[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kera. Nie znała go takiego pięć lat temu.
Pod koniec przyjęcia Matt objął ją ramieniem, kiedy roz-
mawiali z nowożeńcami i zamierzali się pożegnać.
- Nie możemy się nachwalić Lauren - szczebiotała Veronica
do Matta. - Gdyby nie ona, nigdy nie poznałabym Alberta. Po
śmierci żony opuszczał dom tylko po to, aby grać w golfa i
odwiedzać wnuki.
- Cieszę się, że Lauren przywiozła mnie dziś tutaj - stwier-
dził Matt. - To był piękny ślub.
- Sam też powinieneś się ożenić - dodał Albert.
- Mam taki zamiar. - Matt mrugnął okiem. - W między-
czasie. A teraz nabieram przedmałżeńskiej ogłady.
Zanim Lauren zdążyła cokolwiek powiedzieć, Matt po-
chylił się i musnął ustami jej wargi.
57
S
R
ROZDZIAA PITY
Trzy tygodnie pózniej z niepokojem czekała na przybycie
Marta do jej biura. Przebolała już pocałunek, bo wiedziała, że
tamtego wieczoru była tylko aktorką we wspaniałym przed-
stawieniu.
Nie po raz pierwszy oczywiście przywoływała ten gest w
pamięci. O pocałunku myślała w środku nocy, kiedy leżała w
łóżku, i w innych dziwnych momentach. Oczywiście dla
mieszkańców Sosnowego Wzgórza był to najlepszy dowód
na to, że Matt i Lauren zmierzają do ołtarza.
Od momentu wesela cały czas ciężko pracowała nad zna-
lezieniem kandydatki na żonę. Wydawało jej się, że wie, jaka
kobieta by mu się spodobała. Za każdym jednak razem, kiedy
umawiała go na jakąś randkę, popadała w depresję. Nie mo-
gła znieść myśli o nim uwodzącym i całującym inną kobietę.
Kiedy szedł na spotkanie, żeby nie zwariować, na siłę szukała
zajęć, nawet takich jak szorowanie kafelków w łazience. Był
to klasyczny przykład dysonansu poznawczego. Miała bo-
wiem sprzeczne myśli. Jej ciało chciało wskoczyć do łóżka
Matta, umysł natomiast zabraniał jej popełniać błędy z prze-
szłości. A błędem byłby romans z Mattem. Pochodził bowiem
z tego samego świata, co jej były narzeczony. On kierował
58
S
R
się rozumem, ona sercem. Gdyby się z nim związała, musia-
łaby się pożegnać z potencjalnie największym sukcesem w
historii Idealnej pary". Poza tym i tak nie była dla niego od-
powiednią kandydatką, bo nie należała do jego warstwy spo-
łecznej.
Lauren westchnęła. Nie powinna dawać ludziom żadnych
rad. Sama ich potrzebuje. Na dodatek Matt okazał się jej naj-
bardziej frustrującym i krnąbrnym klientem. Gorszym nawet
od Phila łamacza serc. W każdej kobiecie, którą mu pod-
suwała, widział wady. Nie oczekiwała, że znajdzie mu szybko
odpowiednią partnerkę, aczkolwiek zegar tykał. Następna
edycja Sentinela" nadchodziła wielkimi krokami. Niestety z
żadną kobietą nie zaszedł dalej niż na pierwszą randkę.
Dzisiaj czekała ich narada.
O wilku mowa. Usłyszała dzwięk otwieranych i zamykanych
drzwi, a po chwili witający Matta głos Candace. Lauren wstała
i skierowała się do recepcji. Zobaczyła Candace szykującą się
do wyjścia. Już była w palcie. Recepcjonistka puściła do niej
oko. Najwyrazniej bardzo chciała zostawić ją samą z Mattem.
Nie mogła nawet zaprotestować, bo dzień pracy Candace i tak
już się skończył. Było po szóstej po południu.
- Do zobaczenia jutro - zawołała Candace.
Kiedy zatrzasnęła za sobą drzwi, Lauren spojrzała na Matta.
Została sam na sam z nowo wyprodukowanym panem Nie-
możliwym. Ten pseudonim nadała mu wczoraj w nocy, kiedy
ponownie o nim myślała, chociaż nie powinna. Rzucił
płaszcz na stojącą przy recepcji kanapę i stanął na środku z
rękami włożonymi do kieszeni marynarki.
59
S
R
Zgodziła się spotkać z nim po pracy ze względu na jego na-
pięty terminarz w ciągu dnia. Prawda była też taka, że to spot-
kanie było już i tak odkładane wyjątkowo długo. Doprowadzał
ją do wściekłości tym, że odrzucał wszystkie proponowane mu
kandydatki. Wielokrotnie rozmawiali przez telefon po skoń-
czonych randkach. Zbywał ją szybko swoimi lakonicznymi od-
powiedziami. Musiała koniecznie zmienić jego nastawienie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]