[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zachować się w stosunku do córki w sposób tak brutalny?
- Nie tylko wobec córki - zauwa\ył Wyndham, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby.
Reeth podniósł butnie głowę, wytrzymując chłodny wzrok wicehrabiego.
- A tak, powiedziałem, co myślę na temat pańskiego charakteru. Musiałem. To było
stosunkowo proste. Znałem niegdyś Sywella, a pana domek myśliwski znajduje się nieopodal
opactwa.
- Zrobił pan zatem wszystko, \eby Serena uwierzyła, \e coś łączy mnie i markiza. I
przedstawił jej pan to w taki sposób, \e nabrała do mnie trudnej do przezwycię\enia odrazy.
- Nie musiałem wcale tego robić - westchnął lord Reeth. - Laura ma tutaj przyjaciółkę.
Pewną starą pannę. Wiedziałem, \e mogę polegać na jej upodobaniu do plotek i skłonności do
przesady. Wystarczyły, \eby Serena zmieniła swój stosunek do pana.
- A właśnie, \e jest pan w błędzie - zaprotestował Wyndham. Podszedł do okna i
wyjrzał na zewnątrz. -Nawet teraz wcią\ wałczy ze sobą i swymi uczuciami, ale jej serce jest
stałe.  Odwrócił się do swego rozmówcy. - Mimo wszystkich pana wysiłków, sir!
Starszy mę\czyzna pochylił głowę.
- Byłem zmuszony. Nie wie pan, Wyndham, co by mnie spotkało, gdybym nie przystał
na propozycję Hailcombe'a.
- Nie, nie wiem - odparł zimno wicehrabia. --.
Mam nadzieję, \e mnie pan oświeci. Dlaczego Hail-combe ma pana w ręku?
Reeth usiadł wygodniej i ukrył twarz w dłoniach gestem tak przypominającym Serenę,
\e Wyndhamo-wi niemal zrobiło się go \al. Po chwili opuścił ręce. Wyglądał na skrajnie
wyczerpanego. Było widać, \e cierpi. Ale to, uznał wicehrabia, nie usprawiedliwia jego
postępowania.
- Mogę to panu powiedzieć - zaczął - bo i tak niebawem wszyscy będą wiedzieli,
przygotowałem się ju\ na najgorsze. Niech robi, co chce. Nie będę mu dłu\ej sprzyjał.
- Na jakie najgorsze? - spytał Wyndham zaciekawiony tym, co za chwilę ma usłyszeć.
Reeth spuścił głowę.
- Sprawa dotyczy mego brata. Był porucznikiem marynarki.
Wyndham zerwał się na równe nogi.
- Porucznik Reeth? O ile wiem, zginął pod Trafal-garem. Jako bohater.
- Tak wszyscy myślą. - Baron podniósł na niego udręczony wzrok. - Ja te\ tak
sądziłem. Prawda okazała się inna. Wolał wyskoczyć ze statku, ni\ stanąć twarzą w twarz z
wrogiem. - W głosie Reetha słychać było ból i niesmak. - Dezerter! Gerald Reeth, którego
śmierć wstrząsnęła mną tak bardzo, jak nie uczyniła tego nawet śmierć ukochanej \ony,
- Podejrzewam, \e to Hailcombe panu o tym powiedział?
Wyndham opanował wzburzenie. Na razie posta-
nowił nic nie mówić. Niech lord Reeth jeszcze trochę pocierpi.
- On te\ słu\ył na Neptunie" - ciągnął dalej baron.
- Hailcombe widział, jak Gerald skacze przez burtę.
- A pan mu od razu uwierzył?
- Uwa\a mnie pan za głupca? - \achnął się Reeth.
- Oczywiście, \e mu nie uwierzyłem. To znaczy, z początku. Mam kontakty w
marynarce. Zrobiłem dokładny wywiad. Ale pan nie wie, jak to jest z dokumentacją z tej
wojny. Odnotowują tylko sprawy zasadnicze, nie wdając się w szczegóły.  Zginął w czasie
działań wojennych". Tylko taką adnotację udało mi się znalezć. O, dostałem zwykły w takich
wypadkach list. Ka\dy, kto zginął w walce, jest uwa\any za bohatera.
Uśmiechnął się gorzko. Wyndham znajdował jakąś dziwną przyjemność w
przedłu\aniu cierpienia tego człowieka. Nale\ało jednak to przerwać.
- Wielu \ołnierzy, którzy giną w akcji, jest naprawdę bohaterami - zauwa\ył.
- Tak, ale nie Gerald Reeth! - uniósł się ojciec Se-reny. -Rozumie pan, do czego
zmierzam? Nie zdołałem znalezć dowodów, które zadałyby kłam wersji Hailcombe'a. A nie
mogłem pozwolić, \eby skalał pamięć mego brata. Wyobra\a pan sobie to gadanie, ten cały
skandal? Raz utracony honor niełatwo odzyskać. Prawda czy nie, wiele osób by mu
uwierzyło. Poza tym, Hailcombe twierdzi, \e widział Geralda dwa łata temu, w jakimś porcie
za granicą.
- A\e! - wykrzyknął Wyndham. Podszedł do ko-
minka i spojrzał prosto w oczy Reetha. - Hailcombe kłamie, sir. Proszę mi wierzyć, ta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl