[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gika nakazywała powstrzymać popęd do Paige przynajmniej
do czasu, aż jej motywy się wyjaśnią.
W końcu i Bryce zasnął; on także zle spał.
Obudził się wcześnie. Tego dnia mieli zająć się przed-
sięwzięciem związanym z galeuą sztuki. Było jeszcze kilka
szczegółów do dopracowania. Nie wszyscy udziałowcy ga-
lerii zgodzili się całkowicie na jego propozycje alokacji zy-
sków. Chciał, żeby określony ich procent przeznaczano na
stypendia dla najbardziej obiecujących studentów sztuk pla-
stycznych. Bardzo mu na tym zależało. Właściciele galerii
woleli oddawać na stypendia mniej pieniędzy.
Wczesnym rankiem zdążył przepracować trzy godziny, pró-
55
S
R
bując znalezć w liczbach jakiś kompromis. Niosąc z kuchni
trzecią filiżankę kawy, skręcił ku sypialni Paige i załomotał
w zamknięte drzwi.
- Wstawaj! - zawołał. - Mamy mnóstwo pracy do zro-
bienia!
- Zaraz będę! - odpowiedziała natychmiast. Wyglądało na
to, że już nie śpi. Rzeczywiście, otworzyła drzwi, ubrana. -
Dzień dobry. - Uśmiechnęła się nieśmiało. Bryce tak się
skupił na pracy, że nie zauważył, kiedy wstała.
- Wyglądasz na wypoczętą. Czy wyspałaś się dostate-
cznie? - Lexingtonowi przypomniało się to, co zdarzyło się
minionej nocy. Uśmiech Paige wywołał w nim opiekuńcze
uczucia.
- Bardzo dobrze spałam, dziękuję. - Miała nadzieję, że w
świetle dnia wszystko będzie inne niż w nocy, że jej myśli
skupią się całkowicie na pracy. Tak się jednak nie stało.
Widok Bryce'a, dzwięk jego głosu, to wszystko natychmiast
przywołało w niej magię ostatniego wieczoru. - To było
wspaniałe przyjęcie - powiedziała. - Dziękuję, że zabrałeś
mnie ze sobą.
- Nie mogłem przecież pozwolić, żebyś siedziała tu sama
- odparł Lexington, starając się zachowywać obojętny ton.
Nie całkiem mu się to udało. Złapał więc szybko pierwsze z
brzegu dokumenty, odwrócił się do komputera i ponaglił: -
Bierzmy się do pracy.
Paige popatrzyła w podłogę, po czym odpowiedziała:
- Wezmę sobie tylko kawy i zaraz wracam.
Następne dwie godziny minęły szybko. Rozmawiali tylko
o pracy. Spieszyli się, aby zdążyć na spotkanie z wła-
ścicielami galerii, które zaczynało się o jedenastej. O dzie-
56
S
R
siątej trzydzieści nowa propozycja Lexingtona była gotowa.
Zadzwonił po taksówkę i zajechali do galerii na czas.
Bryce od początku panował nad całym spotkaniem.
Wszelkie sprzeciwy wobec jego propozycji zostały szybko
stłumione, ponieważ nikt nie przedstawił lepszej. Lexington
był mistrzem negocjacji. Starannie rozgrywał każdą wymia-
nę zdań. Kiedy wyszedł, udziałowcy galerii czuli się za-
szczyceni tym, że biorą z nim udział we wspólnym przed-
sięwzięciu. Paige początkowo miała odczucie, że Lexington
manipuluje ludzmi, aby uzyskać, co chce; że narzuca swoją
wolę, nie dbając o potrzeby partnerów.
Ucieszyła się. Nareszcie była świadkiem czegoś, co po-
twierdzało jej pierwotną o nim opinię. Potem jednak zorien-
towała się, że przecież propozycja, którą wymógł, oznaczała
rezygnację przez niego z części dochodów, dla zachowania
odpowiedniego poziomu stypendiów. Najwyrazniej bardzo
mu na nich zależało.
Naprawdę nie wiedziała teraz, co sądzić o tym człowieku.
I co zamierzał zrobić z firmą Franklin Industries i jej pra-
cownikami? Czy Lexington, jakiego widziała, to był rze-
czywisty on, czy też ukrywał przed ludzmi swoją prawdziwą
osobowość?
Bryce cieszył się, że wszyscy byli zadowoleni z wyniku
spotkania. Trwało do póznego popołudnia. Nie jedli z Paige
od śniadania. Kiedy więc wyszli z galerii, powiedział:
- Pora lunchu minęła, a obiadu nie nadeszła, ale jestem
głodny. A ty?
- Zjadłabym coś. Mogę zaczekać na obiad, ale może
przekąsilibyśmy coś, żeby uciszyć głód?
- Niedaleko stąd jest sympatyczny pub.
57
S
R
Ruszyli żwawym krokiem i znalezli się w pubie, gdzie
zamówili lekką przekąskę.
Rozmawiali o pracy. Lexington, jak zwykle, tryskał ener-
gią. Paige nie miała czasu na swoje męczące rozważania.
Gdy wracali do mieszkania, potknęła się i przewróciła
przy wysiadaniu z taksówki. Bryce doskoczył, pomógł jej
wstać i rzucił trochę podekscytowanym tonem:
- Nic ci się nie stało?
- W porządku. - Otrzepała spodnie. Rozdarły się odrobinę
na kolanie. - Nie zdarza mi się to często.
- Na pewno nic się nie stało?
- Nic. Rozdarłam tylko spodnie, o tu, a poza tym... wsty-
dzę się.
- Kiedy wrócimy do Santa Monica, wystaw Eileen ra-
chunek za zniszczone ubranie; firma ci zwróci.
- Ależ... nie mogłabym. To nie są nowe spodnie, a poza
tym, to tylko małe...
Lexington popchnął lekko Paige w stronę wejścia. Po-
wrócił jego oficjalny sposób bycia.
- Jest dzisiaj jeszcze trochę pracy do zrobienia - oznajmił.
- Oczywiście. - Paige natychmiast poszła do pokoju biu-
rowego, aby wprowadzić do komputera notatki ze spotkania
i uaktualnić różne pliki. Kiedy Bryce zniknął jej z widoku,
pozwoliła sobie na nieznaczny uśmieszek. Widziała szczery
niepokój wymalowany na jego twarzy, słyszała go w jego
głosie. Nie będzie już przejmować się jego nie zawsze
grzecznym zachowaniem, które najwyrazniej zmieniał, kie-
dy chciał. Zupełnie jakby to ono było stwarzanym dla
58
S
R
świata pozorem. Aż zadrżała, gdy pomyślała sobie, że może
lepiej nie dowiadywać się więcej o życiu osobistym Lexing-
tona. Może poznałaby sprawy bardzo dla siebie bolesne?
Skupiła się na pracy.
Bryce przebrał się tymczasem, nalał sobie wina i zapadł w
głęboki fotel w salonie. Nie myślał o pracy. Nie wiedział,
dokąd zmierza jego relacja z Paige i czy jest to jakaś' rela-
cja. Czy ona czuje coś do niego, czy też ma tylko jakąś taje-
mniczą sprawę do załatwienia? Dumał, nie tknąwszy wina.
Godzinę pózniej przyszła Paige.
- Skończyłam. Czy masz dla mnie jeszcze inne zadania?
- Nie. Myślę, że na dzisiaj starczy pracy. Czy napiłabyś
się ze mną wina?
- Z przyjemnością, dziękuję - odparła bez wahania. Lex-
ington nalał kieliszek dla niej. Czując, że atmosfera
się rozluzniła, Paige była znowu pod ogromnym wraże-
niem Bryce'a i wydarzeń zeszłego wieczora. Mimo miłości
do ojca i bólu po jego samobójstwie nie mogła zaprzeczyć,
że narastają w niej silne uczucia względem Bryce'a. Musiała
nie wiedzieć o czymś, o jakichś faktach, które wyjaśniłyby
wszystko. I chciała je poznać, aby się uspokoić.
Rozmawiali o błahostkach. Miała ochotę zapytać o firmę
ojca, nie wiedziała jednak, jak się do tego zabrać. Robiło się
coraz pózniej. W końcu Paige pierwsza powiedziała:
- Chyba lepiej, żebym się już położyła. Kiedy wstała,
Bryce złapał ją za rękę i spytał:
- Czy na pewno nic ci się nie stało w związku z upad-
kiem? - Trzymał ją przez chwilę, ciesząc się tym, nieocze-
kiwanie dla niego samego.
Bradford ścisnęła jego dłoń i uśmiechnęła się.
59
S
R
- Nie, wszystko w porządku. Naprawdę. - Sapnęła. Jej
puls przyspieszył. Bryce nie puszczał jej ręki ani ona sama
jej nie cofała. Przed jej oczami trwało przyjęcie we fran-
cuskiej ambasadzie i ich taniec.
Bryce jakby czytał w jej myślach. Przyciągnął ją do sie-
bie, położył dłoń na jej plecach i zaczął prowadzić do mu-
zyki, która grała im w głowach.
Paige z trudem powstrzymywała się przed przylgnięciem
do niego, zamknęła oczy i wyobrażała sobie, że znajdują się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]