[ Pobierz całość w formacie PDF ]

też była prawda. Przede wszystkim powodowała mną duma. Jestem przerażona, owszem, ale
chcę zostać. Och, przestań wreszcie chodzić w kółko. - Powiedziała to z takim znie-
cierpliwieniem, że nie mógł się nie uśmiechnąć. Usiadł obok niej na łóżku.
- Tak lepiej? - spytał.
Posłała mu przeciągłe, poważne spojrzenie.
- Tak, Michael, leżałam tu parę godzin i zastanawiałam się nad tą sytuacją.
Uświadomiłam sobie parę spraw. Kiedyś nazwałeś mnie snobką, i może na swój sposób
miałeś rację. Nie przywiązywałam zbytniej wagi do pieniędzy, bo je miałam. Kiedy okazało
się, jaka była ostatnia wola wuja Jolleya, też się specjalnie nie przejęłam. Wyobrażałam sobie,
że będą trochę zrzędzić i narzekać, ale na tym się skończy. To tylko pieniądze, a każdy z nich
ma ich pod dostatkiem.
- Słyszałaś kiedyś o pazerności lub żądzy władzy?
- O tym nie pomyślałam. Co, na dobrą sprawę, wiem o swoich krewnych? Od czasu do
czasu mnie denerwują albo mi dokuczają, ale nigdy nie zastanawiałam się nad żadnym z nich
z osobna. Nudzą mnie. - Przeciągnęła dłonią po włosach tak, że koc zsunął się jej aż do pasa.
- Ginger musi być mniej więcej w tym wieku co ja, a nic nas nie łączy. %7łony Biffa
przypuszczalnie nawet nie poznałabym na ulicy.
- Nie mogę zapamiętać jej imienia - wtrącił Michael.
- No właśnie. Tak naprawdę wcale ich nie znamy. Możemy się z nich śmiać, ale co o
nich wiemy? Do czego są zdolni? Właśnie zaczęłam się nad tym zastanawiać. To nie żarty,
Michael.
- Wiem o tym.
- Chcę z nimi walczyć, ale nie mam pojęcia jak. - Rozłożyła bezradnie ręce.
- Najpewniejszym sposobem będzie pozostanie tutaj. A może... - dodał i ujął jej dłoń,
była chłodna i miękka - należy sięgnąć po inne sposoby.
- Na przykład?
- Na przykład posłać każdemu z naszych krewnych butelkę szampana - powiedział.
- Dużą - dodała.
- Oczywiście. Ciekawe, z jaką reakcją się spotkamy.
- To będzie złośliwy gest, prawda? - zaśmiała się.
- Uhm.
- Może nie zaufałam dostatecznie twojemu twórczemu umysłowi - zastanowiła się. -
Myślę, że teraz powinniśmy się trochę przespać.
- Chyba tak. - Przesunął palce wzdłuż jej ramienia.
- Nie jestem bardzo zmęczona.
- Moglibyśmy zagrać w kanastę - zaproponował.
- Dlaczego nie. - Nie zrobiła najmniejszego ruchu, by go powstrzymać, gdy zsuwał jej
z ramion cienkie ramiączka koszuli.
- Albo - to jej decyzja, oboje o tym wiedzieli - możemy skończyć tę grę, którą
zaczęliśmy na dole.
Uniósł jej dłoń i przycisnął do ust.
- Trzeba zacząć od miejsca, w którym skończyliśmy. O ile sobie przypominam
byliśmy... tu. - Przybliżył usta do jej warg. Westchnęła i zarzuciła mu ręce na szyję.
- Wydaje mi się, że masz rację - zgodziła się. Pociągnęła go ku sobie.
Może stało się tak dlatego, że oboje dobrze siebie znali. A może dlatego, że czekali na
to przez całe życie, ale nie chcieli się spieszyć. Pożądanie było czymś, co można było
zaspokoić dotykiem, przelotną pieszczotą. Namiętność była bardziej zachłanna, domagała się
wszystkiego.
Michael dotykał dłońmi i wargami, chciał poznać ciało Pandory cal po calu, odkryć
wszystkie jego tajemnice. Zbyt długo czekał, nazbyt długo jej pragnął, by teraz się spieszyć.
Pandora była bardziej hojna, niż przypuszczał, bardziej otwarta, niepohamowana. Nie
prosiła, by ją zdobywać, nie udawała, że trzeba ją namawiać i przekonywać. Przebiegała
dłońmi po jego ciele z taką samą ciekawością odkrywcy, jak on po jej ciele. Przylgnęła
wargami do jego ust, a kiedy namiętny pocałunek dobiegł końca, w jej oczach ujrzał nie-
pohamowane pożądanie i bezgraniczną radość. Jesteśmy ze sobą, pomyślał i ukrył twarz w jej
włosach. Zostaniemy kochankami.
Zciągnęła z niego szybkim ruchem bluzę i dotknęła jego skóry. Serce waliło mu
młotem. Dotychczas się wzbraniała, teraz zaakceptowała to, co miało nastąpić, nie bacząc na
konsekwencje. Na zastanawianie się nad skutkami będzie czas pózniej.
Pochylił się nad nią. Uczył się jej ciała w sposób, którego nie spodziewałby się w
najśmielszych wyobrażeniach. Czuł jej delikatny zapach, słabszy w zagłębieniu talii,
silniejszy i bardziej podniecający pod piersiami.
Przywarł do niej całym ciałem, jęknęła, gdy poczuła go w sobie. Osiągnęli punkt, w
którym żadne z nich nie wiedziało, co robi, zapamiętali się, zatopili w sobie, zespolili w spo-
sób jedyny i niepowtarzalny. Nikt nigdy nie dał jej tyle co on. Nikt tyle nie ofiarowywał i tyle
nie brał.
Sycili się sobą, ale wciąż im było mało. Kiedy wreszcie spojrzeli na siebie, zobaczyli
na swoich twarzach niepomierne zdziwienie. To było coś nowego, coś, co nigdy jeszcze
żadnemu z nich się nie przytrafiło.
Zapanowała cisza. Leżeli w milczeniu obok siebie. Znali się dobrze, zbyt dobrze, by
mówić o tym, co się właśnie stało. Starali się ochłonąć. Michael wtulił twarz w szyję Pandory.
- Wesołych Zwiąt - szepnął.
Pandora westchnęła i położyła głowę na jego ramieniu. Była spokojna i bezpieczna.
ROZDZIAA 8
Wyjechali z Folley o świcie w dzień po Bożym Narodzeniu. Po krótkiej sprzeczce
postanowili, że Pandora będzie prowadzić do miasta, a Michael w drodze powrotnej. Przesu- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl