[ Pobierz całość w formacie PDF ]
posprzątała kufli ze stołu. Westchnął ciężko i postawił je
na właściwym miejscu.
W milczeniu zjadł pozostawioną na płycie paleniska
kolację i zapatrzył się ponuro w migające płomienie.
Dopiero po dłuższej chwili zebrał się i wolno ruszył w
stronę skrzydła, które zajmowali najemnicy. Zatrzymał
się, słysząc ciche kroki dochodzące z korytarza po prawej
stronie. Kyla, opuściwszy wspólną komnatę zwiadowców,
szybkim krokiem zmierzała do siebie. Nie dostrzegła go.
Oderwał się od ściany i podążył za nią. Usłyszawszy
ciężki stukot butów, odwróciła się i spojrzała na niego
obojętnie.
Chciałem... odchrząknął, nie wiedząc, jak zacząć.
Czuł się nieswojo. Powoli do niego docierało, że
przesadził. Za co w ogóle chciał ją ukarać? Za
sprzeciwienie się jego nietrafnej decyzji? To dzięki Kyli
osierocona przez matkę Riv znalazła schronienie na
zamku. Za nieobecność na kolacji i wyjazd do Terlinu, o
czym wiedzieli Laghortowie? Wystarczyło ich zapytać.
Czy może za to, że czując się niezbyt dobrze, nie zeszła
na poranne ćwiczenia? Przecież sam pozwalał
zmęczonym lub chorym kompanom na odpoczynek. A
może za to, że wciąż nie umiał zapomnieć smaku jej ust i
dotyku drobnego ciała, kiedy wtuliła się w niego? Tu już
nie znalazł komentarza.
Czuł się w tej chwili jak kompletny głupiec.
Zrozumiał, że zasłużył na pełne wyrzutu i rozczarowania
spojrzenia towarzyszy.
Masz dla mnie jakieś polecenie? spytała Kyla,
patrząc mu odważnie w oczy.
Nie odparł szybko Chciałem tylko... Słowa
przeprosin nie chciały przejść Vartheńczykowi przez
gardło.
Pozwól zatem, że odejdę. Skinęła uprzejmie
głową i odwróciła się na pięcie, równym krokiem
podejmując przerwaną wędrówkę.
Kylo odezwał się głośniej.
Otworzyła komnatę i stanęła w progu, spoglądając w
jego stronę.
Odejdz, dowódco... Czy tylko mu się zdawało,
czy usłyszał w jej głosie drwinę? Proszę dodała,
patrząc na niego chłodno. Potem cicho zamknęła za sobą
drzwi.
Nigdy jeszcze nie zwróciła się do niego tak oficjalnie.
Dowódco... Zacisnął pięści. Dowódca powinien dbać o
swoich ludzi i dotąd zawsze wywiązywał się z tego
obowiązku. Dopiero gdy pojawiła się Kyla... Dlaczego w
jej przypadku zrobił wyjątek, skoro sam wyraził zgodę,
żeby dołączyła do drużyny?
Zdeterminowany, w kilku zamaszystych krokach
pokonał odległość dzielącą go od komnaty dziewczyny.
Pal licho zakazy Lyanny, musi to wyjaśnić. Drżała mu
ręka, gdy pukał do drzwi. Po długiej chwili zawiasy
skrzypnęły i na progu pojawiła się Kyla. Gdy ujrzał jej
bladą twarz i ślady łez na policzkach, opuściła go odwaga.
Kylo odezwał się wreszcie przez ściśnięte gardło.
Po prostu odejdz rzekła smutnym głosem.
Chciałem tylko... Wiem, że nie powinienem...
Uniosła dumnie podbródek. Krew Laghortów
wróciły do niego słowa Eryka na widok jej lodowatej
miny.
Morht, odejdz, proszę, albo zmuszona będę
poinformować Lyannę, że nachodzisz mnie w mojej
komnacie.
Zmusiła się, by jeszcze raz spojrzeć na niego z całą
dumą i wyniosłością, na jakie było ją stać. Poczuwszy
pieczenie pod powiekami, szybko zamknęła drzwi,
chowając się za nimi. Przycisnęła obie ręce do ust,
zduszając szloch.
Morht stał jeszcze długo na korytarzu, gapiąc się
bezradnie na drzwi, za którymi zniknęła. Wreszcie z całej
siły uderzył pięścią w mur. Rozcierając potłuczoną rękę,
odszedł ciężkim krokiem.
Miał wrażenie, że właśnie coś się skończyło.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]