[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cambronne rzucić pod adresem Anglików zwięzłe, a niezbyt przyzwoite, pięcioliterowe słowo, które odtąd przeszło
do historii jako le mot de Cambronne (przyp. tłum.).
centrum. W tej samej chwili nadchodzi wieść, że Bülow osaczyÅ‚ nasze skrajne
prawe skrzydło, że generał Duhesme został śmiertelnie ranny, że wreszcie
marszałek Grouchy, na którego liczono, nie nadchodzi. Ogień z flint i armat
wali w nasze tyÅ‚y w odlegÅ‚oÅ›ci nie wiÄ™kszej niż 1 000 metrów, Bülow zalewa
nas niby potop. Rozlega się okrzyk: Ratuj się kto może! , po czym zaczyna się
rozprzężenie. Bataliony, które usiłują jeszcze stawiać opór, porywane zostają
przez uciekających. Napoleon schronił się, już będąc niemal osaczony, wraz z
Neyem, Soultem, Bertrandem, Drouotem i Corbineau do czworoboku
Cambronne'a. Kawaleria atakuje raz po raz, artyleria angielska oczyszcza z góry
całą równinę, podczas gdy nasza milczy, nie mając już armii, której by mogła
służyć. Ustaje walka, a zaczyna się rzez.
Nadaremnie Napoleon usiłuje powstrzymać zamieszanie. Cesarz rzuca się w
sam środek rozluznionych szyków, napotyka na pułk gwardii oraz baterie
rezerwowe, próbując skupić uciekających. Na nieszczęście noc przesłania jego
widok, wrzawa zaś zagłusza głos.
Cesarz zsiada z konia i z szablą w ręku rzuca się do szeregów. W ślad za nim
idzie Hieronim, zwracając się do cesarza : Masz słuszność, bracie, tutaj musi
zginąć każdy, kto nosi nazwisko Bonaparte!
Generałowie i oficerowie sztabu wyprowadzają cesarza, odpędzają go
żołnierze gwardii, którzy chcą sami umrzeć, nie chcą jednak, by ich cesarz ginął
wraz z nimi. Wsadzają go na konia, jeden z oficerów zaś porywa za cugle i unosi
go w pełnym galopie. W ten sposób pędzi przez szeregi Prusaków, którzy
wyprzedzili go już na pół mili. %7ładen strzał, żadna kula się go nie ima. Wreszcie
dobiega do Jemappes, zatrzymuje się na chwilę, ponawiając raz jeszcze próbę
zebrania swych sił. Wszystkie wysiłki jednak udaremnia noc, ogólne
rozprzężenie, nade wszystko zaś dziki pościg Anglików.
Musi więc cesarz, jak po Moskwie, powiedzieć sobie, że wszystko po raz drugi
zostało stracone i że teraz znów będzie mógł już tylko w Paryżu utworzyć nową
armię, by ratować Francję. Rusza tedy w dalszą drogę, zatrzymuje się w
Philippeville i 20 czerwca przybywa do Laon.
Piszący te słowa widział Napoleona tylko dwa razy w życiu, i to w ciągu
jednego tygodnia podczas krótkiego postoju dla zmiany koni. Po raz pierwszy,
gdy wyruszał do Ligny, po raz drugi zaś, gdy wracał z Waterloo. Za pierwszym
razem widziałem go w blasku promieni słonecznych, za drugim przy świetle
księżyca, po raz pierwszy - wśród radosnych okrzyków tłumów, po raz drugi -
wśród grobowej ciszy.
W obu wypadkach Napoleon siedział w tym samym wozie, na tym samym
miejscu, ubrany w ten sam mundur, za każdym razem to samo nieokreślone i
pełne rezygnacji spojrzenie, ta sama spokojna i nie zdradzająca żadnej
namiętności twarz. Nieco głębiej tylko pochylił głowę na piersi, gdy wracał.
Był to smutek z powodu bezsennie spędzonej nocy, czy też ból utraconego
świata?
Dnia 21 czerwca Napoleon znów jest w Paryżu. Nazajutrz izba panów i izba
poselska ogłaszają się jako permanentnie obradujące, każdy zaś, kto by je chciał
rozwiązać, ogłoszony będzie jako zdrajca kraju. Tego samego dnia Napoleon
abdykuje na rzecz syna.
Dnia 8 lipca do Paryża wkracza z powrotem Ludwik XVIII; 14 lipca
Napoleon, odrzuciwszy propozycję kapitana Baudina, który chce go wywiezć do
Stanów Zjednoczonych, udaje się na pokład Bellerofonta , skąd wysyła do
księcia-regenta Anglii następujące pismo:
Wasza Królewska Mość!
Wydany w ręce mocarstw dzielących mój kraj oraz zdany na nieprzyjazń
wielkich państw Europy, uważam swoją karierę polityczną za skończoną.
Przychodzę tedy, jak Temistokles. osiąść u ogniska brytyjskiego narodu. Oddaję
się pod opiekę jego ustaw, o którą proszę Waszą Królewską Wysokość jako
najpotęż-niejszego, najbardziej wytrwałego i najwspaniałomyślniejszego
spośród moich nieprzyjaciół.
Napoleon
Wieczorem 26 lipca Bellerofont zarzucił kotwicę w porcie Plymouth. Tu
rozeszła się najpierw wieść o deportacji na Wyspę Zwiętej Heleny. Napoleon nie
chciał dać wiary tym pogłoskom. Jednak 30 lipca angielski komisarz przedłożył
mu rozkaz deportowania. Wzburzony, chwyta za pióro i pisze te słowa:
Protestuję uroczyście w obliczu niebios i ludzi przeciwko pogwałceniu mych
najświętszych praw i rozporządzaniu przemocą moją osobą i moją wolnością.
PrzybyÅ‚em na pokÅ‚ad «Bellerofonta» z wÅ‚asnej woli i nie jestem wiÄ™zniem, lecz
gościem Wielkiej Brytanii. Udałem się nawet na pokład z polecenia kapitana,
który oświadczył mi, że ma rozkaz swego rządu, by mnie przyjąć i wraz z moim
otoczeniem zawiezć do Anglii, jeśli sobie tego życzę. Przyszedłem z dobrej
woli, by oddać się w opiekę praw angielskich. Z chwilą, gdy znalazłem się na
pokÅ‚adzie «Bellerofonta», byÅ‚em u ogniska brytyjskiego narodu. JeÅ›li dajÄ…c
kapitanowi okrętu rozkaz przyjęcia mnie wraz z towarzyszącymi mi osobami,
rząd angielski chciał zarzucić na mnie sidła, to popełnił zbrodnię wobec
własnego honoru i znieważył swą banderę.
Gdyby w istocie miała nastąpić deportacja, daremnie zapewnialiby Anglicy
o swej lojalnoÅ›ci, swych prawach i wolnoÅ›ci. GoÅ›cinność «Bellerofonta»
przekreśliłaby po wszystkie czasy brytyjski honor.
Apeluję do historii. Orzeknie ona, iż wróg, który przez długie czasy z
otwartą przyłbicą walczył z narodem angielskim, teraz dobrowolnie się zjawił, by
w nieszczęściu szukać azylu i ochrony jego ustaw. Jakiż większy dowód
[ Pobierz całość w formacie PDF ]