[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zamiast udać się do swego pokoju, zatrzymała się w korytarzu,
mając nadzieję, \e kiedy król Hakem zakończy wizytę u
Rashy i wyjdzie z jej komnaty, to mo\e zechce z nią
porozmawiać i powie coś więcej na temat jej przyszłych
losów.
Czekała dość długo, pełna męczącego niepokoju i
napięcia. Udręczona niepewnością, zdenerwowana i
zalękniona, musiała wyglądać wyjątkowo mizernie, bo kiedy
król wyszedł z komnat mał\onki i zauwa\ył ją w
korytarzowym wykuszu, zapytał:
- Czy wszystko z tobą w porządku, Zaro? Dobrze się
czujesz?
- Tak, czcigodny panie, czuję się dobrze, nic mi nie jest -
odpowiedziała, pośpiesznie ocierając łzy, jakie z przejęcia
zakręciły się jej w oczach. - Czy Rasha mnie potrzebuje?
- Rasha w tej chwili odpoczywa, więc potrzebuje przede
wszystkim spokoju - stwierdził król Hakem. - Natomiast ja
miałbym do ciebie prośbę.
- Tak, czcigodny panie?
- Zwróć na nią baczną uwagę. Bo widzisz, ona nie chce
mnie kłopotać swoimi sprawami, uwa\a je za nie dość wa\ne,
bym miał się nimi zajmować - wyjaśnił. - Tymczasem... -
Zawiesił na moment głos, jakby chciał zastanowić się nad
doborem dalszych słów. - Có\, wszystko, co jej dotyczy, jest
dla mnie niezwykle wa\ne w tej chwili... oczywiście ze
względu na jej odmienny stan i na bardzo ju\ bliskie
rozwiązanie - dokończył. - Dlatego, proszę cię, Zaro, obserwuj
Rashę uwa\nie i informuj mnie na bie\ąco o wszystkim, co się
z nią dzieje.
- Mo\esz na mnie liczyć, czcigodny panie! - zgodziła się
skwapliwie i zło\yła Hakemowi niski ukłon.
- Będę więc czekał na wiadomości od ciebie - powiedział
król i ruszył korytarzem w kierunku swoich apartamentów.
- Czcigodny panie, ja te\ mam prośbę! Chciałabym
dokończyć naszą wcześniejszą rozmowę - odwa\yła się
zaproponować Zara, stawiając wszystko na jedną kartę i z
rozmysłem biorąc na siebie ryzyko wzbudzenia królewskiego
gniewu.
Zaskoczony jej zuchwałą śmiałością król Hakem
zatrzymał się.
- A co chciałabyś mi jeszcze powiedzieć? - zapytał,
odwróciwszy się w jej stronę.
Podeszła do niego bli\ej.
- Czcigodny panie... - wykrztusiła zdławionym głosem. -
Czy wiesz... czy jesteś świadom faktu... \e szejk Malik i ja...
\e doszło pomiędzy nami...
- Chcesz mi powiedzieć, \e zostaliście kochankami, tak? -
Król najwyrazniej zniecierpliwił się jej nieskładną próbą
owijania w bawełnę prostego faktu.
- Właśnie! - potwierdziła.
- Có\, brałem to pod uwagę.
- Samo miłosne zbli\enie to jeszcze nie wszystko,
czcigodny panie! - Zara zdołała się jakoś opanować i zaczęła
mówić konkretniej, bardziej zdecydowanym tonem. - W grę
mogą przecie\ wchodzić równie\ konsekwencje tego
zbli\enia.
- To znaczy? - Król Hakem domagał się nazwania rzeczy
po imieniu.
- To znaczy, \e ja mogę być teraz w cią\y, czcigodny
panie!
- Có\, brałem to pod uwagę. - Król z lekkim
westchnieniem powtórzył wypowiedziane ju\ przed chwilą
słowa. - To te\! - podkreślił.
- I co? - spytała Zara lakonicznie i nie całkiem zgodnie z
dworskim protokołem.
Król Hakem bin Abdul Haidar zmierzył ją przenikliwym
wzrokiem.
- Tak szczerze mówiąc, dziewczyno - stwierdził z powagą
- to miałem wyrzuty sumienia, \e nie zdołałem cię ochronić
przed czymś, co mo\e teraz przesądzić o całym twoim
dalszym \yciu, o całej twojej przyszłości.
- Czcigodny panie, nie powinieneś czuć się niczemu
winny! - wykrzyknęła. - Ja przecie\ wyjechałam do szejka
Malika bez twojej wiedzy!
- Wyjechałaś jednak z mojego domu, w którym miałem
otoczyć cię opieką.
- Ale wyjechałam z własnej woli, czcigodny panie! I
równie\ z własnej woli oddałam się szejkowi!
- śeby uniknąć niechcianego mał\eństwa ze mną? Zara
zarumieniła się i głęboko westchnęła.
- Taki był mój pierwotny plan, czcigodny panie -
przyznała. - Jednak pózniej, ju\ po przyjezdzie do Stanów
Zjednoczonych... - Zawahała się.
- Tak? - Hakem zachęcił ją do dalszych zwierzeń.
- Pózniej pokochałam szejka Malika - szepnęła i opuściła
nisko głowę, kryjąc w ten sposób intensywny rumieniec, jaki
wystąpił nagle jej na twarz.
- Pokochałaś szejka. I wstydzisz się tego uczucia? -
zapytał król.
- Nie, panie, nie wstydzę się - odpowiedziała. - Ale nie
jestem całkowicie pewna, czy mam do niego prawo - dodała.
- Có\, prawo do miłości mają wszyscy na tym świecie,
nawet królowie - powiedział łagodnym, z lekka
autoironicznym tonem.
- Ale czy ma takie prawo rahmańska kobieta, która
zgodnie ze starym rahmańskim obyczajem została
podarowana mę\czyznie w prezencie i w związku z tym
zobowiązana sprawiać mu zmysłową przyjemność, a nie
uczuciowe kłopoty?
Zakłopotany król wzruszył bezradnie ramionami na te
przesycone goryczą słowa.
- Có\, nigdy nie zastanawiałem się nad tym problemem -
przyznał szczerze. - Ale, ale, jeśli mówimy ju\ o prezentach! -
Wykorzystując chwilowe milczenie Zary, dyplomatycznie
zmienił temat. - Szejk Malik wyznał mi natychmiast po
przyjezdzie do Rahmanu, \e tam, w Ameryce, otrzymał od
ciebie jakieś wspaniałe podarunki i teraz chciałby się
zrewan\ować. No więc ja... - Zawiesił na moment głos.
- Tak, czcigodny panie?
- Zgodziłem się! - stwierdził król. - Dałem mu na to trzy
dni, o które mnie prosił. Ten czas, który liczy się ju\ od jutra,
jest dla was, Zaro, tylko dla was, dla ciebie i szejka Malika, na
uporządkowanie waszych spraw! Czy wyraziłem się jasno?
- Tak, czcigodny panie! - przyświadczyła Zara i pochyliła
się w niskim ukłonie.
Hakem bin Abdul Haidar nie powiedział ju\ nic więcej,
tylko skinął jej lekko głową i odszedł korytarzem w głąb
pałacu, do swoich królewskich komnat i swoich królewskich
problemów.
Zara została sama, wcią\, tak samo jak przedtem,
niepewna swoich dalszych losów. Uradowana, \e przez
najbli\sze trzy dni będzie mogła - za zgodą króla - przebywać
w towarzystwie ukochanego mę\czyzny, a równocześnie
zasmucona i zaniepokojona myślą o tym, \e kiedy te trzy
darowane dni miną, czeka ją wielka niewiadoma!
ROZDZIAA DZIEWITY
Reszta dnia minęła Zarze jak we śnie. Cały czas była
rozgorączkowana, półprzytomna z emocji, pełna
najrozmaitszych - dobrych i złych - oczekiwań. Natomiast
kiedy nadeszła noc, sen całkowicie ją odszedł, tote\ przele\ała
na posłaniu, nie zmru\ywszy oka niemal do świtu, pogrą\ona
w męczących, denerwujących rozmyślaniach. A kiedy nad
ranem, znu\ona wielogodzinnym czuwaniem, zapadła
wreszcie w kojącą drzemkę, niemal natychmiast została z niej
obudzona przez słu\ącą, która wkroczyła do jej pokoju i
oznajmiła:
- Ksią\ę Haidar panią wzywa! Proszę się ubierać, proszę
się pośpieszyć!
- Malik mnie wzywa do siebie? Szejk Malik? - upewniła
się Zara.
- Tak, szejk Malik Haidar, kuzyn naszego króla. Czeka na
panią w gościnnym apartamencie - usłyszała w odpowiedzi.
Podekscytowana zerwała się z posłania.
- Proszę powiedzieć księciu, \e przyjdę do niego tak
szybko, jak będę mogła - rzuciła.
Słu\ąca wyszła, a ona zaczęła pośpiesznie robić poranną
toaletę. Najpierw wzięła prysznic, rozczesała włosy i związała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]