[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przybita. Jeszcze bardziej niż teraz.
Nie bardzo wiedziałam, po co tu przyjechałam. %7ładnych duchów, dusz, nawet szczątków
młodych ludzi zakopanych w zmarzłej ziemi. Tylko mrozne powietrze, gwałtowne porywy wiatru
oraz dwóch rozdrażnionych ludzi, którzy zbyt długo i ze zbyt bliska przyglądali się potwornościom,
jakie jeden człowiek potrafił wyrządzić drugiemu.
Co będzie z tą szopą? zapytałam, a Tolliver oraz Stuart odwrócili głowy w kierunku
budyneczku.
Rozbierzemy ją i usuniemy stąd oświadczył Klavin. Inaczej rozdrapią ją łowcy
pamiątek. Kryminalistycy usunęli większość krwi, zabrali ją do badań. Podobnie jak narzędzia
kajdanki, żelazo do znakowania, obcęgi, zabawki erotyczne, wszystko jest w magazynach. Mamy tu
spory zespół.
Jak on może spojrzeć na swoje odbicie w lustrze skrzywił się Tolliver. Rzadko kiedy
odzywał się w obecności policji czy zleceniodawców. Myśl o gwałcie wywołuje w mężczyznach
nad wyraz silne emocje takie tragedie częściej spotykają kobiety, dlatego mężczyzni reagują na
nie żywiej. Kobietom od dziecka wpaja się obawę przed gwałtem, jest związana właśnie z ich
kobiecością.
Czerpał z tego przyjemność wyjaśniłam. Aatwo spoglądać w lustro, kiedy życie jest
przyjemne.
Ma pani rację przyznał Stuart zaskoczony. Pewnie budził się co rano w skowronkach.
Tom Almand przez wiele lat mydlił oczy całej społeczności Doraville. To pewnie dodatkowo
sprawiało mu radochę. Jedyną osobą, której nie udało mu się oszukać, był
jego własny syn.
Resztę wystrychnął na dudków? pociągnęłam go za język, ściskając Tollivera za rękę.
Koledzy z centrum terapii twierdzą, że był świetnym współpracownikiem. Nigdy się nie
spózniał, nie zawalał terminów, nie zapominał o umówionych spotkaniach, był błyskotliwy, miał
świetne referencje i niemal żadnych skarg od pacjentów przez osiem lat pracy.
Byłam pod wrażeniem szczegółowości oraz zakresu informacji, jakie zdobyli w tak krótkim
czasie. Ciekawe, czy podejrzewali go od samego początku. Może znalazł się na liście podejrzanych
stworzonej na podstawie jakiegoś profilu psychologicznego?
A bliżsi znajomi? Przyjaciele? drążyłam.
Nie miał przyjaciół. Sześć lat działał w zarządzie szpitala, razem z Lenem Thomasonem
oraz Barneyem Simpsonem. Obaj są związani z medycyną, choć pracują na różnych polach.
Duchowny, który prowadził nabożeństwo, został wybrany do zarządu rok temu. Starali się o
granty, dotacje federalne, szukali prywatnych sponsorów, organizowali zbiórki i tym podobne.
Hrabstwo potrzebuje nowoczesnego szpitala, jak pani pewnie zauważyła.
Wszystkie drogi zdawały się prowadzić do szpitala. Bez względu na to, gdzie zaczynałam,
zawsze w końcu wypływał szpital.
A chłopiec? Powiedział coś? zapytałam ostrożnie, świadoma, że rozmowność agentów
skończy się lada moment, bez szczególnej przyczyny.
Jeszcze nie odpowiedział Stuart.
I na pewno, naprawdę jest bardzo dobrze strzeżony?
Nawet lepiej zapewnił Klavin. Absolutnie nic mu nie grozi.
Jego rodzina już przyjechała?
Tak, zgłosili jego zaginięcie dzień przed tym, jak go znaleziono. Znalezliśmy jego
samochód na poboczu drogi, jakąś milę od domu Almanda. Złapał gumę, a w bagażniku brak
zapasu.
To wiele wyjaśnia. Przy tej pogodzie z ulgą przyjął pewnie propozycję podrzucenia do
miasta, bez względu na to, jak bardzo by się bał.
Dzieciaki są strasznie lekkomyślne prychnął Stuart ponuro. Ten wcześnie przekonał
się, że na świecie są zli ludzie. Już nigdy nie będzie taki sam.
Rozważaliście przydzielenie ochrony Manfredowi Bernardo?
Jest dużo starszy od ofiar.
Ale jest też bezpośrednio związany ze sprawą.
Jest dorosły, siedzi w szpitalu z masą personelu burknął Klavin. I tak przekroczyliśmy
budżet.
Dzięki za rozmowę, musimy jechać pożegnałam się.
Wiedziałaś, że tam będą? zapytał Tolliver w drodze powrotnej.
Coś ty? Chciałam tylko zobaczyć to miejsce, jak będzie puste.
Puste?
%7ładnych ciał. Tylko ziemia i drzewa.
Jakiś czas jechaliśmy w milczeniu.
Tolliver? odezwałam się. Przypuśćmy, że wiedziałbyś, że zostaniesz oskarżony o
zabójstwo w ciągu następnych dwóch, trzech dni. No, nie byłbyś pewien dokładnie, ale
wiedziałbyś, że to nastąpi, jak byś się zachował?
Uciekłbym.
A gdyby to nie było takie pewne?
Gdybym miał powody przypuszczać, że nie wskażą mnie na okazaniu albo coś w tym
stylu?
Przytaknęłam.
Jeśli istniałaby szansa na zachowanie dotychczasowego życia, wykorzystałbym ją
powiedział Tolliver po namyśle. Ucieczka staje się coraz trudniejsza w dobie
komputeryzacji i kart kredytowych. Płacenie gotówką nie jest aż tak popularne, łatwo ten fakt
zapamiętać. Prawo jazdy trzeba pokazywać na każdym kroku. W Stanach trudno ot tak zniknąć, a
przekroczyć granicę bez paszportu jeszcze trudniej. Bez kryminalnej przeszłości, powiązań w
środowisku przestępczym praktycznie nie ma szans.
W tym przypadku powiązania raczej odpadają. On nie jest doświadczonym przestępcą,
raczej zapalonym amatorem.
Dobra, wynośmy się stąd zakończył Tolliver.
Zamierzał ostatecznie zaprzestać spełniania moich kaprysów.
Miewaliśmy wcześniej sprzeczki, ale nigdy nie zawierały one czynnika osobistego. Teraz
jednak byliśmy więcej niż tylko managerem i podopieczną, więcej niż bratem i siostrą, więcej niż
dwojgiem ludzi walczących o przetrwanie w brutalnym świecie.
Poza tym miał rację. Spełniliśmy nasze zadanie, reszta spoczywała w rękach policji, a tej
było wystarczająco dużo, żeby sobie poradzić. Jednak za każdym razem, myśląc o Chucku
Almandzie, o jego śmierci, która miała na celu pokazać mi jego prawdziwe życie, życie z
człowiekiem, który latami katował i zabijał chłopców... Wmawiałam sobie, że jego poświęcenie nie
poszło na marne. Doprowadził mnie do rozwiązania tajemnicy, a wraz ze mną policję. Na pewno
właśnie tego chciał. Teraz pozostało mi odsunąć się, złożyć ten ciężar na barki odpowiednich ludzi,
pozwolić im pracować.
Dobrze, jedzmy powiedziałam.
Ramiona Tollivera opadły rozluznione. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jaki był
spięty.
Mieliśmy jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Podpisanie zeznań. Spodziewając się
kolejnego najazdu mediów, zadzwoniliśmy na posterunek z pytaniem, czy możemy wjechać od
tyłu. Dyspozytorka z miejsca odmówiła.
Tam nie ma gdzie szpilki wcisnąć tłumaczyła. Na parkingu stoją stanowi,
kryminalistycy i kilku zastępców, którzy dostali dodatkowe zmiany. Postawcie auto od frontu,
wyślę kogoś po was.
Zatrzymaliśmy się przy krawężniku, za długim sznurem samochodów reporterskich.
Zdecydowanym krokiem przepchnęliśmy się przez tłumek, patrząc prosto przed siebie.
Kiedy dziennikarze się ocknęli, byliśmy prawie przy drzwiach. Ignorując pytania, na które i tak
bym nie odpowiedziała, skoncentrowałam wysiłki na dotarciu do wejścia. Miałam nadzieję, że po
raz ostatni przekraczam próg tego budynku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]