[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mi.
 A zobaczymy stąd Sklep?  spytał.  Z zewnątrz?
297
 Prawdopodobnie.  Masklin wspiął się na szczyty swych umiejętności dyplo-
matycznych.  Nie odjechaliśmy znowu aż tak daleko. . .
Znalazło się wielu pomocników do spuszczenia ich za tylną ścianę skrzyni, szybko
więc znalezli się na ziemi, którą Gurder odruchowo nazwał podłogą. Siąpiła mżawka,
ale Masklin z radością wciągnął w płuca mokre powietrze. Na pewno byli na zewnątrz,
bo powietrze było prawdziwe, choć lekko chłodne. I pachniało jak powietrze, a nie jak
coś, czym wcześniej oddychało tysiące nomów.
 Zraszacze się włączyły  odezwał się niespodziewanie Gurder.
 Co się włączyło?
 Zraszacze. Są w suficie na wypadek poża. . .  Gurder urwał, uniósł głowę i jęk-
nął.  O rany!
 Chciałeś powiedzieć, że deszcz pada  podpowiedział mu uprzejmie Masklin.
 O rany!
 To tylko woda spadająca z nieba.  Masklin poczuł, że tamten spodziewa się
po nim czegoś więcej, więc dodał:  Deszcz jest mokry i można go pić. I nie musi się
mieć spiczastej głowy, bo i tak spłynie na ziemię.
298
 O rany!
 Dobrze się czujesz?
Gurder zaczął dygotać.
 Nie ma sufitu!  jęknął.  I jest taki wielki!
Masklin poklepał go po ramieniu i zacytował:
 Naturalnie, że dla ciebie to wszystko jest nowe, ale nie musisz się bać wszystkie-
go, czego nie rozumiesz.
 Zmiejesz się ze mnie w duchu? Wiem, zasłużyłem.
 Nie śmieję się. Wiem, jak to jest, kiedy wszystko jest nowe i straszne. Wiem, jak
to jest być przestraszonym.
Gurder zmobilizował się z wyraznym wysiłkiem.
 Przestraszony? Kto?! Ja czuję się zupełnie normalnie, tyle że trochę. . . hm. . .
zaskoczony. Przyznaję, że nie spodziewałem się, że to będzie takie. . . takie zewnętrzne.
Teraz, jak się przekonałem, jakie jest, czuję się znacznie lepiej. Tak. . . no to takie jest
to Zewnątrz. . . Duże. To wszystko, co widać, czy jest tego więcej?
299
 Znacznie więcej. Tam, gdzie mieszkaliśmy, od jednego krańca świata do drugiego
było tylko Zewnątrz.
 Aha  bąknął słabo Gurder.  Cóż. . . chyba tego dla wszystkich wystarczy. . .
No i dobrze.
Masklin zajął się oglądaniem ciężarówki  była prawie wklinowana w wąską alejkę
pełną śmieci i jakichś odpadków. No i z tyłu była solidnie pogięta.
Przeciwległy koniec alejki był jasno oświetlony. Akurat ulicą przemknął jakiś po-
jazd błyskający niebieskim światłem i śpiewający. Może nie było to najwłaściwsze okre-
ślenie, ale inne nie przychodziło Masklinowi do głowy.
 Dziwne  uznał Gurder.
 W domu też czasami takie jechało  przypomniał sobie Masklin, w głębi ducha
zadowolony, że tym razem to on wie różne rzeczy.  Gdy jedzie autostradą, to go tak
słychać: Dee-dah dee-dah DEE-DAH DEE-DAH dee-dah. Wydaje mi się, że on tak
świeci i śpiewa, żeby mu inni ustępowali z drogi.
Przemaszerowali wzdłuż rynsztoka i ostrożnie wyjrzeli ponad chodnikiem za róg,
akurat gdy przejechał następny świecąco-śpiewający.
300
 On bardziej wyje. . .  zaczął Gurder.  O Raju Przecen!
Sklep płonął.
Płomienie migotały w górnych oknach niczym zasłony na wietrze, a nad dachem
unosił się słup dymu, wyraznie widoczny jako ciemniejąca kolumna na tle deszczowe-
go nieba. Sklep miał ostatnią wyprzedaż  Wielką Finałową Wyprzedaż wszelkiego
rodzaju iskier, płomieni i dymów, i to całkiem za darmo (czyli Dla Każdej Kieszeni).
Na ulicy miotali się w zwolnionym tempie ludzie, przed Sklepem stało kilka czer-
wonych ciężarówek z drabinami i czymś, z czego polewano go wodą. . .
Masklin przyjrzał się kątem oka Gurderowi, zastanawiając się, czy ten przypadkiem
nie wpadnie zaraz w histerię albo i co gorszego. Gurder tymczasem był tak spokojny, że
Masklin nigdy by w to nie uwierzył, gdyby na własne oczy tego nie widział. O tym, że
spokój nie jest naturalny i całkowity, świadczył jedynie głos Gurdera, gdy powiedział
albo raczej wychrypiał:
 Nie. . . nie tak to sobie wyobrażałem.
 Ja też nie.
 My. . . wydostaliśmy się w ostatniej chwili!
301
 Tak.
Gurder odchrząknął, jakby właśnie skończył długi spór z samym sobą, i oznajmił
kategorycznie:
 Dzięki Arnoldowi Erosowi (zał. 1905).
 Słucham?  zdziwił się Masklin.
Gurder spojrzał mu poważnie w oczy i odparł:
 Gdyby cię nie wezwał. . . gdyby nie wysłał po ciebie ciężarówki, wszyscy wciąż
bylibyśmy w Sklepie.
Sądząc po głosie, z każdym słowem upewniał się co do słuszności własnych słów.
 Ale. . .  zaczął Masklin i umilkł.
Przecież to nie miało sensu  gdyby nie próbowali opuścić Sklepu, nie byłoby po-
żaru. Choć z drugiej strony trudno mieć co do tego pewność  a nuż ogień wydostałby
się z którejś butli z pożarem. Lepiej się nie kłócić  są takie sprawy, o których nikt nie
lubi dyskutować.
 Dziwne, że pozwolił, żeby Sklep się spalił  zauważył Masklin dyplomatycznie.
302
 A nie musiał  przyznał Gurder.  Są przecież zraszacze i te specjalne wyjścia
pożarowe, żeby pożar sobie poszedł. Pozwolił, żeby Sklep się spalił, ponieważ my go
już nie potrzebujemy.
W oddali z hukiem zapadło się najwyższe piętro razem z dachem.
 Właśnie zniknęła Rachuba  mruknął Masklin.  Mam nadzieję, że wszyscy
ludzie zdążyli wyjść.
 Jak to? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl