[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nych ust wydobywały się ciche westchnienia.
Pomyślał, że nigdy nie powoli jej odejść.
Przenigdy.
141/185
Wtedy poczuł, jak serce zaciska się w piersi.
Ogarnął go strach. Nie chciał, by targały nim
podobne uczucia, w zupełności wystarczało mu
pożądanie i płynąca z seksu przyjemność.
Musiał sobie przypomnieć, kim jest, a także
pokazać kochance należne miejsce. Brutalnie prze-
wrócił ją na plecy, tak aby jak najszybciej znalazła
się pod nim, po czym naparł ze wszystkich sił.
Teraz łatwiej było dominować. yrenice jej oczu roz-
szerzyły się, a palce zamknęły na plecach
kochanka. Paznokcie wbite w skórę, potęgowały
rozkosz.
Jednak to nie wystarczało. Marzył, żeby zdjąć
prezerwatywę.
Wtedy przyszło otrzezwienie. To jedyna rzecz, na
jaką nie mógł sobie pozwolić. Nigdy. Był ostatnią
osobą, która mogła ryzykować spłodzenie dziecka.
ROZDZIAA TRZYNASTY
Zbudziła się wraz z pierwszymi promieniami
słońca, które zaróżowiły niebo na wschodzie.
Gwałtownie podniosła się i usiadła na łóżku, zrzu-
cając koc z nagich piersi. Miała wrażenie, że słyszy
płacz dziecka w sąsiednim pokoju.
Nasłuchiwała przez chwilę, ale ciszę przerywał
jedynie równy, spokojny oddech kochanka leżące-
go tuż obok w ciemnej sypialni.
Dopiero po jakimś czasie rozległo się wołanie
Robby ego:
Ma& ma!
Ostrożnie zsunęła się z łóżka i z wieszaka na
drzwiach łazienki zdjęła szlafrok. Przemierzyła
korytarz i weszła do pokoju, w którym znalazła
synka siedzącego w łóżeczku. Przemawiając
pieszczotliwie, wzięła dziecko na ręce. Usiadła
w bujanym fotelu i zaczęła je karmić. Najedzony
maluch ziewnął, po czym na powrót zapadł
w drzemkę.
Dla niej noc się skończyła.
Gdy już położyła syna, udała się do przyległej
łazienki i zamknęła za sobą drzwi. Odkręciła
143/185
kurek, zdjęła szlafrok. Zanim para ogarnęła pom-
ieszczenie, weszła do kabiny wyłożonej marmur-
em. Myła włosy, posępnie spoglądając na ścianę.
Ostatniej nocy była niewyobrażalnie szczęśliwa.
I ogromnie naiwna.
Nic w tym dziwnego, że Gabriel uznał, że
skłamała na temat ojcostwa. Opowieść wydawała
się podejrzanie wygodna. Podobnie jak zaaranżow-
ane przez niego oświadczyny.
Olbrzymi brylant nadal lśnił na palcu. Przykryła
go dłonią i westchnęła. Wszystko stało się
nierzeczywiste. Zamknęła oczy, po czym wsadziła
głowę pod ciepłą wodę. Nurkując w basenie min-
ionej nocy, próbowała zapomnieć o bólu, tak jak to
niegdyś robiła w rodzinnej wiosce.
Ukojenie przyniosła nie woda, lecz dotyk
mężczyzny. Na kilka godzin opuściły ją demony.
Nie przejmowała się już, że człowiek, którego
ubóstwia, nie chce jej ani dziecka. Nieważne, że
rano wyjedzie, nie wyjawiając prawdy.
Tulił ją i całował tak delikatnie, tak prawdziwie,
że zapomniała o wszystkim poza miłością.
Zamrugała i łzy znów popłynęły po policzkach.
Nadszedł świt. Zamknęła lewą dłoń na dziesię-
ciokaratowym klejnocie. Noc w Rio dobiegła
144/185
końca. Pora oddać pierścionek i zabrać niechciane
serce.
Gdyby to było takie proste.
