[ Pobierz całość w formacie PDF ]
epokowego, ja wykładam fundusze na realizację projektu, po
czym następuje spektakularna klapa!
- Wykładasz fundusze - powtórzył zmienionym głosem
Gustavo, wyraznie zły. - Czy po to byłaś mu... Nie! Wcale
tego nie powiedziałem! Nic nie słyszałaś, proszę! - Ukrył
twarz w dłoniach, nie posiadając się ze wstydu.
- Sugerujesz, \e o\enił się ze mną dla pieniędzy? - spytała
niewinnie. - No coś ty! Kto robi podobne rzeczy w
dzisiejszych czasach?
- Joanno, błagam! Czy musisz mi to wyrzucać?
- Ale co takiego? Ach, to! - zawołała, jakby dopiero w tym
momencie pojęła, w czym rzecz. - No tak, przecie\ właśnie ty
zamierzałeś poślubić mnie ze względu na majątek!
Zacisnął szczęki.
- Skoro tak stawiasz sprawę...
- Oczywiście w twoim przypadku było to zupełnie co
innego - droczyła się dalej.
- Dobrze, śmiej się ze mnie, ale to naprawdę było co
innego. Ja cię od początku ogromnie lubiłem, inaczej w ogóle
nie brałbym takiego rozwiązania pod uwagę.
- Wiem o tym doskonale - zapewniła go uspokajającym
tonem. - Wybacz, wcale nie zamierzałam sobie z ciebie
dworować, no, mo\e troszeczkę, by cię rozbawić. W tej całej
nieszczęsnej sytuacji tkwi pewien komizm. Na marne poszło
całe... - Nagle urwała i szybko otarła łzę, tak szybko, \e on
niczego nie dostrzegł.
- Co poszło na marne?
- No... całe planowanie przyszłości.
- A właśnie, co porabiasz w najbli\szych dniach? Pytam,
bo dostałem zaproszenie na ślub lady Henrietty Rannley. Czy
mam rację, sądząc, \e ty te\ się tam wybierasz?
Joanna z trudem ukryła uśmiech, na wszelki wypadek
odwróciła głowę.
- Czy\by Billy miał za długi język? Gustavo wolał ująć to
dyplomatyczniej.
- Twój syn to bardzo pomocny chłopiec.
Muszę porozmawiać z Billym, postanowiła Joanna.
Nale\ą mu się podziękowania.
Rozpierało ją poczucie szczęścia. Gustavo zadał sobie
wiele trudu - wyłącznie po to, by być z nią! Nie potrafiła
myśleć o niczym innym.
- W takim razie najwygodniej byłoby chyba jechać do
Rannley Towers razem, nie sądzisz? - odezwała się w końcu,
pozbierawszy się jakoś. - Ja jestem zaproszona na jutro, mam
nocować, ty zapewne te\.
Kiedy nie usłyszała odpowiedzi, odwróciła się i ujrzała, \e
on poło\ył głowę na poduszce i zasnął. Widać opadła go nagła
senność i musiał się jej poddać, a Joanna nie dziwiła się temu
wcale, w końcu miał za sobą wyjątkowo długą podró\.
Starając się nie obudzić Gustava, ostro\nie uniosła jego nogi i
uło\yła je na kanapie, a potem przykryła go kocem.
Przez chwilę stała nachylona, przyglądając mu się
uwa\nie. Rysy Gustava wygładziły się, znikło z nich napięcie,
jakby ta rozmowa przyniosła mu ulgę, zdejmując z jego
barków przynajmniej część cię\aru. Zaczynał przypominać
tego młodego człowieka, którego obraz Joanna przez tyle lat
nosiła w sercu.
Delikatnie pocałowała go w czoło.
- Dobranoc. Miłych snów.
Poszła do sypialni, myśląc o tym, jak była pewna siebie,
gdy jechała na to spotkanie po latach. Zamierzała uwolnić się
od słabości do Gustava raz na zawsze i czuła się na siłach, by
to zrobić. I tak by się stało, gdyby nie ujrzała człowieka
głęboko zranionego, który potrzebował jej przyjazni i pomocy,
bo przed kimś takim nie mogła się bronić.
Nie ucieknie przed nim, za pózno ju\ na to. Lecz tym
razem nie poprzestanie na przyjazni. Tym razem chce więcej,
du\o więcej.
Tym razem chce mieć go całego.
Rano nie znalazła w salonie nikogo. Gustavo zjawił się,
gdy kończyła jeść śniadanie.
- Zamierzałem zostawić ci krótki list z przeprosinami za
moje prostackie zachowanie, ale nie wiedziałem, jak to ubrać
w słowa, więc wymknąłem się cichcem jak złodziej do
swojego pokoju - wyznał z zakłopotaniem.
- Nie przejmuj się takimi drobiazgami. Jedziemy do
Rannley Towers razem, prawda? Za godzinę będę gotowa do
wyjścia.
- W takim razie czekam na dole. Aha, Joanno... Dziękuję
za wszystko.
Więcej ju\ nie nawiązywał do poprzedniego wieczoru.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]