[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trach kapelusz zatrzymał się na krzaku janowca. Elliot mógł teraz łatwo
wychylić się z powozu i chwycić niesforne nakrycie głowy.
Wstrzymał konia. Otrzepał kapelusz z gałązek i trawy i podał go jej
z nieśmiałym uśmiechem.
- Dziękuję - wyszeptała lady Agatha z błyskiem w oku.
Popatrzył na nią i krew napłynęła mu do twarzy. Wprawiała go w za­
żenowanie. Przed chwilą była zuchwałą psotnicą, a teraz uśmiechała
się do niego, jakby nikt przed nim nie zrobił dla niej niczego tak rycer­
skiego.
- Nie ma za co - powiedział onieśmielony. Przesunął ręką po włosach.
- Byłoby zbrodnią stracić taki piękny kapelusz.
Patrzyła na niego jeszcze przez chwilę, a potem zarzuciła mu ręce na
szyję i pocałowała w policzek.
- Mój bohaterze!
Aż się rwał, żeby odwzajemnić jej uścisk, ale nie miał odwagi. Nie chciał
jej wystraszyć. Po raz pierwszy, od chwili gdy ją poznał, sprawiała wraże­
nie swobodnej, beztroskiej i szczęśliwej. Lekko odsunęła się od niego i za-
106
jęła poprawianiem wstążek i kwiatów na wygniecionym kapeluszu. Uśmie­
chała się szeroko.
To już trwa za długo.
- Lady Agatho, musimy porozmawiać.
- Nie, nie musimy. - Letty spojrzała na niego ostro.
Wiedział. Dowiedział się, że nie jest lady Agathą. W panice poczuła
dławienie w gardle.
Znikła jego rozbrajająca i urokliwa bezbronność. Obok niej siedział su­
rowy, zdeterminowany, choć nadal niezwykle atrakcyjny mężczyzna. Wpa­
trywał się w nią z takim skupieniem, że miała wrażenie, jakby czytał w jej
myślach.
- Zresztą tutaj nie możemy spokojnie rozmawiać - powiedziała poważ­
nie. - Może byśmy...
- Proszę wybaczyć, że nalegam, ale i tak zbyt długo zwlekałem.
Letty popatrzyła na grzbiet spokojnego konia. Dlaczego to przeklęte zwie­
rzę nie poniesie, nie zacznie teraz wierzgać? Dlaczego Mikrus się nie obu­
dzi i nie wyskoczy z powozu? Szturchnęła go stopą, ale tylko zamruczał
przez sen, przewrócił na plecy i zaczął chrapać.
- Jestem pani winien przeprosiny.
Znieruchomiała.
- Słucham?
- Chciałbym panią przeprosić.
Oczywiście, był dżentelmenem. Jak mogła zapomnieć? Zamknęła oczy
w rozkosznej uldze.
- Ach - odetchnęła. - Chodzi o pocałunek? Proszę o tym zapomnieć.
Przyjmuję pańskie...
- Nie. - Wiatr targał jego ciemne włosy, uwalniając loki, które starał się
utrzymać w ładzie. Wyglądał teraz jak chłopiec. Zwłaszcza gdy uśmiechał
się w ten szczególny sposób. - Przykro mi, jeśli pani się zdenerwowała,
ale nie żałuję naszych pocałunków. - Poczuła dreszczyk rozkoszy. - To
nie to - mówił dalej. - Chciałem przeprosić, że byłem podejrzliwy wobec
pani.
Znieruchomiała. Znów zerwał się wiatr i zaczął targać jej spódnicą.
Koń poruszył się i został uspokojony jednym ruchem silnych rąk sir Ellio­
ta.
- Tak?
107
- Kiedy pani przyjechała, była pani... inna, niż się spodziewałem. Za­
telegrafowałem więc do pani biura w Londynie, poprosiłem o potwierdze­
nie pani miejsca pobytu i przysłanie krótkiego opisu pani wyglądu.
- I...?
Spojrzał na nią ironicznie.
- Świetnie zna pani odpowiedź. „Lady Agatha obecnie w Northumber-
land. Stop. Rysopis. Stop. Rude włosy, pod trzydziestkę. Kropka".
Pod trzydziestkę? - pomyślała Letty z niedowierzaniem. Lady Agatha
miała przynajmniej trzydzieści pięć lat, a może i więcej. Ale dzięki Bogu
za jej próżność. Gdyby przyznała się do swojego prawdziwego wieku,
Letty nie mogłaby się za nią podawać... Szybko jednak jej rozbawienie
przeszło w oburzenie. Lady Agacie może odpowiada podawanie się za
dwudziestodziewięciolatkę, ale ona skończyła dopiero dwadzieścia pięć
lat.
O rany, co się stało sir Elliotowi, że nie rozpoznał jej prawdziwego wie­
ku? Może jednak wcale nie był taki doskonały? Najwyraźniej potrzebo­
wał okularów.
- Coś nie tak? - Opalone policzki mu pociemniały. - Oczywiście, jest
pani przykro. Potraktowałem panią jak zwykłego włóczęgę, mówiącego
złodziejską gwarą, który nagle pojawił się w miasteczku.
Letty patrzyła na walizkę, w którą spakowała rzeczy lady Agathy. Po­
jawiło się w niej przykre, choć dotąd na szczęście nieznane poczucie wi-
- Proszę się nie zadręczać. Jestem pewna, że miał pan swoje powody. -
Chociaż nie miała pojęcia, co wzbudziło jego podejrzenia. Przecież świet­
nie odegrała rolę lady Agathy. - Więc jakie to były powody?
- Nie śmiem ich wyjawić - odparł zmieszany.
- Pewnie miałam więcej szyku, niż się pan spodziewał po córce diuka.
- Tak - nadzwyczaj chętnie zgodził się z jej sugestią. - O właśnie.
Oparła się na siedzeniu.
- No cóż. W takim razie pańska ostrożność była zupełnie zrozumiała.
W końcu jest pan sędzią.
- Pani jest nie tylko wspaniałomyślna, ale też łaskawa. Jednak moje
postępowanie jest niewybaczalne.
- Jestem innego zdania. Wybaczam panu. - Machnęła ręką na jego po­
wagę. - Widzi pan? Nic się nie stało.
- Jednak się stało - nalegał. - Lady Agatho, podejrzliwość i ostrożność
były moimi talizmanami, wierzyłem w nie, bo się nauczyłem, że lepiej jest
zbłądzić niedowierzaniem niż zaryzykować ludzkie życie z powodu ślepe­
go zaufania.
108
Wzmagający się wiatr szarpał mu klapy marynarki. Nawet tego nie za­
uważył. Była pewna, że mówił o jakimś konkretnym przypadku.
W głowie zadzwoniły jej ostrzegawcze dzwonki. Nie chciała nic więcej
o nim wiedzieć... Nie, to nieprawda. Chciała wiedzieć o nim wszystko, i to
ją przerażało. Nigdy nie spotkała mężczyzny takiego, jak on. I pewnie już
nie spotka.
- Gdzie pan się tego nauczył?
Przez chwilę myślała, że Elliot nie odpowie i w delikatny sposób zmieni
temat.
- W wojsku. W Sudanie. Służyłem pod rozkazami... człowieka znane­
go ze swego geniuszu taktycznego. Byłem dumny, że jestem jego młod­
szym oficerem. - Cały zesztywniał.
- I on pana zdradził. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl