[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Niech pan posłucha - mówił Dager. - Proszę wsiąść w strad, spotkamy się w Belgaz
Nolda. Numer 645. To taki nieduży placyk w
Zachodniej Kwaterze.
- Dobrze - wyszeptał tamten i wyłączył się. W tej samej chwili Dager zobaczył w
drzwiach inspektora z Agisem i bez słowa, chwyciwszy w locie kurtkę, podążył za nimi.
Zbiegali po schodach jak za najmłodszych lat. Agis częściowo zjechał po poręczy. Nie czekali
na windę. Zbyt mało mieli czasu. Każda minuta mogła być teraz bardzo cenna.
Już w stradzie Off wydał polecenie blokady dzielnicy. Wszystkie oczy Supermózgu
Straporu skierowały się na Zagłębienie Dłoni. Większość patrolowców z terenu całego miasta
blokowała potrójnym pierścieniem, nieliczne uliczki wyjazdowe. Patrole krążyły w
najbliższych sektorach, gotowe w każdej sekundzie do akcji. Eskadra bobonsów taktycznych
miała lada moment wyruszyć z lądowiska Mem-Kahar. Porządkowi rozpoczynali
przetrząsainie każdego domu od obrzeży dzielnicy.
Strad sunął ścinając zakręty i raz po raz wznosił się w powietrze. Rzekę pokonali
niemal wpław. Za nimi kilka stradów z Nadzwyczajnej, z dosyć przypadkową obsadą.
Przeciążone silniki wyły niemiłosiernie.
- Czy OS już wie? - rzucił Off do dyżurnego.
- Nie, nic nie wie - głos dyżurnego wydał mu się znajomy.
Spojrzał na ekran. Ach, to Watir.
- Słuchaj, Watir - inspektor mówił niemal spokojnie.
Był opanowany i zdecydowany już co ma robić. - Pamiętaj! Niech nie wiedzą jak
najdłużej! Jasne?
- Zrozumiałem!
Z wyciem wstecznych zajechali na nieduży placyk, zabudowany z wszystkich czterech
stron. Wjeżdżało się nań tylko od tej, od której wpadli. Pozostała część placu otoczona była
schodami. Szerokie i wąskie, zdobione bogato i mniej bogato, czasami wręcz surowe,
ascetyczne, z grubych, prymitywnych bloków lub z misternych murów. Schody prowadziły w
różnych kierunkach, biegły na różnych płaszczyznach, wielopoziomowe, łączące się z innymi
schodami, przez podwórka domów wśród zawiłych nieraz pasaży i tunelików.
Ani jednej poziomej ulicy. Wyjątek stanowiło trzydzieści ulic dojazdowych, które koń
czyły się na obrzeżu dzielnicy małymi placykami. Otaczały je z czterech stron domy prawie
identyczne jak te tutaj, nowe, lecz stylizowane na stare, istne cacka. Każdy wydawał się inny,
a jednak wszystkie miały podobny charakter. Były one nowsze od całego Delanu, jednak
nawet te najpózniej zbudowane na pewno powstały dobre dwa wieki temu. Z czasem
przerobiono ich wnętrza na mieszkania luksusowe.
Najdroższa dzielnica miasta.
Na pierwszym piętrze spostrzegli uchylone drzwi.
To tutaj... - pomyślał Off i skierował się w tamtą stronę. Agis powstrzymał go w
ostatniej chwili.
- Uważaj - syknął - na wycieraczkę! Istne cudo.
- Nic w niej nie widzę szczególnego - Off pochylił się., - Ostatni krzyk mody - mówił
właściwie do siebie Dager, podnosząc ostrożnie wycieraczkę. - Po stąpnięciu zachowuje
odcisk buta.
I oto go mamy.
Weszli dalej. Przedpokój malowniczy, utkany na fioletowo. We wszystkich
pomieszczeniach puchy i boazerie, tapety, woale, miękkie meble. Powietrze przesycone
aykrukangiem.
Na podłodze Foy. Ręce rozrzucone. Włączone holo. Na talerzu nie dojedzone kanapki.
Pozornie żadnego śladu na ciele zabitego. Twarz stężała. Bez wyrazu. Wiadomo.
- Trup - mruknął inspektor. - Flesze! Operatorzy zrobili konwencjonalne ujęcia-Teraz
inspektor zajął się resztą szczegółów. Dziewczyna siedziała na kanapie czy tapczanie, diabli
wiedzą, niewątpliwie ów mebel służył do spania. Nieruchoma niczym Foy. Jakby to ją zabito,
nie jego. Wpatrzona w twarz zmarłego.
- Czy pani jest w stanie rozmawiać? - zwrócił się do niej Agis.
Nie zareagowała nawet mrugnięciem powiek.
- Zostaw ją - powiedział Off - lepiej wezwij pogotowie. Typowy szok. Doktorze! -
zawołał do lekarza. - Może pan da jej na razie coś na wzmocnienie. Zaraz będzie pogotowie.
Off ruszył na obchód mieszkania. Technicy zajęli się odciskami, zbieraniem próbek i
tym podobnych bzdurek. Nieraz nawet ważnych, ale nie decydujących przecież.
Dzielnicę tym razem szczelnie zablokowano - myślał. - Jeżeli nie uciekł do tej pory, to
już się nie prześliznie. Chyba jednak zdążył zniknąć na czas. Taki przewidujący fachowiec -
niepodobne, żeby się nie zabezpieczył. Kim jest?...
Nie po raz pierwszy Off myślał nad tym,-kim jest nieuchwytny przeciwnik?
Zrozumieć wroga to niemal pokonać go. Ten wymykał się zwykłym regułom gry. Był zbyt
wielowarstwowy. Coś, czego Off jeszcze Sobie w pełni nie uświadamiał, kazało mu strzec się
tego przeciwnika. Tkwiła w nim jakaś obca, nieznana siła, niezwykła aktywność, genialne
wprost szczęście i niesamowite opanowanie sztuki. Operował dużą wiedzą i znajomością
narzędzi obezwładniających.
Off zbliżył się do okna i wychylił na ulicę. Sześć stradów Straporu stało w równiutkim
szyku, błyszcząc niebieskimi lakierami. Zza za krętu wypadły dwa inne strady i wyhamowały
z jękiem.
Jednym z nich przyjechał zapewne Hargis - pomyślał Off.
Ludzie kręcili się jeszcze po mieszkaniu, na dole stali inni, skupieni w pobliżu
pojazdów. Pierwszym z nowo przybyłych okazał się rzeczywiście Hargis, z drugiego stradu
natomiast... Nie!! No nie!! Off myślał, że krew go zaleje. Z drugiego wysiadł Gulm. To
cholerne OS już wiedziało.
Kto? - zastanawiał się Off. - Kto im dał znać? Watir? Nie. Na pewno nie Watir.
Hargis?
No,jasne.
Hargis stał przy swoim luksusowym Endeo, wycierając w chusteczkę spocone dłonie.
Czekał na Gulma. Razem, podeszli do grupki ludzi i pytali o coś. Pokazano im okna. W
[ Pobierz całość w formacie PDF ]