Wróci na farmę, do pustego łóżka. Jeszcze trud-
niej będzie znosić samotność, ponieważ nie
wymaże Santosa z pamięci. Nigdy się nie wyzwoli.
Zakręciła prysznic. Sięgnęła po gruby biały
ręcznik, żeby osuszyć włosy. Włożyła miękki szla-
frok tego samego koloru i wyszła z łazienki.
Zapaliwszy światło w kuchni, zabrała się za par-
zenie kawy. Zanim napój się zagotował, wlała do
dużego kubka mleko. Dodała cukier. Wreszcie
wypełniła naczynie po brzegi gorącym aro-
matycznym wywarem. Stała tak i dmuchała we
wrzątek, nie budząc pogrążonych we śnie
mężczyzn.
To mógł być jej dom. Gdyby tylko pokochała ko-
goś ze wzajemnością, kogoś, kto marzył o żonie
i dziecku.
Z kubkiem w ręku wyszła na taras podziwiać
wschód słońca nad Oceanem Atlantyckim.
Chłonęła pierwsze godziny dnia, które Robby
spędzał pod jednym dachem z tatą. Niebawem oj-
ciec zniknie z jego życia na dobre.
145/185
Owionęła ją lekka morska bryza. W dole, na plaży
zabawa dobiegła końca. Przypominały o niej je-
dynie sterty śmieci walające się po ulicy.
Tu jesteś.
Tuż za nią wyrósł Gabriel ubrany w pasiaste
spodnie od piżamy. Odruchowo spojrzała na nagi
tors. W jego oczach igrały zuchwałe światełka. Un-
iósł dłoń, w której trzymał drugi kubek.
Zrobiłaś kawę. Dziękuję.
Sama upiła łyk, z lubością rozprowadzając ciepły
napój na języku.
Proszę bardzo odpowiedziała i znów zwróciła
się w stronę fal. Chociaż tyle mogłam zrobić na
pożegnanie.
Słucham? spytał dziwnym tonem.
Za kilka godzin podpiszesz umowę sprzedaży.
Odzyskasz firmę ojca, a ja wrócę z Robbym do
domu.
Spoważniał. Odstawił napój, objął ją ramieniem
i powiedział:
Nie chcę, żebyś wyjeżdżała.
Umówiliśmy się na jedną noc uśmiechnęła się
słabo, ignorując rozdzierający ból. Przecież to nie
mogło przetrwać.
Zostań.
146/185
Przygryzła wargę. Z radością spełniłaby jego
prośbę, gdyby to uleczyło złamane serce. Ale
doskonale wiedziała, że zostając, tylko przedłuży
cierpienie.
Nie odrzekła cicho. Nieustannie czekałabym
na dzień, w którym się mną znudzisz i zaint-
eresujesz inną kobietą.
Nie umiesz cieszyć się chwilą? Po prostu żyć tu
i teraz?
Potrząsnęła głową.
Dlaczego? Nie dawał za wygraną.
Niewiele brakowało, żeby wybuchła gromkim
śmiechem. Przypominał rozpuszczone dziecko,
któremu ktoś zabrał ulubioną zabawkę. Zaraz
przyszło otrzezwienie.
Nie chcę, żeby syn wychowywał się w takich
warunkach. A poza tym&
Tak?
Nie mając już nic do ukrycia, wyznała:
Poza tym kocham cię.
Jego oczy pociemniały.
Kochasz powtórzył machinalnie.
Kiwnęła głową, zbyt wzruszona, aby cokolwiek
dodać. Po chwili ciągnęła:
Wyjechałam w ubiegłym roku, bo wiedziałam,
że nigdy nie odwzajemnisz mojego uczucia. Tyle
147/185
razy powtarzałeś, że miłość dla ciebie nie istnieje.
Nie zamierzałeś się żenić. Drgnęła niespokojnie.
Ani mieć dzieci.
Przyglądał się nachalnie, a ona czekała w napię-
ciu, aż zaprzeczy. Miała nadzieję, że wyzna, jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]