[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oczach paliły się iskry
nie zapału, lecz zalotności. Po wczorajszym jej postępku
trudno już było
Antoniemu łudzić się: poświęciła dla zabawy spokój dwóch
jedynych istot, które
miała i które, wiedziała o tem aż nadto dobrze, kochały ją
gorąco. Czyżby Florka
postąpiła podobnie?
Po modlitwie, która jak krzyk zrozpaczonego serca wydzierała
się ku Niebu,
powstał rzezwiejszy. Dojrzało już w nim niezłomne
postanowienie. Mieć siłę uciec
od pokusy, to znaczy zwalczyć ją. On siłę tę będzie miał teraz
i zwycięży.
ROZDZIAA XII.
Dnia następnego wieczorem oddano Antoniemu list z poczty.
Matka donosiła
uszczęśliwiona, że pomocy jego potrzebować już nie będą.
Założyłyśmy z Florką
szwalnię pisała i doskonale nam idzie." Florka dorzuciła
od siebie kilka
słów serdecznych, więc list tyle wynurzeń przywiązania i
serdeczności zawierał,
że Antoniemu weselej się na duszy zrobiło.
Wiadomość otrzymana tak dalece go ucieszyła, że nie
wchodził w to, jakiemi
okupiono ją ofiarami. Wystarczało mu, że zaniechawszy
dawania lekcyj, poświęci
się muzyce. Popatrzył z miłością na skrzypce. Grać, grać i
jeszcze grać! Czuł
się znowu artystą.
Stary Kawęcki do drzwi zapukał.
Co to? zapomniałeś już o nas, panie Antoni? Zlicznie!
Wczoraj czekaliśmy na
ciebie do pózna. Pójdz-że na herbatę. Julka, chociaż na nogę
utyka, figlasów tam
jakichś nasma-
żyła. Wyobraz sobie, szczęście, że dziewczyna nogi nie
złamała. Jak to, panie
dobrodzieju, o wypadek nietrudno!
Antoni zacisnął wargi. Oburzała go przewrotność w tak
młodej istocie.
Pan wybaczy rzekł zmieszany lecz czasu tak mało.
Dziś jeszcze przygotować
się muszę do kwartetu, który na chórze jutro grać mamy.
Kawęcki się obruszył.
Cóż znowu? To swoją drogą, a herbata swoją. Prędzej,
pózniej wypić ją musisz.
Nie marudz-no! Coby Jula powiedziała? Biedne dziecko! Tak
zmizerniała, bo noga
jej dokucza. Zliczny z ciebie sąsiad i przyjaciel!
Antoni stał zakłopotany.
Może pan spocznie chwilkę rzekł, przysuwając krzesło.
Chciałbym przy
sposobności z panem pomówić.
Kawęcki ruszył wąsami z ukontentowaniem.
Uhum! mruknął miarkuję. No, kiedy siadać, to siadać
dodał wesoło,
sadowiąc się na krześle. Cóż mi powiesz, panie Antoni?
Uważa pan... zaczął, ale mu słowa w gardle uwięzły.
Zmiało, śmiało! wołał stary rozweselony. Może ci
dopomódz.
Proszę pana rzekł Antoni już bezwahania, bo się
przeląkł filuternej miny starego otrzymałem dziś list od
rodziców, który zmienia moje plany. Matka pisze, że bez
pomocy mojej się obejdą,
więc to mi znacznie karyerę dalszą ułatwia. Posady w
orkiestrze teatralnej,
choćby mi ją dawaną, już nie przyjmę. Myślę o daniu koncertu
i tu, i w innych
miastach, aby zebrać fundusz na wyjazd do Berlina. Dlatego, z
przykrością
wielką, lekcye z panną Julią przerwać muszę... Brak mi
czasu... Kawęcki słuchał
w osłupieniu.
Co? co ty kochanku mówisz? bąknął nareszcie. Dalibóg,
nowa jakaś historya!
Lekcye przerwać... a Jula? Cóż myślisz z Julą? Jakże to?
Czysta kabała, panie
dobrodzieju!
Antoni dostrzegł troskę na twarzy starego i przykro mu się
zrobiło.
Panie kochany rzekł, ujmując jego ręce i mnie żal, i
nierad was opuszczę.
Cóż zrobić? Pan wie najlepiej, jakie były pierwotne zamiary
moje, jakem
cierpiał, nim z koniecznością pracowania na chleb powszedni
pogodzić się
musiałem. Teraz, skoro mi wolno myśleć tylko o sobie,
wracam do marzeń dawnych o
sztuce i jej się poświęcę.
Przeczytał Kawęckiemu list matki i z uczuciem synowskiem
pocałował go w ramię.
Nie zapomnę nigdy, jakim dobrym są-siadem i opiekunem
byłeś pan dla mnie. Przywiązałem się do was serdecznie...
Stary mocno się zasępił.
I ja pokochałem cię, jak syna, panie Antoni szepnął
wreszcie. Odkąd Jula u
mnie, nie przypuszczałem, abyśmy się kiedykolwiek rozstali...
Zdawało mi się...
Ale co tam o tem mówić... Powiedzże mi szczerze, co
właściwie zamierzasz
przedsiębrać?
Antoni powoli jął rzecz całą tłómaczyć. Kawęcki słuchał
uważnie, gdy atoli w
planach młodzieńca o Julce ani słowa nie było, zachmurzył
się, jak rzadko.
Jakieś niejasne poczucie krzywdy w umyśle mu zakiełkowało.
Mój panie Antoni zaczął poważnie i surowo, lecz nagle
błysnęła mu myśl nowa:
nic innego, tylko Antek pogniewał się z Julką o Kazika.
Zazdrosny jest i ztąd
cała mitręga. Więc zamiast morału i wymówek, poklepał
Antka po ramieniu.
No, no! rzekł. Widzę, że ci się wielkich rzeczy
zachciało!... Tylko że to
u młodych bywa rozmaicie... Rwą się do góry, a potem ustają.
Zobaczymy!
Zobaczymy.! Tymczasem pójdz na herbatę, bo od tego nie
odstąpię.
Trudno się było wymówić. Antoni czuł, że raptownie zrywać
niepodobna. Poszli.
Jula stała właśnie w pełni światła lampy,w kaftaniczku
muślinowym z falbankami, na który spadała fala
rozpuszczonych
włosów. Swiadomość, że Antoni nagania jej postępek,
onieśmieliła ją i oblekła
twarz wyrazem pokory dziecięcej i słodyczy.
Antoni drżał, podając jej rękę na powitanie, i bał się prawie
patrzeć na nią.
Wtem Kawęcki coś sobie przypomniał.
Poczekajcie-no! zawołał, ruszając ku drzwiom.
Ponczyku sobie dziś wypijemy.
Pójdę po arak i cytrynę. Jużem sobie długo na żaden zbytek
nie pozwalał.
Nim się Antoni opamiętał, starego już nie było. Zostali sami.
Juli oczy
zamigotały. Ruchem kotki pieszczonej położyła dłoń na
ramieniu Antka.
Budzę pana Antoniego szepnęła.
Drgnął. Radby o sto mil znajdować się w tej chwili od niej.
Senny jestem istotnie odparł, wysilając się na spokój
pracowałem przez
dwie noce.
Jula pochyliła się ku niemu i zajrzała w oczy.
Czy pan gniewa się na mnie? spytała i musnęła go falą
złocistych włosów po
twarzy.
Antoni zerwał się z miejsca. Jula za rękę go ujęła.
Muszę panu powiedzieć. Pan myśli, żem ja winna... że
naumyślnie skłamałam, i
gniewa się pan na mnie. A to wcale nie tak było. Józia nic nie
powiedziała, że
idziemy do teatru, tylko do przyjaciółki, która ma dużo próbek
szydełkowych.
Uwierzyłam, a potem, jakeśmy już do. teatru weszli, nie
mogłam przecie
uciekać... Doprawdy, pan nie powinien się gniewać, bo
muzyka tak ślicznie grała,
tyle pań postrojonych... a gdy śpiewać zaczęli, to już o
wszystkiem zapomniałam.
Zasłoniła oczy rękoma i rozpłakała się. Tak przynajmniej
sądził Antoni. W tej
chwili gotówby porwać, przycisnąć do piersi płaczące
dziewczę i uciec w świat.
Czyż mógłbym gniewać się na panią? rzekł stłumionym
głosem. Istotnie było
mi bardzo przykro, lecz skoro pani nie jest winną...
Wesoła twarz Kawęckiego ukazała się we drzwiach. Antoni
opadł na krzesło
zmęczony.
Pózno już było, gdy wrócił do siebie. Trzeba mi uciec ztąd
jak najprędzej
myślał,, ściskając czoło rękoma.ROZDZIAA XIII.
W ogrodzie Botanicznym aleja bzowa zakwitła, jak jeden
bukiet odurzającej woni.
Antoni wypoczywał na ławce po pracy. Ośm miesięcy
upłynęło, odkąd pudełko"
swoje na Tamce opuścił. Czas ten spędził, grając niemal dni
całe i
przysposabiając się do dania koncertu. Im bardziej atoli dzień
upragniony się
zbliżał, Antoni stawał się drażliwszym i mniej siebie pewnym.
Teraz tydzień już
[ Pobierz całość w formacie PDF ]