[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Oliver powrócił z obchodu i usiadł obok nich.
- Otrzymali rozkazy. Ile swoich da Tris do każdego z oddziałów?
- Komendant Tris - poprawił szybko Miles, widząc jak nagle zmarszczyła brwi.
- Uderzymy wszyscy naraz. Dostaniesz każdego, kto rusza się o własnych siłach.
Pisząc palcem po piasku Oliver wyliczył:
- Będzie około pięćdziesięciu w każdym oddziale - powinno wystarczyć... w sumie, ale
czy nie lepiej byłoby utworzyć dwadzieścia oddziałów? To przyspieszyłoby podział przy
formowaniu szeregów. No i pewnie byłoby korzystniejsze. - Wykluczone - uciął kategorycznie
Miles, widząc że Tris przychylnie odnosi się do tego pomysłu. - Ma być czternaście. Czternaście
oddziałów to czternaście szeregów na czternaście baterii. Czternaście, to... to teologicznie
szczególna cyfra - dodał wobec ich powątpiewających spojrzeń.
- Dlaczego? - zapytała Tris.
- Ze względu na czternastu apostołów - odparł Miles, składając pobożnie ręce. Tris
wzruszyła ramionami. Suegar podrapał się po głowie i zaczął coś mówić, lecz zamarł na widok
miażdżącego spojrzenia Milesa.
Oliver spoglądał na niego przymrużonymi oczami.
- Też. - Ale zaprzestał wszelkich sporów.
Teraz pozostawało im tylko czekać. Miles przestał lękać się, że Cetagandanie przyślą
następną dostawę, zanim zdoła uporządkować swoje plany. Zamiast tego ogarnęły go obawy, że
dostawa nastąpi tak pózno, iż on utraci kontrolę nad swoimi wojskami, które rozproszą się
znudzone i rozczarowane. Zebranie ich wszystkich razem dało mu poczucie człowieka
ciągnącego kozę na sznurze ukręconym z wody. Niematerialna natura Idei nigdy nie zdawała
się bardziej wyrazista.
Oliver poklepał go po ramieniu, pokazując na coś palcem.
- Zaczyna się...
Zciana kopuły oddalona o mniej więcej jedną trzecią drogi wzdłuż krawędzi zaczęła
wybrzuszać się do środka.
160
Trafili bez zarzutu. Wojska znajdowały się u szczytu gotowości. Podejrzanie bez
zarzutu... przecież Cetagandanie śledzili z góry wszystkie ich poczynania i na pewno nie
darowaliby sobie okazji, aby jeszcze bardziej pognębić więzniów. Jeśli dostawa nie nastąpiła
zbyt wcześnie, musiała nastąpić pózniej. Albo...
Miles zerwał się na równe nogi, wrzeszcząc:
- Stać! Stać! Czekajcie na moje rozkazy!
Oddziały przystanęły, niezdecydowanie zwracając się ku przewidzianemu celowi.
Oliver jednak doskonale dobrał dowódców - powstrzymywali teraz swoje oddziały, kierując ku
niemu niepewne spojrzenia. Musieli kiedyś być żołnierzami. Oliver spojrzał na Tris, u której
boku stała porucznik Beatrice, a Tris ze złością popatrzyła na Milesa. - O co znów chodzi?
Stracimy naszą przewagę... - zaczęła, podczas gdy wybrzuszenie wzbudzało wśród więzniów
narastający popłoch.
- Jeżeli to pomyłka - jęknął Miles - zabiję się - czekać, do diabła! Na moje rozkazy. Nic
nie widzę - Suegarze, podsadz mnie. - Wspiął się na ramiona chudzielca i począł z napięciem
wpatrywać w wybrzuszenie. Zciana zdążyła rozewrzeć się do połowy, kiedy z oddali dobiegły
go pierwsze okrzyki zawodu. Rozglądał się zapamiętale. Jakież jeszcze sploty okoliczności -
jeżeli Cetagandanie wiedzieli, i on wiedział, że oni wiedzieli, że on wiedział, i... Stłumił ten
wewnętrzny głos, kiedy naprzeciwległą ścianę obozu wypychało kolejne wybrzuszenie.
Ruchem człowieka rzucającego kości wskazał na nie, krzycząc:
- Tam! Tam! Szybciej!
Wówczas Tris zrozumiała. Rzuciła mu zdumione spojrzenie, pełne respektu. Gwiżdżąc i
kierując głównym oddziałem, ruszyła za grupą biegnących. Miles zsunął się z ramion Suegara i
utykając podążył za nimi. Zobaczył przez ramię, jak zbity szary tłum zderza się ze ścianą i
przystępuje do odwrotu. Poczuł się nagle jak człowiek usiłujący prześcignąć falę przypływu.
Jęknął i przyspieszył kroku.
Ostatnia szansa fatalnej pomyłki - nie. Pierwsze grupy biegnących dotarły do sterty; była
tam. Już zaczęli roznosić ją na części. Oddziały otoczyły ich murem ciał i powstrzymały przed
rozproszeniem. Cetagandanie przeliczyli się. Tym razem. Pole widzenia Milesa gwałtownie
zawęziło się, kiedy porwała go fala tłumu. Ktoś pchnął go od tyłu i upadł twarzą w piasek.
Napastnik przeskoczył nad nim. Wydawało mu się, że poznaje sylwetkę Pitta, ale nie był
pewien. Pitt nie omieszkałby na niego nadepnąć, zamiast przeskoczyć. Chwyciwszy Milesa za
lewe ramię Suegar poderwał go w górę. Miles powstrzymał okrzyk bólu. To, co się działo,
starczało za wszystko. Rozpoznał biegnącego chłopca, który właśnie szykował się z kimś do
bójki. - Masz krzyczeć  Do szeregu! , a NIE  Spieprzaj! ... Komendy zawsze wyrodnieją w
walce - mruknął do siebie. - Zawsze...
U jego boku pojawiła się Beatrice. Miles uchwycił jej się kurczowo. Bez oporów
manewrowała łokciami i odpychała co bardziej natrętnych, zachowując dzięki temu swobodę
ruchów. Gdybym ja tak robił, pomyślał zazdrośnie, zmiażdżyłbym sobie łokieć, natomiast
przeciwnik wyszedłby bez szwanku. Wobec bliskości rudowłosej pohamował chęć, by wtulić
się w miękką, szarą tkaninę jej ubrania; wiedział, że drogo by za to zapłacił. Popatrzył na nią. -
161
Dalej - powiedziała i pociągnęła go za sobą, torując drogę przez tłum. Czyżby wrzawa odrobinę
cichła? Jego oddziały rozstąpiły się na tyle, by mogli przecisnąć się między nimi. Znalezli się w
wyjściowym punkcie kolejki. Udało się, na Boga, istotnie się udało! Czternaście grup,
aczkolwiek przyciśniętych nieco zbyt blisko ściany - co jednak można było poprawić
następnym razem - rozdawało wygłodzonym po jednej racji. Doglądano, by kolejka posuwała
się żwawo i wzdłuż muru ciał bezpiecznie odprowadzano już zaopatrzonych na skraj tłumu.
Oliver dobrał parami najsilniejszych mężczyzn, by ci dopilnowali, żeby nikt nie został
przemocą pozbawiony posiłku.
Upłynęło wiele czasu, od kiedy ktokolwiek tutaj mógł wykazać się bohaterstwem.
Zwieżo wyznaczeni strażnicy porządku z entuzjazmem wykonywali swoje obowiązki.
Niejednokrotnie musiały odzywać się echa dawnych niesnasek, bowiem Miles zobaczył, jak
dwaj wartownicy tłuką jednego z chłopców Pitta. Pamiętając o swoim celu, stłumił uczucie
satysfakcji.
Miles, Beatrice i Suegar przecisnęli się przez sznur więzniów w kierunku malejących
stert z prowiantem. Z lekkim westchnieniem żalu Miles odszukał Olivera i wysłał go do wyjścia
w celu przywrócenia porządku wśród jego podwładnych.
Tris sprawowała ścisłą kontrolę nad dystrybucją racji. Miles pogratulował sobie pomysłu,
aby powierzyć to kobietom. W grę wchodził także silny czynnik emocjonalny - większość
więzniów mamrotała niewyrazne  dziękuję , kiedy wciskano im w ręce jedzenie; to samo
czynili ci stojący za nimi, gdy następowała ich kolej.
Ha! Miles popatrzył w stronę mdłej i milczącej kopuły. Utraciliście monopol na broń
psychologiczną, dranie. Pomieszaliśmy wam szyki.
Jego medytacje zakłóciła nagła sprzeczka w pobliżu jednej ze stert. Z irytacją zacisnął
usta na widok Pitta. Poszedł w tamtym kierunku.
Okazało się, że Pitt odpłacił za jedzenie nie podziękowaniem, lecz wyzywającym
spojrzeniem, drwiną i wulgarną odżywką. Usłyszawszy to, trzy kobiety zareagowały
natychmiast, bez powodzenia; był wysoki i silny, i na dodatek nie miał żadnych oporów, by [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl