[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wizyt Zacha prawie ze sobą nie rozmawiali. Nie potrafiłam tego znieść.
Mo\e zbli\ał się termin przydatności naszego związku. Miałam nadzieję, \e nie. Pomimo
rosnącego między nami napięcia wcią\ kochałam mojego dziwnego amerykańskiego
profesora. W najlepszych momentach był błyskotliwy, światowy i romantyczny; w jego
towarzystwie nigdy się nie nudziłam. Chocia\ pochodziliśmy z całkowicie odmiennych
środowisk, czułam się przy nim niezwykle swobodnie -kiedy się nie kłóciliśmy. Pod wieloma
względami byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Przyzwyczaiłam się do jego obecności przy
moim boku i muszę przyznać, \e myśl o jego odejściu budziła we mnie strach. Byłam kobietą
po pięćdziesiątce, która zainwestowała dwa i pół roku w związek i nie chciała teraz go
odrzucać. On te\ nie. Czy
13 - Moje \ycie z
193
długotrwały związek nie wią\e się z kompromisami i poświęceniem? Mówiłam sobie, \e jeśli
doło\ymy starań i oka\emy dobrą wolę, na pewno uda nam się załatać ró\nice pomiędzy nami
i wszystko dobrze się uło\y.
Na dzień przed Wielkanocą Joshua wyjechał na tygodniowy obóz narciarski ze szkoły.
Planowałam, \e wykorzystam wolność na spędzenie czasu z Zachem. Ale dzięki mojemu
ukochanemu psu ten wyjątkowy okres okazał się bardzo niedobry. Miałam spędzić noc u
Zacha, a poniewa\ nie było nikogo, z kim mogłabym zostawić George'a, naturalnie zabrałam
go ze sobą. Pomysł wydawał się dobry, kiedy wsiadałam do samochodu. Na miejscu okazało
się, \e jest odwrotnie.
Jak zwykle George bardzo się cieszył z wycieczki. Siedział na przednim siedzeniu z uniesioną
głową i przez okno patrzył na domy i sklepy. Kiedy zahamowałam, wyskoczył z samochodu i
popędził długim holem wiktoriańskiej kamienicy do mieszkania Zacha. Zaraz od progu zabrał
się do radosnego obwąchiwania nowego terenu. Czując się jak u siebie w domu, wskoczył na
stary skórzany fotel, który Zach bardzo lubił, po czym umościl się do drzemki. Ale rzecz, do
której w domu jednego chłopaka  Aleksa - był zachęcany, u Zacha okazała się
niedopuszczalna.
- Nie, nie! -jęknął mój nieskazitelnie schludny partner i zgonił George'a z fotela. - Nie
wchodz na meble.
Kiedy usiedliśmy do specjalnej kolacji, którą Zach przygotował, George zajął miejsce pod
stolikiem ze szklanym blatem. Spoglądał na nas swymi wielkimi, błyszczącymi jak relfektory
oczyma i skomleniem domagał się poczęstunku. A potem stało się coś okropnego: puścił bąka
- cichego, ale niemo\liwego do zignorowania.
- Fuj! George! -jęknęłam, wachlując powietrze.
- Zaraz zwymiotuję! -wymamrotał Zach przez dłoń, którą przycisnął do ust. - Ten pies jest
wstrętny! Nie mo\esz coś z nim zrobić?
- A masz jakiś pomysł? - Westchnęłam. - Powinnam zakorkować mu tyłek? To tylko mały
pies, Zach. Nic na to nie poradzi, \e puszcza bąki.
194
- Błagam! Czy musisz być taka dosłowna? - Od samych słów robiło mu się niedobrze. -
Wyprowadz go z pokoju, dobrze?
- Dobrze. Ale tylko na czas kolacji.
Zamknęłam George'a w niezwykle uporządkowanym gabinecie pełniącym te\ funkcję pokoju
gościnnego, spodziewając się protestów, tymczasem on zachowywał się niezwykle spokojnie.
Kiedy po jakichś dziesięciu minutach wróciłam, odkryłam powód. Spędził ten czas na
opró\nieniu niszczarki do papieru i podarciu cienkich jak spaghetti pasków na jeszcze
drobniejsze strzępy. Najwyrazniej miał większą ni\ Zach świadomość wagi, jaką nale\y
przykładać do ochrony danych osobowych. Z kawałeczków nie dało się nic odczytać. Padłam
na kolana i wepchnęłam pośpiesznie wilgotną masę z powrotem do niszczarki, zanim Zach ją
zobaczy.
- Wszystko w porządku?! - zawołał z salonu.
- Tak! - odkrzyknęłam. - Poczekaj, zaraz do ciebie przyjdę. Sytuacja pogorszyła się, kiedy
nadeszła pora pójścia do łó\ka.
Chocia\ zabrałam koszyk i ustawiłam go w rogu gabinetu, George nie chciał do niego wejść -
i nie chodziło tylko o to, \ebym była z nim pokoju. Nie, musiałam siedzieć na małym
tapczanie obok koszyka. Wreszcie zostawiłam go samego, modląc się, \eby wreszcie zasnął.
Moje modlitwy nie zostały wysłuchane. I oczywiście jak zwykle skończyło się awanturą.
- Co się dzieje z tym psem? Nie mo\esz mu kazać, \eby był cicho? -jęknął zirytowany Zach,
kiedy niedługo po północy próbowaliśmy ignorować straszliwy hałas dochodzący zza ściany
przy naszych głowach.
- Kochanie, jak mo\na kazać psu być cicho?
- Nie wiem! Przyciśnij mu poduszkę do głowy!
- To straszne, co mówisz!
- A niby dlaczego? Ja od pół godziny mam poduszkę na głowie! To była prawda. Uniosłam
ją za róg i zaczęłam przemawiać Zachowi do rozsądku.
195
- Zach... Kochanie? Mów do mnie! Spróbuj spojrzeć na to z punktu widzenia George'a.
Twoje mieszkanie to dla niego obcy teren.
Spod poduszki dobiegło stłumione westchnienie, po którym zaraz rozległo się skrobanie w
sąsiednim pokoju. Zach usiadł wyprostowany jak struna.
- Hej, co to za hałas? Drapie w drzwi, tak? Zniszczyje, a niedawno je pomalowałem!
- Więc ci je odnowię! Biedactwo boi się, bo musi tam sam spać. Martwi się, \e go
porzuciłam.
- Och, błagam! Mogłabyś przestać antropomorfizować wszystko, co to przeklęte zwierzę
robi? - Zach patrzył na mnie z oburzeniem. Jeśli przy pierwszym spotkaniu uczucie malujące
się w jego wzroku sięgało dziewięćdziesięciu dziewięciu na skali stustopniowej, teraz spadło
do minus dziesięciu. - Judith, to twój pies, nie pacjent przychodzący na psychoterapię!
- Przestanie szczekać, jeśli go tu wpuścimy, więc dlaczego sprawiasz trudności?
- Ja sprawiam trudności?
- Czy ten jeden raz nie mo\e tu z nami spać? Jest zdenerwowany. Nie rozumie, co się dzieje. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl