[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ją, bo się udusi. Ucałuj też swoich krewnych!
Wszyscy parsknęli śmiechem. Sam uniósł głowę i spojrzał
Michelle prosto w oczy. Dostrzegł w nich tę samą namięt-
ność, to samo pragnienie. Wcześniej miał szczery zamiar
traktować to jak interes, zgodnie z umową. Lecz teraz stracił
pewność. Pobrali się, lecz czy to będzie prawdziwe małżeń-
stwo? Czy zdoła pozbyć się nieufności? Czy pokocha ją
jeszcze kiedyś tak, jak przed laty?
Te pytania pozostały bez odpowiedzi. Państwa młodych
rozdzielili podekscytowani goście. Jeden po drugim podcho-
S
R
dzili do Sama, składali mu życzenia i gratulowali ożenku.
A on nie spuszczał oczu z Michelle. Krążyła po pokoju,
z otwartymi ramionami witana przez jego krewnych w rodzi-
nie Fortune'ów.
- Szczęściarz z ciebie - odezwał się ktoś z prawej.
Spojrzał na Mirandę i uśmiechnął się. Jak zawsze, wyglą-
dała pięknie.
- Tak - odparł. - Chyba tak.
Wzięła go pod rękę.
- %7ładne  chyba". Na pewno - dodała, śledząc wzrokiem
Michelle, która właśnie odpowiedziała uśmiechem na coś, co
powiedziała do niej Gabrielle. - Wystarczyło mi na was po-
patrzeć, gdy byliście u mnie na kolacji, i od razu wiedziałam,
że to się musi tak skończyć.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Wiesz, nie miałam nic przeciwko pierw-
szemu mężowi Michelle, ale on był dla niej zdecydowanie
za stary. Oczywiście jej samej nigdy bym tego nie powie-
działa.
Pierwszy mąż?
Szum w uszach niemal zagłuszył słowa Mirandy. Michel-
le była już mężatką? Odrzuciła jego oświadczyny i wyszła za
kogoś innego? Poczuł ucisk w piersiach. Miał wrażenie, że
nie może oddychać. Zmusił się do zadania cichego pytania:
- Nie była z nim szczęśliwa?
- Och, ona by pewnie powiedziała, że była - odpowie-
działa z namysłem Miranda. - Ale moim zdaniem nie była.
Gdy William kilka lat temu zmarł, Michelle zaczęła prowa-
S
R
dzić życie pustelnicy. - Odwróciła się do niego z uśmiechem
i dodała: - Uratowałeś ją. Odezwała się krew Fortune'ów,
płynąca w twoich żyłach.
- Na pewno - mruknął nieuważnie, choć w środku aż się
gotował.
Dlaczego nic mu nie powiedziała?
- No, a teraz - powiedziała Miranda. - Nie musicie tu
zostać z nami długo. Chata jest przygotowana na noc poślub-
ną. Dziewczynkami zajmę sieja.
Pokiwał głową. Ustalili, że noc spędzą w chacie w posiad-
łości Fortune'ów. Małżeństwo miało wyglądać wiarygodnie,
więc nie mógł bez podejrzeń odrzucić tej propozycji.
Miranda zniknęła w tłumie gości, zostawiając Sama z je-
go myślami. Gniew walczył z pożądaniem. W tej chwili nie
był pewien, które uczucie jest silniejsze. Wiedział jedno -
musi znalezć się z Michelle sam na sam. Jak najszybciej.
Dookoła panowała nocna cisza. Szli do chaty. Michelle
spojrzała na swoją lewą dłoń. Złota obrączka lśniła w świetle
księżyca. Z daleka słychać było nawoływanie nocnych pta-
ków. Aagodny, chłodny wiatr muskał ich policzki. Wyszła za
mąż. Za mężczyznę, którego kochała chyba od zawsze.
A mimo to - spojrzała na niego - pan młody nie wyglądał
na uszczęśliwionego. Do licha, od ceremonii nie zamienił
z nią więcej niż dwa słowa. No, tak, przecież małżeństwo
było prawdziwe tylko w oczach innych. Oni wiedzieli, że nie
zmieni się nic poza jej adresem zamieszkania.
W oknach chaty, w której mieli spędzić noc poślubną,
S
R
paliło się światło. Zaczęła marzyć, żeby wszystko wyglądało
inaczej. Tak bardzo by chciała, żeby to była prawdziwa noc
poślubna.
Sam otworzył drzwi i wpuścił ją do środka przed sobą.
Weszła i aż jej dech zaparło. Zwykłą chatę z drewnianych
bali wypełniały tapicerowane meble, pełno było poduszek
i ręcznie robionych dywaników. W kominku płonął wesoły
ogień, a na małym stoliku stała butelka szampana w srebr-
nym wiaderku z lodem oraz dwa kryształowe wysokie kieli-
szki. Powietrze wypełniał aromat świeżych kwiatów: cieplar-
nianych róż i lawendy. Przez otwarte drzwi w końcu krótkie-
go korytarza widać było łoże z baldachimem, na którym
piętrzyły się puchowe kołdry i wielkie poduszki.
Poczuła ucisk w żołądku. To pożądanie. Fala rozchodziła
się po całym jej ciele. Kolana się pod nią ugięły, w ustach
zaschło. Czuła pulsujący ból w podbrzuszu. Wciągnęła po-
wietrze do płuc. Miała nadzieję, że się w ten sposób uspokoi.
Okazało się, że było jej to potrzebne. Bo Sam właśnie w tym
momencie powiedział:
- Powiedz mi o Williamie.
Zdjął czapkę od munduru i rzucił ją z furią przez szero-
kość pokoju. Powstrzymywał gniew tak długo, jak tylko był
w stanie. Czuł się zdradzony. Teraz wreszcie wydobędzie
z niej odpowiedzi na pytania, na które dotąd nie chciała mu
ich udzielić.
Michelle obróciła się na pięcie. Spojrzała na niego. Na jej
twarzy odmalowało się niepomierne zdziwienie.
- O Williamie? - zapytała bez tchu.
S
R
- Tak - naciskał szorstko. - Wiesz, o kim mówię. O two-
im pierwszym mężu.
- O Boże. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl