[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najróżniejsze rzeczy. W ciągu ostatnich dwóch lat nauczyłem się więcej niż przez
poprzednie dwadzieścia sześć. No i spotkałem ciebie. To, jak dotychczas, moje
największe osiągnięcie. Wątpię, czy uda mi się to czymś przebić. Chciałbym, żebyśmy
razem zamieszkali, chciałbym też otworzyć małą kancelarię prawną. Czułem, że muszę
powiedzieć ci o tym wszystkim. Może się zdarzyć, że pomogę mecenasowi Phillipsowi, o
ile Tom będzie potrzebował obrony.
Phillips wiedział o tobie, prawda?
Tak. To stary wyga. Ma pamięć jak słoń. Od razu zapytał, czy jestem tym Grantem
Giffordem. Moje bostońskie wyczyny znalazły się na pierwszych stronach gazet w Tulsie
i Oklahoma City,
Znokautowałeś tego faceta?
Powiedziałbym raczej, że facet nie ma już wielu powodów, żeby się tak uśmiechać jak
kiedyś.
Zwietnie!
206
No proszę. Czy to znaczy, że nie boisz się związać z prawnikiem włóczęgą, który będzie
musiał zaczynać od zera?
Pomyślę. Niezle całujesz. To przemawia na twoją korzyść.
Tato! Tato!
Henry Ann mylą weki w wannie na ganku od podwórza, kiedy usłyszała pisk Jaya.
Przeszła szybko przez dom i zobaczyła Johnny'ego za kierownicą samochodu Toma.
Tom wysiadł z drugiej strony.
Zauważył biegnącego Jaya, zatrzymał się i uśmiechnięty zaczekał na synka. Potem
nachylił się, by objąć go, mocno przytulić i wziąć na ręce. Oczy Toma odszukały Henry
Ann. Zarost na jego twarzy tylko podkreślał, jak bardzo jest zmęczony. Miał na sobie
wymiętą koszulę, a przez dziury wypalone w spodniach prześwitywało gołe ciało.
Zauważyła, że dłonie trzyma odwrócone ku górze.
Chyba kiepsko wyglądam - rzucił wchodząc na werandę.
Na moje oko wyglądasz świetnie. - Miał przekrwione białka i pachniał dymem. - Pozwól,
że wezmę Jaya. Chodz, złotko. Tatuś jest bardzo zmęczony.
Tom postawił syna na ziemi.
Ciocia piecze placek - oznajmił Jay i objął Henry Ann za nogi.
Kocha cię - powiedział cicho Tom, patrząc jej w oczy.
Ja też go kocham. Jak twoje ręce?
Będzie dobrze.
Zaraz wróci Grant. Powiedziałam mu, żeby się zatrzymał u doktora Hendricksa i wziął
jakąś maść.
Muszę się umyć, zanim pojadę do miasta. Trzeba powziąć jakieś... decyzje. Miałem
nadzieję, że pojawią się rodzice Emmy-Jean.
Grant przywiezie ci świeżą koszulę i spodnie. Przygotowałam przybory do golenia taty.
Dziękuję. Zwrócę ci za to.
Nie zgadzam się na to, by między nami była jakakolwiek rozmowa o zwracaniu
czegokolwiek. Chyba że... coś się zmieniło od zeszłej nocy?
Nic się nie zmieniło. Poza tym, że nad moją głową zawisła ciężka chmura.
Rozwiejemy ją... wspólnie, jeśli też tego chcesz.
Wiesz że tak, ale nie darowałbym sobie, gdyby stała ci się przez to jakaś krzywda,
Masz na myśli moją reputację? - uśmiechnęła się, patrząc mu prosto w oczy.
Nie zdawałem sobie sprawy, że ludzie o nas gadają, dopóki szeryf dziś o tym nie
wspomniał.
Zaczęło się od tej starej plotkary, która widziała nas razem w poczekalni doktora. Wtedy,
kiedyśmy zawiezli Jaya. Potem widziała cię tu w tamto niedzielne popołudnie. Nie
przejmuj się tym, nie ma sensu.
Muszę się przejmować! Wszystko, co dotyczy ciebie, jest dla mnie ważne.
Teraz się ogól. W stodole stoi duża wanna. Przyniosę ci trochę podgrzanej wody.
Nie musisz tego robić.
Zrobię, zrobię. Będziesz musiał pozwolić, żeby inni ci pomagali, dopóki ręce ci się nie
wygoją.
Dobrze, szępani - uśmiechnął się po raz pierwszy tego dnia.
207
Wrócił Grant, a z nim Karen. Przywiózł ubrania i maść, o którą prosiła Henry Ann.
Doktor Hendricks mówi, że okład z sody, który przyłożyła Ciotka Dozie, jest tak samo
dobry na poparzenia jak maść. - Karen promieniała bardziej niż zwykle. Jej roześmiane
oczy stale spoglądały na Granta, on też nie spuszczał z niej wzroku.
Tom myje się w stodole. Grant, może położyłbyś mu trochę tej maści na plecy, jak
zdejmie koszulę.
Wstąpiliśmy do domu i tata znalazł dla niego trochę skarpet i bielizny - powiedziała
Karen.
Na pewno się ucieszy. Wszystko stracił w ogniu.
Jak tylko Grant wyszedł z domu, Karen podbiegła do Henry Ann i objęła ją.
Grant poprosił, żebym za niego wyszła. O, Henry Ann, taka jestem szczęśliwa.
Karen...
Nic się nie martw. Opowiedział mi o sobie wszystko - przerwała jej prędko. -Jest dobrym
człowiekiem. I godnym szacunku. Rozmawialiśmy z tatą, dał nam swoje
błogosławieństwo.
W takim razie się cieszę. Lubię Granta i miałam nadzieję, że istnieje jakieś sensowne
wytłumaczenie tego, że... że...
Ze został włóczęgą - Karen zaśmiała się radośnie. - Miał swoje powody, ale powie ci o
nich w swoim czasie. Gdzie jest Jay?
W stodole z Tomem. Co ludzie mówią w mieście?
Na pewno chcesz wiedzieć?
Nie mówią niczego, o czym byśmy nie wiedzieli, że zaczną mówić. A więc, że Tom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]