[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mniejsze, identycznej wielkości i łączące się z sobą puste pomieszczenia.
Sophie bała się, że sama mogłaby nie trafić z powrotem do wyjścia. Blade
światło docierało przez zasypane śniegiem niewielkie okienka pod
sufitem.
NA KRAWDZI
71
- Co to za miejsce? - zapytała szeptem.
- Pośrednik nieruchomości powiedział, że poprzedni właściciel
wykorzystywał piwnicę jako skład. Biorąc pod uwagę, kim był ten
poprzedni właściciel, to nie mam żadnych dodatkowych pytań.
- Skąd wiesz, czy idziemy w dobrym kierunku?
- Skrzynka z bezpiecznikami jest w północno-zachodnim rogu domu,
przy ścianie, która wchodzi w zbocze góry - odpowiedział Griffin, jakby
to mogło jej cokolwiek wyjaśnić. Oczywiście mogłoby, gdyby Sophie
była kiedyś skautką i włóczyła się po lasach na azymut. A tak kierunki
umiała wskazać tylko na mapie, natomiast w realnym świecie kompletnie
nie wiedziała, gdzie jest północ czy jakiś tam zachód. Całe życie
mieszkała w San Francisco, a gdy musiała gdzieś wyjechać, wiodły ją
drogowskazy, a ostatnio służbowy GPS.
Gdy sobie to uświadomiła, poczuła się jak bezradna kretynka. Sprężyła
się więc w sobie i zaczęła liczyć przejścia i zapamiętywać zakręty,
zostawiając w kurzu pokrywającym betonową podłogę wyraziste ślady,
by potem po nich wrócić. Dzięki temu nie czuła się już jak bezużyteczna
kretynka, tylko jak użyteczna kretynka.
W końcu wyszli na większą przestrzeń, gdzie dwie zewnętrzne ściany
nośne łączyły się z sobą pod kątem prostym. Dwa pozostałe przejścia po
obu stronach ścian prowadziły do pozostałych ciemnych komór. Griffin
oświetlił wielką, szarą skrzyn-
72
JESSICA ANDERSEN
kę przymocowaną do ściany, z której wychodziło mnóstwo przewodów
elektrycznych. Drzwiczki były uchylone, ukazując rzędy bezpieczników.
Wszystkie były przełączone w pozycję Wył.".
- Wreszcie mamy dobre wiadomości - powiedział Griffin. - Jeśli tylko
włączę bezpieczniki, będziemy mieli światło i...
W ciemnym przejściu po lewej stronie coś się poruszyło. Sophie jęknęła
rozpaczliwie, gdy ujrzała mężczyznę w dżinsach i grubej parce. Czapkę
miał nisko nasuniętą na czoło, brodę i nos osłaniał szal, więc widziała
tylko zimne, niebieskie oczy. Dostrzegła też coś jeszcze.
- Griffin! - wrzasnęła, gdy mężczyzna zamachnął się łomem, celując
prosto w jej głowę.
ROZDZIAA PITY
Błyskawicznie rzucił się na napastnika, by odciągnąć go od Sophie. Odbił
łom przedramieniem i ignorując potworny ból, staranował barkiem na-
pastnika.
Przelecieli przez najbliższe przejście w murze i zniknęli w ciemności.
Griffinowi wypadła z rąk latarka, miał jednak rewolwer. Wyciągnął go
zza paska akurat w chwili, gdy bandyta wbił mu koniec łomu w żebra.
Griffin stracił oddech, jednak zdołał wolną ręką złapać koniec łomu,
uniemożliwiając napastnikowi zadanie kolejnego ciosu, ale nie
zdecydował się na oddanie strzału. Leżeli spleceni na podłodze, a
rykoszet mógł trafić również w niego.
- Wez broń! - zawołał do Sophie, suwając rewolwer po betonowej
podłodze w jej kierunku. Nie usłyszał odpowiedzi, co nie było dobrym
znakiem. Czy ten drań jednak walnął ją łomem?
Poczuł potworną wściekłość. Może i nie był już młodym i zuchwałym
komandosem, który odbierał życie wrogom, ale nie był też statecznym
biznesmenem. Po trosze jednym i drugim, a tak
74
JESSICA ANDERSEN
naprawdę dobiegającym czterdziestki byłym komandosem, który w
cywilu porzucił wszelką przemoc, gdy jednak stykał się z bezprawiem,
gotów był znów zabijać, by chronić przed złem siebie i innych.
Zaklął siarczyście i wywinął się spod potężnie zbudowanego wroga.
Starał się wyrwać mu łom, jednak bezskutecznie. Walczyli przez jakiś
czas zajadle i bezpardonowo, wreszcie Griffin zerwał się na nogi.
Napastnik poszedł jego śladem, szarpnął gwałtownie i wyrwał łom, po
czym odskoczył. Griffin stracił równowagę, dlatego nie zdołał sparować
potężnego ciosu pięścią. Runął na ziemię zamroczony.
Wtedy do akcji wkroczyła Sophie.
- Zostaw go! - wrzasnęła, co wielkiego sensu nie miało, zarazem jednak
zrobiła coś sensownego. Mianowicie wycelowała czterdziestkępiątkę i
pociągnęła za spust. Rozległ się huk, a napastnik zawył i złapał się za
prawy bok.
Griffin, który już doszedł do siebie, rzucił się na bandytę, ten jednak
błyskawicznie skoczył w tył i zniknął w ciemnym przejściu ułamek
sekundy przed drugim strzałem Sophie. Kula trafiła w mur i
zrykoszetowała, szczęśliwie nie trafiając w nikogo.
- Przestań strzelać! - zawołał Griffin, kucając. Gdy przebrzmiało echo
wystrzału, usłyszeli oddalające się kroki, po chwili jakieś dziwne zgrzyt-
nięcie. A potem tylko odgłosy sapania. Griffina i Sophie.
NA KRAWDZI
75
- Wszystko w porządku? - zapytał, starając się wyrównać oddech.
Uderzone ramię zaczynało drętwieć. Podczas walki często nie odczuwa
się zbyt mocno ciosów, dopiero potem obrażenia dają się we znaki.
- Chyba go postrzeliłam.
- Też tak myślę.
Coś musiało ją poruszyć w jego głosie, bo zapaliła latarkę i poświeciła na
Griffina.
- Jesteś ranny - stwierdziła przerażona. - Boże, nie trafiłam w ciebie?!
- Nie. Ten gość walnął mnie łomem, ale kości raczej mam całe.
- Wracajmy do mieszkania. Muszę zbadać i opatrzyć twoją ranę.
- A z tobą wszystko w porządku? - spytał ponownie z niepokojem w
głosie. - Nie sięgnął ciebie łomem, prawda? Choć wyglądało to strasznie.
- Wzdrygnął się.
- Nie, nie sięgnął, ale gdy zamachnął się powtórnie, uderzył w skrzynkę z
bezpiecznikami.
Griffin spojrzał na panel. Był strzaskany, nadawał się tylko na śmietnik.
Brak bezpieczników oznaczał brak prądu w mieszkaniu i niemożność
poskładania starego systemu alarmowego w coś, co by ich ostrzegało
przed napaścią.
76
JESSICA ANDERSEN
W mózgu Griffina zapaliła się czerwona lampka. Wysadzenie mostu i
zniszczenie skrzynki z bezpiecznikami na odległość pachniało wojskową
taktyką. Tak czy inaczej, mieli do czynienia z profesjonalnym zabójcą.
- Wezmy się w garść. Może uda nam się wytropić tego gnojka. - Znalazł
latarkę, którą zgubił podczas walki, i poświecił w głąb ciemnego ko-
rytarza.
- Udało ci się go rozpoznać? - zapytała Sophie, która szła tuż za nim. -
Czy to był Perry?
- Nie jestem pewien, ale niewykluczone. Miał zasłoniętą twarz, wzrost
mniej więcej ten sam, to jednak za mało, żeby mieć pewność.
Podłoga w holu wejściowym była czysta, zbyt czysta, żeby dojrzeć ślady
stóp. Griffin znalazł kilka kropel krwi, ale żadnych innych śladów mo-
gących świadczyć o tym, dokąd uciekł albo gdzie ukrył się napastnik.
Spojrzał na czterdziestkępiątkę, którą trzymała w pogotowiu Sophie.
- Przynajmniej mamy broń. I jest jeden do zera dla nas, a może nawet
dwa... - Urwał gwałtownie.
- Co się stało? Griffin, jakiś problem? - zapytała Sophie.
- Nic, absolutnie nic. Musimy wziąć z sobą ten łom, ale należy go w coś
owinąć.
- Dlaczego?
NA KRAWDZI
77
[ Pobierz całość w formacie PDF ]