[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czy mogę z panem zamienić parę słów, nadkomisarzu?
Oczywiście, panno Aldin. Wejdziemy tu?
Pchnął drzwi do jadalni. Hurstall już posprzątał po lunchu.
Chciałabym pana o coś zapytać, nadkomisarzu. Pan chyba nie uważa, nie może
pan uważać, że ta okropna zbrodnia została popełniona przez kogoś z nas? To musiał
być ktoś z zewnątrz! Jakiś maniak!
Z tym ostatnim mogę się zgodzić, panno Aldin. Jeśli się nie mylę, maniak to naj-
właściwsze słowo na określenie tego zbrodniarza. Ale to nikt z zewnątrz.
Otworzyła szeroko oczy.
Chce pan powiedzieć, że ktoś z domowników jest szaleńcem?
Niech pani nie wyobraża sobie kogoś toczącego pianę z ust i dziko przewracają-
cego oczami rzekł nadkomisarz. Maniacy są inni. Najniebezpieczniejsi i najbar-
dziej zbrodniczy szaleńcy mogą wyglądać tak normalnie jak ja czy pani. Zazwyczaj
sprawa polega na obsesji. Jedna myśl opanowuje umysł, który stopniowo zostaje opęta-
ny. Spotykałem godnych współczucia rozsądnych ludzi, którzy uskarżali się, że są prze-
śladowani, że wszyscy ich szpiegują, spiskują za plecami. Bywają tak przekonywający, że
trudno im nie uwierzyć.
119
Jestem pewna, że tu nie ma nikogo, kto uważa, że jest prześladowany.
To był tylko przykład. Są jeszcze inne formy szaleństwa. Ale wiem, że ktokol-
wiek popełnił tę zbrodnię, był opętany jedną myślą, jedną ideą, która przysłoniła mu
wszystko poza nią.
Mary wzdrygnęła się.
Jest coś, o czym powinnam panu powiedzieć.
Zwięzle zrelacjonowała wizytę pana Trevesa i historię, którą opowiadał przy kolacji.
Nadkomisarz okazał zainteresowanie.
Powiedział, że rozpoznałby tę osobę? A chodziło o kobietę czy mężczyznę?
Myślałam, że chodzi o chłopca, ale, prawdę mówiąc, pan Treves tego nie określił.
Wyraznie zaznaczył, że nie chce podać szczegółów dotyczących wieku czy płci.
Ach, tak? To chyba znaczące. I mówił, że jest jakiś wyrazny fizyczny znak szczegól-
ny, po którym można bez pomyłki rozpoznać to dziecko zawsze i wszędzie?
Tak.
Może blizna? Czy ma tu ktoś bliznę?
Zwrócił uwagę na lekkie wahanie Mary Aldin. W końcu jednak odparła:
Nie, nie zauważyłam.
No, no, panno Aldin uśmiechnął się tajemniczo zauważyła pani coś. Jeśli
mam rację, czy nie sądzi pani, że ja też w końcu zauważę?
Potrząsnęła głową.
Nie... nie zauważyłam niczego w tym rodzaju.
Widział, że jest zdenerwowana i zakłopotana. Z pewnością jego słowa wzbudziły
u niej jakiś oddzwięk. Chciałby wiedzieć, o co chodzi, ale rutyna zawodowa podpowie-
działa mu, że teraz nie warto jej naciskać. Wrócił do starego pana Trevesa.
Mary opowiedziała mu o tragicznym wypadku. Battle przesłuchiwał ją dość długo.
W końcu rzekł cicho:
Po raz pierwszy w mojej karierze spotykam się z czymś takim.
Co pan ma na myśli?
Nigdy nie sądziłem, że można popełnić morderstwo, wieszając po prostu tabliczkę
na drzwiach windy.
Zdumiała się.
Pan rzeczywiście myśli, że...
%7łe to było morderstwo? Bez wątpienia! Szybkie, pomysłowe morderstwo. Mogło
się nie udać, oczywiście, ale udało się.
Tylko dlatego, że pan Treves wiedział...?
Tak. Mógł skierować nasze podejrzenia na konkretną osobę w tym domu. A tak...
błądzimy po omacku. Ale już mamy światełko i sprawa zaczyna się wyjaśniać. Powiem
pani, panno Aldin, to morderstwo zostało zaplanowane z góry, bardzo starannie, do naj-
120
drobniejszego szczegółu. I chciałbym, żeby pani sobie dobrze zapamiętała: niech pani
nikomu nie wspomina o tym, co mi pani tutaj powiedziała. To ważne. Nikomu, proszę
pamiętać.
Mary przytaknęła. Ciągle wyglądała na oszołomioną.
Nadkomisarz Battle wyszedł z jadalni i wrócił do zaplanowanych działań, zakłóco-
nych przez Mary Aldin. Był człowiekiem metodycznym. Zaplanował zdobycie kon-
kretnych informacji i nawet nowy, obiecujący kierunek śledztwa nie mógł wpłynąć na
zmianę obranej drogi.
Zapukał do drzwi biblioteki.
Proszę! odezwał się głos Nevile a Strange a.
Battle wszedł i został przedstawiony panu Trelawny emu, wysokiemu mężczyznie
o dystyngowanym wyglądzie i uważnym spojrzeniu ciemnych oczu.
Przepraszam, że przeszkadzam, ale nie wszystko jest dla mnie całkiem jasne. Pan,
panie Strange, dziedziczy połowę majątku świętej pamięci sir Matthew, a kto dziedzi-
czy drugą?
Nevile zrobił zdziwioną minę.
Mówiłem panu. Moja żona.
Tak, ale Battle odkaszlnął z lekkim zniecierpliwieniem która żona, panie
Strange?
Ach, rozumiem. Tak, zle się wyraziłem. Pieniądze dziedziczy Audrey, która była
moją żoną w chwili sporządzania testamentu. Czy mam rację, panie Trelawny?
Prawnik potwierdził:
Zapis jest klarowny. Majątek dziedziczą w równych częściach: wychowanek sir
Matthew, Nevile Henry Strange i jego żona, Audrey Elizabeth Strange, z domu Standish.
Rozwód, który potem nastąpił, nie ma na to żadnego wpływu.
Więc sprawa jest jasna rzekł Battle. Rozumiem, że pani Audrey Strange zdaje
sobie z tego sprawę?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]