cię i tak co wieczór gołą widzę".
Lena bardzo się zdziwiła i opowiedziała o wszystkim swojemu narzeczonemu Mitce,
chłopak szybko załapał, o co chodzi, podpatrzył Sawielija w krzakach i porządnie
przetrzepał mu skórę. A Lena powiadomiła sąsiadów o hobby dziadka, więc ludzie
zaczęli zasłaniać okna i ze złością spoglądać na starego bezwstydnika.
- To on - kręciła głową grubaska - więcej tu takich nie ma, reszta jest
normalna. No, wypiją, pobiją się, to się zdarza wszędzie... To Sawielij
Pietrowicz, świntuch jeden, idz do niego.
Zbiegłam na dół, otworzyłam bagażnik i wyciągnęłam stamtąd kilka magazynów
pornograficznych z nader śmiałymi, niekiedy wręcz obrzydliwymi zdjęciami.
Kupiłam je po drodze
w kiosku, płacąc zresztą za  różową landrynkę" niemałe pieniądze. Co sobie
pomyślał sprzedawca, kiedy podeszła do niego dobrze ubrana kobieta i cichym
głosem poprosiła o wyjęcie spod lady nieprzyzwoitych pism  Mister N" i  Chcę to
zobaczyć", tego nie wiem, ale grube kolorowe miesięczniki sprzedał mi bez
mrugnięcia okiem.
Sawielij Pietrowicz przypominał białą mysz, która w wyniku jakiegoś
nieporozumienia postanowiła udawać człowieka. Wą-ziuteńka twarzyczka, a
właściwie, chciałoby się powiedzieć, pyszczek, z długim nosem, maleńkimi
oczkami-paciorkami i zaskakująco szerokimi ustami, wilgotnymi i grubymi, krótka
szyja przechodząca w spadziste, jak gdyby kobiece ramiona, na wysokości których
od razu zaczynał się brzuch, kończący się praktycznie przy kolanach. Poniżej
sterczały dwie patykowate nóżki w dywanowych kapciach. Sawielij Pietrowicz był
korpulentny, choć drobny, jeśli rozumiecie, co mam na myśli: drobne kości, niski
wzrost i gruba warstwa tłuszczu.
Ujrzawszy mnie, staruszek zapytał ze zdziwieniem:
- Pani do mnie? Mrugnęłam do niego:
- Cześć.
- Cześć - odparł lekko speszony dziadek.
- Mogę wejść?
- Proszę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl