[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prawnikami.
- Zwietnie. Ciekawa jestem, czego prawa ręka bossa nowojorskiej mafii
chciała ode mnie.
- Wątpię, czy uda się to ustalić. Nie znam się zbytnio na tym, a człowiek
pokroju Scarpatiego nie byłby tym, kim jest, gdyby mówił prawdę policji.
Współpraca, być może, ale szczerość& - Potrząsnął głową. W żadnym wypadku.
- Sądzisz, że miał na mnie zlecenie? I na J. B.?
Ted delikatnie kciukiem głaskał jej dłoń.
- Sam już nie wiem, co o tym myśleć. To wszystko robi się coraz bardziej
zagadkowe.
Nim zdążyła skomentować jego słowa, zadzwonił telefon przy łóżku. Ted
podniósł słuchawkę i podał ją Laurze.
- To twoja matka.
- Moje dziecko! - szlochała Shirley. - Moje biedne, śliczne maleństwo. Jak
się czujesz? Bardzo cię boli? Jeżeli tak, to musisz powiedzieć doktorowi. Albo
pielęgniarce. Oni nie czytają w myślach, wiesz chyba?
- Czuję się dobrze, mamo.
- Nigdy w to nie uwierzę. Jak można czuć się dobrze z kulą w piersi?
- Już ją wyjęto. Jeszcze kilka dni i będę jak nowo narodzona.
- To wszystko wina Amosa - stwierdziła Shirley. Najwyrazniej znowu
poczuła niechęć do szeryfa. - Gdyby chronił cię tak, jak powinien nie przytrafiłoby
ci się nic podobnego.
- Jeżeli kogokolwiek można obarczać winą, to tylko mnie. Nie posłuchałam
Amosa. Ostrzegał mnie, żebym się nie wtrącała w sprawy policji. A ja nie
posłuchałam.
- Przynajmniej nie musimy się już bać tego bandziora. Nie żyje.
Laura postanowiła nie mówić jej, że wolałaby, żeby go schwytano żywego.
Nie ma potrzeby dodatkowo martwić matki.
- Kiedy wrócisz do domu, dziecinko?
- Za kilka dni. Wpadnę się z tobą zobaczyć.
- Tak bym chciała. Musisz dużo spać. - Wydała z siebie westchnienie godne
Oscara. - Och, jakbym chciała być teraz z tobą. Czuję się taka bezradna w tej
parszywej celi.
- Niedługo stamtąd wyjdziesz. Obiecuję ci.
- Miło to słyszeć. Ale chyba nie chcesz dalej prowadzić śledztwa w sprawie
J. B. na własną rękę. Po tym wszystkim, co się stało? Byłabyś szalona. O mało nie
zginęłaś, na litość boską!
Laura zamknęła oczy i oparła głowę o poduszkę.
- Mamo, proszę, daj spokój.
- Nie dam spokoju, dopóki mi nie obiecasz, że robotę policji zostawisz
policji. W końcu za to im płacą.
- Obiecuję. Do widzenia, mamo. Już odkładam słuchawkę - dodała, gdy
Shirley nie przestawała paplać.
Laura spojrzała w górę i podała słuchawkę Tedowi.
- Twarda sztuka ta twoja mama.
Odłożył słuchawkę.
- Jest apodyktyczna. Biedny Amos. Pewnie mu się dostało.
Ted delikatnie zgarnął kosmyk rudych włosów z czoła Laury.
- Czy teraz możesz mi już powiedzieć, co się stało?
- Chyba tak. - W jej oczach dostrzegł cień zakłopotania. - Byłam taka głupia.
Powinnam się zorientować, że nigdy nie zostawiłbyś Mildred takiej wiadomości,
bez względu na to, jak bardzo byś się spieszył. Poza tym wiedziałeś, że nie mam
samochodu, więc jak mogłeś się spodziewać, że będę gnała przez pół miasta?
- Cordero wiedział, co powiedzieć, Lauro. Ja na twoim miejscu zrobiłbym to
samo.
- Nie, nie zrobiłbyś. - Zacisnęła palce na jego dłoni i wzięła głęboki wdech. -
On się przede mną schował& Czekał na trzecim poziomie.
- Wcześniej go nie zauważyłaś?
- Nie, dopóki do mnie nie strzelił. I nawet wtedy nie wiedziałam, że to on.
Miał siwe włosy. - Drżącym głosem opowiedziała o tym, jak rozpaczliwie
próbowała wrócić do samochodu Mildred, o skoku za furgonetkę i o tym jak
zamarła, gdy za kolumną zauważyła napastnika z pistoletem.
- Zawsze myślałam, że mam doskonały refleks. A wtedy nie mogłam się
ruszyć z miejsca. Wiedziałam, że od tego, co zrobię, zależy moje życie, a mimo to
nie byłam w stanie się ruszyć.
- Dlatego że nigdy wcześniej nikt do ciebie nie celował z pistoletu.
To prawda. W Nowym Jorku trafiła ją zabłąkana kula. Nawet nie widziała
bandyty, który strzelał.
- Gdyby podszedł do mnie jak mężczyzna, a nie chował się jak tchórz,
poradziłabym sobie z nim.
Na ustach Teda zaigrał uśmiech.
- Tak?
- Zmiej się, jeśli chcesz, ale wiedz, że kilka lat temu, kiedy gwałtownie
wzrosła liczba zuchwałych napadów na dolnym Manhattanie, wydawca  Heralda
nalegał, żebyśmy wszyscy przeszli kurs samoobrony. I wszyscy tak zrobili, nawet
mężczyzni. - Gdy zwróciła wzrok w jego stronę, jej spojrzenie było nieco
wyzywające. - Mogłabym rzucić nim o ziemię jak workiem kartofli, gdybym tylko
chciała. I to nie ma i wspólnego ze wzrostem ani siłą przeciwnika. To kwestia
sposobu.
- Będę o tym pamiętał, jeśli kiedykolwiek postanowisz obejść się ze mną
brutalnie.
Weszła pielęgniarka, którą już wcześniej widział. Niosła metalową tacę.
- Czas zmienić opatrunek, panno Spencer.
W ten sposób dała Tedowi do zrozumienia, że powinien wyjść. Pocałował
Laurę i poszedł do telefonu w holu zadzwonić do Amosa. Ponieważ zabójstwo J. B.
i zamach na życie Laury mogły się wiązać, sierżant Sutherland zgodził się, żeby
Amos był obecny podczas przesłuchania Scarpatiego. Ted chciał się dowiedzieć, co
gangster miał do powiedzenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl