[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tała go tylko, co chce na kolację, a potem Justin powie-
dział, że zamierza pomóc przy kąpieli Timmy'ego. Mimo
że ją rozczarował jako kochanek i życiowy partner, wi-
działa, że naprawdę pragnie stać się prawdziwym ojcem
dla swojego syna. W każdej chwili, gdy tylko Timmy
nie spał, Justin albo trzymał go na rękach, albo bawił
się z nim.
Gdy wieczorem położyła dziecko spać, musiała niemal
siłą wyprowadzić Justina z pokoju, bo inaczej Timmy by
nie zasnął.
W środku nocy coś nagle wyrwało ją z niespokojnego
snu. Usiadła na łóżku. Przypomniały jej się wydarzenia
poprzedniego dnia. Nie wiedziała, co ją obudziło, ale od
S
R
jakiegoś dziwnego uczucia przeszedł ją dreszcz. Włożyła
szlafrok i poszła do Timmy'ego.
Zdumiona, stanęła w progu. Justin już tu był, trzymał
ich synka na rękach.
- Co się stało? - spytała niespokojnie. - Jest chory?
- W słabym świetle nocnej lampki zauważyła, że Justin
też się niepokoi.
- Nie wiem. - Justin poklepał Timmy'ego po plec-
kach, próbując uciszyć jego kwilenie.
Heather wyciągnęła ręce po dziecko. Gdy Justin go
jej podawał, Timmy zwymiotował na nich oboje, ale
głównie na koszulę i spodnie Justina.
- Och! - wykrzyknął.
Heather chwyciła pieluszkę i zaczęła wycierać dziec-
ko. Chcąc się jakoś włączyć, Justin wziął drugą pieluszkę
i starał się oczyścić siebie i Heather, ale czuł, że właści-
wie tylko stoi jej na drodze. Zanim się zorientował, Hea-
ther już opanowała sytuację. Przebrała Timmy'ego i za-
brała do swojego pokoju, gdzie sama też mogła się prze-
brać.
Gdy potem spotkali się na korytarzu, Justin był blady
ze zdenerwowania i lęku.
- Co mu jest? Może trzeba wezwać lekarza? Albo
jechać z nim do szpitala? - zarzucił Heather pytaniami.
Czuł się bezradny i to go wyprowadzało z równowagi.
Heather pokręciła głową.
- Uspokój się. Nie ma gorączki, więc jeszcze trochę
poczekamy. Może nie strawił kolacji. - Poszła do ba-
wialni, Justin szedł krok w krok za nią.
- Czy to możliwe?
S
R
- Oczywiście.
- Ale dlaczego?
Heather niecierpliwie wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Może za dużo zjadł, a przecież ma ma-
lutki żołądek.
- I co zamierzasz z tym zrobić? - spytał, siadając na
kanapie. Nie mógł uwierzyć, że ona przyjmuje to tak obo-
jętnie.
Heather spojrzała na niego z irytacją.
- Będę czuwała nad nim. Jeżeli do rana mu się nie
poprawi, zawieziemy go do lekarza.
Minuty przechodziły w godziny, wreszcie przyszedł
ranek. Timmy przez cały czas marudził. Justin przyglądał
się, jak Heather dogląda syna i w miarę możliwości starał
się pomagać. Zauważył, jak zręcznie zajmuje się dziec-
kiem: obmywa je chłodną wodą, poi, poklepuje po plec-
kach. Justin nigdy nie miał do czynienia z małymi dzieć-
mi i łatwość, z jaką radziła sobie Heather, jednocześnie
go zdumiewała i wywoływała wielkie wrażenie. Ale
mógł przynajmniej od czasu do czasu wyręczać ją w no-
szeniu Timmy'ego, gdy jej już mdlały ręce.
Gdy wreszcie wzeszło słońce, dziecko zaczęło się
uspokajać i Heather postanowiła przespać się razem
z nim. Chociaż nie zaprosiła Justina do sypialni, poszedł
za nią i, gdy się kładła, usiadł na krześle koło łóżka.
Kilka minut pózniej Heather i Timmy już spali. Serce
Justina wypełniła czułość, było mu coraz trudniej zapa-
miętywać się w złości. Nadal nie uważał, że Heather po-
stępowała słusznie, ale musiał sam sobie zadać pytanie,
czy przypadkiem Kathryn nie miała racji. Mogło dojść
S
R
do tego, że dla zadośćuczynienia własnej dumie i złości
straci i żonę, i synka.
Skłamała, mówił sobie. I czy naprawdę by ci powie-
działa, że masz syna, gdybyś do niej wtedy nie przyszedł?
Chciał przebaczyć żonie, ale zbyt mocno go zawiodła.
Była jedyną osobą na całym świecie, co do której miał
pewność, że nigdy go w ten sposób nie zrani, i teraz nie
znajdował w sobie dość odwagi, by znów zacząć jej ufać.
Wieczorem tego samego dnia Timmy był już zdrowy
jak rybka i niepokój Justina zelżał. Następne dwa tygo-
dnie spędził, radując się swoim ojcostwem. Był pewny,
że dziecko go poznaje. Gdy leciutko dmuchał mu
w twarz, Timmy gruchał i uśmiechał się, i chyba nawet
odwracał w jego kierunku głowę, gdy słyszał jego głos.
Uczył się, jak być ojcem, i zdumiewał się, ile starań
wymaga taki malutki dzieciaczek. To trzeba było go na-
karmić, to przewinąć, to bawić się z nim, i tak upływał
cały dzień. Można było chwilę odetchnąć, gdy Timmy
spał, ale nawet wtedy Justin był spięty, czekając, aż synek
się obudzi, by znów mieć go w ramionach.
Na myśl o żonie nadal bolało go serce. Stanowiła uo-
sobienie pragnień mężczyzny, była piękną kobietą i cu-
downą matką. Justin zmagał się ze swoimi uczuciami,
usiłował przejść do porządku nad tym, co zrobiła, zro-
zumieć jej pobudki.
Pragnął, by znów stali się rodziną, chciał uczestniczyć
w życiu swojego syna. Gdyby zdołał jakoś uporać się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]