[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzeki.
Strażnicy próbowali nawiązać z nią rozmowę, a gdy te próby nie powiodły się, obrzucili ją
stekiem wyzwisk, wyjaśniając między jednym a drugim przekleństwem, jaki los czeka takie suki
jak ona.
Nie przejmowała się tym grubiaństwem. W ogóle nie zwracała uwagi na cokolwiek. Od
chwili, gdy ją pojmano, żyła w zwolnionym tempie, jak odurzona. Poruszała się płynnie
i niepewnie, niczym senne widziadło.
Po trzech dniach marszu dotarli do Seyan. Mała osada u zbiegu Helu i Styksu była obecnie
największym skupiskiem ludzkim w całej Tai. Tutaj znajdowała się siedziba namiestnika.
Pałac Jego Ekscelencji stał na przedmieściu, otoczony ogrodami oraz koszarami gwardii.
Tam właśnie żołnierze zaprowadzili Daris. Dziewczyna miała czekać w przedpokoju, Shaut zaś
poszedł złożyć raport.
Wkrótce do zakładniczki zbliżyło się dwóch pałacowych gwardzistów.
Kiedy znajdziesz się już wewnątrz& jeden z nich wskazał na drzwi wiodące do komnaty
audiencyjnej & nie zapomnij paść na twarz tuż za progiem.
Daris skrzywiła się gniewnie.
A od kiedy to namiestnikowi przysługują honory królewskie?
Nasz pan nie jest namiestnikiem odparł mężczyzna. Ma godność wielkiego maga. Jest
kapłanem Seta.
W jego głosie zabrzmiał wyrazny strach.
Podczas ostatnich trzech dni Daris zdołała nieco uporządkować chaos własnych myśli. Choć
nie było to łatwe, w końcu odzyskała równowagę ducha i zdolność trzezwego rozumowania.
Wiedziała, że stawianie bezsensownego oporu na nic by się nie zdało śmierć w imię honoru nie
mogła przysłużyć się sprawie, o którą walczył jej ojciec. Należało zrobić wszystko, byleby
przeżyć. Będzie to czyniła dopóty, dopóki siły jej nie opuszczą. Będzie żyła, gotowa wykorzystać
każdą szansę ratunku i albo zwycięży, albo zginie, lecz wróg srodze okupi jej śmierć. Z tym
postanowieniem weszła do Wielkiej Komnaty i tuż przy progu padła na ziemię, oddając
ceremonialny pokłon.
Powstań& dobiegł ją szept. Podejdz bliżej.
Daris podniosła się, po czym nieśmiało ruszyła naprzód, mijając długie rzędy popiersi,
stojące wzdłuż ścian komnaty.
Znajdowały się tu trzy osoby. Shaut i Wenamon zajmowali krzesła u podnóża podium, na
którym górował tron namiestnika. Siedział na nim starszy, gładko ogolony mężczyzna w ciemnej
todze. Jego przenikliwe spojrzenie zdawało się widzieć wszystko: spojrzenie czarnych oczu
przeniknęło Daris niczym ostrze sztyletu.
Zatrzymaj się!
Usłuchała i stanęła. W sali zapanowała absolutna cisza. Poczuła się nieswojo. Wzrok kapłana
Seta zdawał się badać najskrytsze zakątki jej duszy.
Cóż& westchnął w końcu dostojnik. W tej chwili trudno mi będzie zdecydować o losie
tej dziewczyny. Musimy ruszać do Khemi, gdzie mój mistrz wybada ją bardziej szczegółowo.
Kiedy nadejdzie ów dzień, w którym będziemy musieli pogodzić się z utratą twego
towarzystwa, o święty? spytał obłudnie Wenamon.
Zaraz.
Hakketh powstał.
Niech strażnicy podążą za mną, razem z dziewczyną.
Wenamon i Shaut ruszyli za nim.
Daris stała osłupiała. Serce jej zamarło, czuła, jak na jej plecy wystąpił zimny pot. Tak, nie
pomyliła się, dobrze słyszała. Musi ruszyć w drogę do Czarnego Khemi; tam zaś czeka ją&
badanie.
Zdobyła się na odwagę, choć myśl o tygodniach spędzonych na łodzi, pokonującej drogę
długości dwóch tysięcy mil, przyprawiała ja o gęsią skórkę. Jeszcze większą trwogę budziła
świadomość celu, do którego zmierzała. Khemi przeklęte miasto, symbol śmierci. Teraz także
i dla niej.
Zcieżka prowadząca z pałacu nie wiodła jednak do przystani, lecz w zupełnie przeciwnym
kierunku.
Daris dostrzegła w końcu statek, którym mieli odbyć tę podróż. Nigdy w życiu nie widziała
czegoś podobnego: kadłub, długości pięćdziesięciu kroków, tak bardzo błyszczał od metalowych
okuć, że trzeba było zmrużyć oczy. Wysoko wzniesiony dziób przywodził na myśl łeb
ogromnego owada. Wrażenie to potęgowały skrzydła wychodzące z burt i leżące płasko na ziemi.
Z wyjątkiem małej drewnianej przybudówki, cały pokład był pusty, nie dostrzegła ani masztów,
ani wioseł. Jedynie na rufie na metalowym trójnogu leżała wielka kryształowa kula, skrząca się
czerwononiebieskim płomieniem.
Jeden z załogi, muskularny akolita, pokornym ukłonem przywitał Hakketha. Cały orszak
wstąpił na pokład, wspinając się po krótkiej sznurowej drabince.
Mag rozkazał skuć Daris łańcuchem, którego koniec przytwierdzono do masywnego
pierścienia. Dziewczyna miała swobodę ruchów jedynie na dolnym pokładzie. Nie mogła wejść
wyżej.
Hakketh skinął dłonią, dając znak barczystemu akolicie.
Tak jest, mój panie.
Mężczyzna stanął przed kryształową kulą i uniósł ręce.
Zayen& zaintonował w nie znanym Daris języku. Kryształ zapłonął mocniejszym
blaskiem.
Skrzydła, dotychczas złożone, podniosły się wysoko. Gdy Stygijczyk poruszył rękami,
skrzydła załopotały i łódz uniosła się w górę.
Hakketh odwrócił się do Daris i przemówił.
Wiedz, dziewczyno, że znajdujesz się na pokładzie świętej skrzydlatej łodzi Seta, jedynej,
jaka istnieje na tym świecie. Magiczne zaklęcie, bez którego nie sposób stworzyć podobnego
arcydzieła, zostało zapomniane przez naszych przodków trzy tysiące lat temu, w czasie gdy
Acheron legł w gruzach.
Wznosili się coraz wyżej i szybciej. Wiatr zaczął gwizdać w drewnianych spoiwach, zrazu
cicho, pózniej coraz głośniej.
Hakketh ruchem głowy wskazał na drewnianą przybudówkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]