[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lort ręczy za to.
A skąd on może wiedzieć?
Ja też raczej jestem .o tym przekonany powiedział Paraj.
Phi odezwał się Doom. To ciekawe. Paraj nie spojrzał nawet w jego stronę. Nie
znosił dowódcy.
Chyba nikt mówił nie decydowałby się na tak szaleńczy krok, gdyby nie brakowało
do odkrycia dosłownie milimetrów. Może on już ma ten środek, tylko że do doświadczeń zużył
cały zapas swojego spanodormu?
Właśnie, właśnie włączył się znowu Doorn, ściągając brwi. Nie podoba mi się
szalony krok twego syna Przecież mógł tę akcję uzgodnić z nami Byłoby o wiele prościej.
Zastanawialibyśmy się pewnie przez rok napuszył się Paraj.
A tak. Szum w mieście, rozruchy dopiero
co stłumione, czuwacz mało nie zabity, drugi oszołomiony, trzeci awansowany. Anarchia!
Ale robota została zrobiona!
Spokój, panowie włączył się znienacka prezydent i zasiadł ponownie w fotelu. Słu-
chajcie!
Spojrzeli na niego w skupieniu.
Lort postąpił niezbyt roztropnie, ale możemy to puścić w niepamięć. Jeżeli chodzi o tego
Maska, to nie możemy zostawić jego sprawy własnemu losowi. Zbyt wielka jest waga
wynalazku. A nuż strzeli mu do głowy podać tę wieść do wiadomości publicznej i wyśle wzory
chemiczne do Sout- i Nordseledii? Ten środek ma dla nas wartość ogromną, ale" tylko tak
długo, jak długo nie wiedzą o nim oba mocarstwa. Inaczej wyrwą go nam i stłamszą nas
jeszcze dokładniej, panowie. Trzeba Rozumnego Maska nakłonić delikatnie, obietnicami,
apelami do jego sumienia narodowego, dopiero w ostateczności środkami, które proponuje
Doorn. Musimy mieć ten wzór! Opracujcie szczegółowy plan. Wiem, że się na wzajem, nie
lubicie, a że w tym wypadku wasze zdania różnią się diametralnie, sądzę, że plan będzie
doskonale wyważony. Dziękuję wam, panowie.
Podnieśli się z foteli i stukając obcasami o błyszczące kafelki posadzki udali się na pod-
jazd, gdzie czekały na nich rządowe busy.
24.
Malenga opadła ciężko, wzbijając tuman kurzu. Mask zatrzymał się przy klatce tych zwie-
rząt, bo bardzo je lubił. Długie, wlokące się po ziemi futro, cętkowane w różnych odcieniach
brązu i malutkie różki wychylające się z róż-kudłanych czupryn sprawiały, że malengi wy-
glądały szczególnie poczciwie. Odchodząc spojrzał w słońce, złocące pręty okolicznych
klatek. Ruszył w dalszy obchód po ogrodzie. Był to ' J^o pierwszy samotny spacer od
początku Godów. Oboje .z Wióra postanowili nieco odetchnąć. Mask w takich momentach
lubił obserwować przyrodę. W końcu był biologiem. Wzdłuż alejki, na którą dostał się
schodami pomiędzy szpalerem brzozowników, rosły jego ulubione ga-zowce. Jeszcze w
Powychu hodował w swyna pokoju kilka ich gatunków. Teraz właśnie dojrzewały gazowcowe
owocniki. Pękate, różno-kształtne i różnobarwne kuliste owoce zrywały się z cienkich,
nitkowatych łodyg, by wzlecieć pod niebo, gdzie rozsadzone wewnętrznym ciśnieniem
pękały, wysypując miliardy nasion prosto w chmury, w wiatr, w ciepłą, gościnną atmosferę
Planety. Mask je uwielbiał. Stał patrząc, jak baloniki pękają z trzaskiem, sypiąc białym pyłem
na głowy zwiedzających,
25.
Upał dochodził do szczytu. Trzynajcieplejsze dni roku przypadały, na szczęście, na sam
koniec Godów, inaczej musiałaby to być następna przerwa w pracy. Tak było na przykład w
Nord-seledii. Na dalekiej północy najcieplejsze dni wypadały już po zakończeniu święta
Godów. Upały nie były tam co prawda tak dokuczliwe, ale także ciężkie do zniesienia. Była to
pora corocznych zbiorów energii. Wiele mieszkalnych budynków posiadało energochłonne
pasy wzdłuż dachów i ścian i własne akumulatory w piwnicach, jednak główne urządzenia do
wychwytywania i magazynowania energii okalały miasto grubym pierścieniem sterczących w
niebo obelisków. Wjeżdżając do Grin Krong trzeba było najpierw przebić się przez ten pas
komi-nowatych tulei, które clektrochwytnym lasem wyrastały tuż przed miastem i połączone
podziemnymi przewodami transportowały wyłapaną energię wprost do centrali mocy.
Pilk leżał na tarasie i wydawało mu się, że za chwilę wyzionie ducha. Nawet nie dokuczało
mu pragnienie pomnożenia, choć okres Godów spędził prawie samotnie, raz czy najwyżej
dwa razy korzystając z usług panienek z gabinetów. Teraz,, gdy erotyczne emocje mocno już
przygasły, na pierwszy plan wybił się upał. %7łar gorejący w każdym przedmiocie, w powietrzu,
w ciepławej wodzie nie przynoszącej ochłody, w szeleszczących sucho liściach drzew
trzykrot-kowych, zaścielających trawniki wzdłuż ulicy grubą warstwą. Pilk wręcz widział, jak
wilgoć umyka wszystkimi porami roślin w niebo, w oczach schły i więdły kwiaty, opadały
owoce, żółkła soczysta trawa. Nadeszło przesilenie. Tony ulatującej w niebo wilgoci skraplały
się i opadały kilkuminutowymi ulewami, których siłę porównać można było jedynie z
kaskadami wodospadów. Po takim deszczu przez godzinę żyło się w miarę normalnie, potem
znów nadchodziła parna noc, w czasie której powietrze parzyło skórę, a płuca z trudem
łapały resztki tlenu, który chyba przypadkiem docierał skądś z górnych warstw atmosfery.
Pilk wstał i natychmiast zrobiło mu się ciemno przed oczami. Musiał nisko opuścić głowę,
by napłynęła do niej krew Niestety nie natężał do kasty, którą stać było na oplatanie
mieszkań systemem chłodzących rur. Za to od kilku miesięcy mieszkał w budynku z własnym
wychwy-tywaczem energii, co go niezmiernie cieszyło, nie musiał bowiem przejmować się
ogólnymi limitami zużycia kilowatów. Oparł się o balustradę i zaraz z sykiem cofnął
poparzone dłonie. Słońce prażyło nadal, a chmury, skłębione fioletowymi kołtunami
formowały się dopiero na zachodnim widnokręgu, zwisając nisko nad rózowawymi grzybami
elektrochwytaków. Naładowane powietrze wpływało szczególnie złe na jego samopoczucie-
Chwilami żałował, że nie kupił jonizatora, który pomógłby mu przetrwać okres kanikuły w
lepszej kondycji. Właśnie zamierzał z powrotem usiąść na rozgrzanym fotelu, gdy od drzwi
dobiegł go basowy pomruk dzwonka. Przez moment wahał się, czy otworzyć, lecz w końcu
poczłapał do drzwi, gnany nie tyle ciekawością, co głęboko tkwiącym w nim szacunkiem dla
przyjętych norm i form. Otworzył i tuż przed swoim nosem, na wysokości nieco
krótkowzrocznych oczu, ujrzał plakietkę inspektora Oddziałów Ochrony Za plakietką krył się
korpulentny młodzieniec z czerwoną' głową i wydatnymi brwiami, mocno porośnięty
szorstkim, jak się Plikowi wydawało, włosem.
To jakaś- pomyłka wymamrotał Pilk owijając się rozmamłanym szlafrokiem. Nic
nie zrobiłem. '
Mądry Pilk? młodzieniec uśmiectynął 'się szeroko.
Tak.
Bii! Potrzebujemy pańskiej pomocy uśmiech nie schodził z twarzy inspektora.
Mojej? Pilk szeroko otworzył oczy. Nie był pewien czy odbiera ton przybysza we
właściwy sposób.
Proszę wskazał niezdecydowanym gestem wnętrze mieszkania.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]