[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przepełnieni lękiem i zdumieniem tubylcy obserwują z pobliskich wzniesień
niezrozumiałe dla nich poczynania  bogów . Widzieli plujące ogniem, błyszczące w słońcu,
hałaśliwe  coś , jak opuszczało się z nieba wzniecając niby orkan tumany pyłu. A teraz to  coś
stoi spokojnie na pustyni. Nieforemne, przypominające ludzi postacie w srebrzystych i złotawych
skórach poruszały się wokoło, wierciły dziury w ziemi, zbierały kamienie i posługiwały się
dziwnymi aparatami. Następnie któregoś dnia rozległ się potworny grzmot, tubylcy pośpieszyli
na swoje stanowiska obserwacyjne i ujrzeli, jak  boski pojazd wznosi się w niebo ciągnąc za
sobą ogon płomieni.
Na płaskowyż powróciła cisza. Najodważniejsi ostrożnie udali się na miejsce zdarzenia.
Stali tam bezradni nie rozumiejąc, co się stało. Co to takiego mogło być? Nawet zawsze
wszystkowiedząca starszyzna plemienna nie potrafiła tego wyjaśnić, milczeli też kapłani.
Wznoszono błagania o pomoc do totemów, mistycznych opiekunów, lecz one pozostały nieme. Z
całego tego zdarzenia pozostała jedynie trapezowata powierzchnia wymieciona z kamieni i
piasku i kilka porzuconych przez  bogów przedmiotów.
Gnane nie zaspokojoną ciekawością grupki tubylców powracały co jakiś czas na to
mistyczne miejsce dyskutując i przekonując się nawzajem, że to, co ich tak zaniepokoiło,
zdarzyło się naprawdę. To  coś przybyło z nieba, a więc z pewnością  bogowie tam właśnie
mieszkali, ponieważ nikt inny nie potrafi latać tak jak potężny kondor. Co jednak mówią im te
znaki w ziemi pozostawione przez  bogów , ta wymieciona z kamieni i piasku powierzchnia?
Czyżby to był nakaz przygotowania takich powierzchni dla  bogów ? Co miały oznaczać te
zwężające się linie, biegnące wprost ku najbliższemu wzgórzu i tam się urywające?
Kapłani wydali rozkaz i lud posłuchał. Zaczęto przeciągać linie, niwelować powierzchnię.
Zaoferowali bogom mnogość różnych linii, wąskie, szerokie, biegnące we wszystkich
kierunkach. Harowali w błogiej nadziei, że  bogowie kiedyś powrócą i że do tego potrzebują
wyrytych teraz linii, jak tego dostatecznie jasno dowodzą te pozostawione przez nich samych.
Mijały lata, rodziły się i umierały kolejne pokolenia.  Boskie istoty się nie pokazywały.
Czyżby przy całym wysiłku coś zrobiono nie tak? Przecież praprzodkowie widzieli  bogów na
własne oczy!
Kapłańskie umysły wysnuły wniosek, że trzeba jakoś powiadomić mieszkańców nieba, że
się na nich czeka. Trzeba wysłać w niebo znaki. Wydawało się, że to jest rozwiązanie.
Znowu rozpoczęła się mozolna praca. Pod kierunkiem kapłanów Indianie znosili
kamienie, by ułożyć z nich wielkie znaki. Kiedy jednak zaczęli podnosić kamienie, ukazało się
podłoże, które bardziej odcinało się od pustyni, niżby mogły to sprawić kamienie. Kapłani zebrali
się na ponowną naradę. Zgodzili się, że wystarczy tylko usunąć kamienie i kamyki, żeby
powstały w ten sposób potężne wizerunki. Kolejne pokolenia tworzyły obrazy na płaskowyżu.
Przypomnijmy sobie, w jaki sposób powstają kulty cargo jeszcze w obecnym stuleciu.
Tubylcy urządzali widmowe lądowiska kopiując zachowania amerykańskich  bogów .
Dnia 14 kwietnia 1981 z prędkością 347,5 kilometrów na godzinę wylądował na złocistej
powierzchni pustyni Mojave w Kaliforni pierwszy amerykański prom kosmiczny. Dzięki
przekazom satelitarnym mogliśmy być bezpośrednimi świadkami tego niezwykłego lądowania.
Kiedy prom sunął po długim na 4572 m pasie, cały świat mógł zobaczyć wielokilometrowej
długości linie proste przecinające się na powierzchni pustyni pod różnymi kątami, biegnące
równolegle, urywające się nagle w żółtym piasku. Migawka jak z płaskowyżu Nazca.
Któż odważy się po czymś takim głośno twierdzić, że pojazdy kosmiczne nie potrzebują
pasów do lądowania? Linie na pustyni Mojave NASA umieściła jako powierzchniowe znaki
orientacyjne mające służyć pilotom do precyzyjnego lądowania z dużego pułapu. Zostały one
natryśnięte!
Czy historia się powtórzy? Czy kiedyś w przyszłości archeolodzy staną bezradnie nad
tymi liniami i pasami, zaczną kiwać uczonymi głowami i paplać o gigantycznym kalendarzu?
Czy znowu zignoruje się prawdziwe rozwiązanie? Czy pustynia Mojave będzie musiała uchodzić
za przejaw kultu trygonometrycznego? Czy pomocne przy lądowaniu linie staną się liniami
magicznymi, atlasem kultury ludzkości? Czy zlokalizuje się tam nową Olimpię? Czy będzie się
wmawiać  starożytnym Amerykanom uprawianie terapii zajęciowej? Czy pojawi się teza o
fatamorganie, przypuszczenia co do lokalizacji mamuciej tkalni? Czy zlokalizuje się tu
absurdalny system przekazywania wiadomości?
Zaiste komiczne, lecz moim zdaniem wcale nie wykluczone, by nie powiedzieć
prawdopodobne, jeśli nie odejdziemy od tej logiki, która każe pewnym osobom wyczarowywać z
kapelusza najdziwniejsze z dziwnych  naturalne wyjaśnienia . Pustynia Mojave stanie się takim
magicznym hokus-pokus, jeśli nie zachowa się - jak mam nadzieję - zdjęć przekazujących fakty.
Również te zdjęcia staną się kiedyś starożytnymi przekazami!
Sposób rycia wizerunków
Twórcy rysunków z płaskowyżu Nazca nie dysponowali wielkimi dyszami do
natryskiwania farby, lecz przecież wykonanie wzorów na podłożu pustyni nie było niczym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl