[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jocelyn.
- To prawda - mruknęła zadumana Bliss. - Ale nawet jeśli się zgo-
dzi, będzie chciał wiedzieć wszystko - jakie masz plany, gdzie się
wybierasz.
- W dwadzieścia cztery godziny nie można daleko ujechać. Mogę
tylko połazić po Waszyngtonie i obejrzeć zabytki, odwiedzić kilka
miejsc, w których nie byłam od czasu, kiedy mama mnie zabrała -
miałam wtedy... ile?... dziewięć, może dziesięć lat?
Jocelyn ze wzruszeniem przypomniała sobie wspaniałe wycieczki
po stolicy z aparatem fotograficznym w ręku. Fotografia była pasją
jej matki, a Audra Wakefield robiła dobre zdjęcia. Doskonałe,
poprawiła się w myślach Jocelyn, przypominając sobie niektóre
portrety jej autorstwa.
- Ciągle mówisz o dwudziestu czterech godzinach. Czy to znaczy,
że chcesz się urwać na całą noc? - zapytała Bliss. - A gdzie
będziesz spała?
- W hotelu, jak inni turyści - Jocelyn uznała odpowiedz za
oczywistą.
- A co z dokumentami? Jak zapłacisz za pokój? Ten problem też
47
musisz jakoś rozwiązać. - Bliss odstawiła filiżankę na spodeczek.
- Oczywiście zapłacę gotówką - odpowiedziała Jocelyn i wzruszyła
ramionami. - Nie mogę przecież użyć karty kredytowej. Na pewno
nie wtedy, kiedy zamelduję się pod fałszywym nazwiskiem.
- Ale jeśli zapłacisz za pokój gotówką, pomyślą, że jesteś
prostytutką.
- Nie, bo ubiorę się jak pospolita dziewczyna.
- No tak. Co za szkoda - odparła babcia z diabelską iskrą w oku. -
Przebranie prostytutki byłoby o wiele zabawniejsze. Pomyśl tylko,
jakie stroje mogłabym ci kupić.
- Ciekawe, jakie podałabym nazwisko, gdyby gliny mnie areszto-
wały? - zachichotała Jocelyn. - Policja ma prawo zażądać okazania
dokumentów.
- Ale tylko wtedy, gdy zdarzy się jakiś wypadek - dodała Bliss i
westchnęła zatroskana. - Dexter będzie się martwił.
- Musisz go zapewnić, że będę bardzo uważać, żeby nic mi się nie
stało. - Jocelyn podniosła srebrny termos i nalała sobie kawy. - Bóg
wie, co się może zdarzyć. Od razu dziennikarze mieliby temat.
Musiałabym świecić oczami, wstydzić się i tłumaczyć.
- Czeka cię cudowna przygoda, kochanie. - Bliss pojaśniała na
twarzy z emocji. - Ryzyko, że ktoś cię zdemaskuj e dodaje jeszcze
dreszczyku.
- Przypomnij mi, że nim wyjdziesz muszę ci wypisać czek. - Jej
wnuczka uniosła filiżankę do ust.
- Czek? Po co? - Babka popatrzyła zdziwiona.
- Na ubrania i perukę. Muszę też mieć gotówkę na hotel, jedzenie i
inne wydatki.
- Daj sobie spokój. - Bliss machnęła niedbale ręką. - Ja finansuję tę
całą eskapadę. To będzie mój wczesny prezent pod choinkę dla
ciebie.
- Jocelyn otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale Bliss rzuciła jej
ostrzegawcze spojrzenie. - Nalegam.
48
- Zgoda, ale... -Na dzwięk otwieranych drzwi Jocelyn szybko zmie-
niła temat. - Jest tak ciepło, że zapomniałam o nadchodzącej zimie.
- Ja też... - Z iście aktorskim talentem Bliss rzuciła obojętne spoj-
rzenie w stronę drzwi. Na jej twarzy pojawił się ciepły uśmiech. -
O, Henry! Co za miła niespodzianka.
Prezydent podszedł do stołu i pocałował matkę w policzek.
- Witaj, mamo. Dowiedziałem się, że tu was znajdę.
- Ojej! - Bliss zrobiła zatroskaną minę i spojrzała na Jocelyn. -
Obawiam się, że twój ojciec już słyszał, co opowiedziałam
dzieciom ze szkolnej wycieczki.
- Opowiedziałaś? - powtórzył Henry Wakefield. - Przecież osobi-
ście oprowadziłaś ich po wszystkich dostępnych pomieszczeniach.
- Byli tacy znudzeni - pokoje i stare meble nie robiły na nich
żadnego wrażenia - powiedziała na swoją obronę.
- Powinienem był przewidzieć, że zrobisz coś takiego. - Uśmiech-
nął się ze zrozumieniem.
- Siadaj. Od patrzenia do góry drętwieje mi szyja. - Bliss wskazała
mu wolne krzesło.
Kamerdyner od razu pojawił się na balkonie z tacą, na której stał
termos świeżej kawy i filiżanka ze spodeczkiem. Postawił ją przed
prezydentem, napełnił gorącą kawą, której też dolał do filiżanek
pań, i dyskretnie się oddalił.
- Znasz już dane o frekwencji wyborczej? - zapytała Jocelyn odru-
chowo. Przy stole zawsze poruszali polityczne tematy. Takie
rozmowy były dla niej czymś zwykłym, jak dla innych wymiana
zdań o pogodzie.
- Wszystko wskazuje, że frekwencja będzie jak zwykle średnia. W
niektórych stanach niższa, w innych trochę ponad przeciętną.
Wszystko zależy od tego, jakie lokalne sprawy zależą od wyniku
wyborów. - Henry Wakefield sięgnął po filiżankę i wypił spory łyk
kawy.
- Ma to swoje dobre i złe strony - zauważyła Bliss i obrzuciła syna
49
badawczym spojrzeniem. - Wyglądasz na wypoczętego.
Najwyrazniej już masz za sobą szaleństwa kampanii wyborczej.
- Czasami wydaje mi się, że zamieszanie dobrze mu służy - zażar-
towała Jocelyn.
- Cecha prawdziwego polityka. - Bliss uniosła filiżankę w stronę
prezydenta.
- Jesteście bardzo miłe. - Pochylił głowę. Jego oczy miały taki sam
blask, jak spojrzenie jego matki. - Owszem, czuję się wypoczęty,
ale nie
mogę się doczekać spokojnego weekendu w Camp David. Może
dołączysz do nas, mamo?
Jocelyn spojrzała na Bliss z rozpaczą, że wezmą w łeb ich
wszystkie plany, ale starsza dama nie straciła rezonu.
- Trochę się spózniłeś z tym zaproszeniem, Henry. Jocelyn i ja
mamy już plany na weekend - oznajmiła. - Spędzamy go razem w
Redford Hall. Od miesięcy nie miałyśmy czasu dla siebie.
Oczywiście jesteś zaproszony...
Prezydent uniósł rękę i machnął.
- Nie, dziękuję bardzo. Nie skorzystam. Jocelyn odczuła, że
wszystko idzie dobrze.
- Tato - odezwała się, kiedy nowa myśl przyszła jej do głowy - czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl