[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niemożliwe.
Woda spływała powoli. Libby ze złością chwyciła ręcznik, cienki i wypłowiały po
wielu latach używania, i wytarła się nim do sucha. Przeczesała wilgotne włosy i owinięta
ręcznikiem wyszła do pokoju.
David siedział na skraju podwójnego łóżka i przerzucał kanały w małym telewizo-
rze.
- Witaj w latach siedemdziesiątych - rzuciła półżartem Libby. - Czy czujesz się jak
w pętli czasu? Jakbyś się przeniósł o kilkadziesiąt lat w przeszłość?
- Nie - odparł i zgasił telewizor. - Czuję się jak książę czekający na swojego Kop-
ciuszka.
R
L
T
- Posłuchaj - rzekła Libby, owijając się ciaśniej ręcznikiem - przykro mi, że nalega-
łam, żebyśmy tu przyszli. Jestem gotowa wyjść stąd w każdej chwili, gdybyś wolał...
Podszedł do niej zdecydowanym krokiem.
- Wolę się z tobą kochać, maleńka - szepnął namiętnie. - Tu i teraz.
Oblizała wargi w oczekiwaniu na pierwszy pocałunek. Marzyła o nim.
- Tak - mruknęła. - Tutaj. Natychmiast.
Nieważne, gdzie się znajdowała, pocałunki Davida bowiem sprawiały, że zapomi-
nała, kim jest. Opuściła ręce, wilgotny ręcznik opadł na wytarty dywan.
David się cofnął. Nie dotykając jej, pożerał ją oczami, które pociemniały, stając się
ciemnozielone. Jego płonący wzrok omiatał ją całą. Nigdy dotąd tak bardzo nie pragnęła
mężczyzny. Nie miała pojęcia, że tak silna żądza jest w ogóle możliwa.
David kochał się z nią powoli i uważnie, jak gdyby była jego pierwszą kobietą.
Dzięki niemu odkrywała nieznane sobie dotychczas doznania.
Gdy jego zręczne ręce i ciepły ruchliwy język doprowadziły ją na skraj rozkosznej
otchłani, pociągnęła go tam za sobą i razem opadli w wirze kolorowych rozbłysków i
migotliwych spadajÄ…cych gwiazd.
Potem Libby zapadła w drzemkę z myślą, że nie chce, by David ją opuścił. Jeśli to
zrobi, była gotowa udać się za nim choćby na koniec świata.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
Libby zaproponowała, że przygotuje kolację, mając na myśli podgrzanie w mikro-
fali dwóch opakowań makaronu z serem. David uprzejmie odmówił i przedstawił jej
swojÄ… propozycjÄ™.
- Chodzmy lepiej naprzeciwko.
- Już myślałam, że nigdy na to nie wpadniesz - odrzekła Libby, śmiejąc się wesoło.
Tym razem nie zabrał jej do penthouse'u, lecz prosto do lśniącej nowością, nowo-
czesnej kuchni hotelu, gdzie drugi kucharz wciąż jeszcze dyżurował wraz z kilkoma po-
mocnikami.
Młody mężczyzna na ich widok poderwał się z krzesła.
- Dzień dobry - powiedział z południowym akcentem okraszonym szerokim uśmie-
chem.
David przywitał się z nim i oznajmił, że oboje umierają z głodu.
- To świetnie - ucieszył się kucharz. - Chętnie przygotuję wszystko, na co będą
państwo mieli ochotę. W kuchni trzeba gotować, a nie przesiadywać.
David pociągnął Libby za sobą do wnętrza pomieszczenia. Było to dla niej ciekawe
doświadczenie, nigdy dotąd nie widziała bowiem profesjonalnej kuchni.
- Nie znam się zbyt dobrze na gotowaniu - wyznała, podziwiając wielką lodówkę
ze stali nierdzewnej. Gdy David ją otworzył, nie rozpoznała połowy produktów.
- Domyśliłem się - odparł David, chichocząc.
- Ciocia Elizabeth też niechętnie gotuje.
- Może to dziedziczne. Na co masz ochotę? Czy coś z tego wpadło ci w oko?
Surowe produkty nie wyglądały zbyt zachęcająco.
- Sam dokonaj wyboru, Davidzie - poprosiła.
- Jako wielbicielka zwykłych hamburgerów chętnie zdam się na ciebie.
David porozmawiał z kucharzem, z czego Libby niewiele zrozumiała.
- Będziemy w barze - rzekł na koniec. - Proszę podać nam tam jedzenie.
Libby zauważyła, że David wyjął z kieszeni banknot, złożył go dyskretnie i położył
na stole przed młodym kucharzem.
R
L
T
- Ależ nie trzeba, panie...
- Proszę wziąć - przerwał mu stanowczo David.
- Nalegam.
- Dziękuję panu.
Przechodząc, zerknęła na pieniądze. Sto dolarów. Największy napiwek, jaki kiedy-
kolwiek wręczyła, wyniósł dwadzieścia. Dostawca pizzy omal nie zemdlał. A gdyby dała
mu stówkę?
Gdy weszli do przyćmionego baru, David zamówił wino.
- Dwa kieliszki merlota, rocznik dwa tysiÄ…ce czwarty.
- Służę panu.
Libby wsunęła się do boksu, w którym siedzieli poprzednio. Zaczynała się czuć
stanowczo zbyt dobrze w towarzystwie tego mężczyzny. Z każdym innym po prostu cie-
szyłaby się chwilą, lecz na nim zależało jej tak bardzo, że chcąc nie chcąc, zaczynała
myśleć o przyszłości, co czyniło ją szalenie bezbronną.
Usiadł tuż przy niej, dotykając jej umięśnionym udem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]