[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Sam się tym zajmę.
- John! - Jo ściskała słuchawkę z taką siłą, aż zbielały jej kostki. - Cieszę
się, że Claire zadzwoniła. A ja i tak chciałam z tobą porozmawiać.
- Jeśli chodzi ci o dom, możesz przychodzić, kiedy chcesz. Masz klucz...
- John, nie chodzi o dom - wtrąciła nerwowo. - Chciałam ci wyjaśnić...
Uwierz mi, proszę, że nie spreparowałam wymyślnego kłamstwa, żeby
przekonać Pattersonów, że jestem... twoją żoną i przybraną matką dzieci.
Westchnęła ciężko. Słowa przychodziły jej z trudem, ale musiała
powiedzieć wszystko do końca.
125
RS
- Tak po prostu wyszło. Oni sami uznali, że jestem ich matką. Wydawało
mi się wtedy, że nie ma sensu wyprowadzać ich z błędu... Bardzo
potrzebowałam tego zamówienia. A teraz zabrakło jej tchu - teraz bardzo
żałuję. Nie przypuszczałam, że postawię cię w podobnie kłopotliwej sytuacji. I
że tak cię zranię. Nie chciałam tego. Bardzo mi przykro.
Z drugiej strony słuchawki panowała cisza.
- Czy chcesz teraz usłyszeć, że ci wybaczam? - odezwał się John po
chwili.
- Nie. Nawet o to nie proszę. Chciałam, żebyś wiedział, co myślę o tym
wszystkim.
Nie odpowiedział nic, więc dodała szybko:
- I naprawdę mam wielką ochotę iść z Claire na zakupy.
- Jo! Chyba nie zdajesz sobie sprawy, jak mocno przywiązały się do
ciebie moje dzieci. Nie chcę, żeby były bardziej nieszczęśliwe.
- Rozumiem - powiedziała ze ściśniętym gardłem. - Tylko że odpowiedni
strój znaczy tak wiele dla Claire. Wiesz, jakie są dziewczynki w tym wieku.
- Nie, Jo - zaśmiał się gorzko - nie wiem. Ale bardzo się staram.
- A ja wiem. Byłam taka jak ona. Pozwól mi coś dla niej zrobić. -
Wiedziała, że John się waha, wiec naciskała dalej. - Przynajmniej to! Jeśli dasz
mi pół godziny na wzięcie prysznica i dojazd, możemy spotkać się po jedenastej
przy wejściu do centrum handlowego.
- Daję ci czterdzieści pięć minut - westchnął. - Właśnie obaj z Billym
walczymy z nocnikiem.
Zaśmiała się z ulgą. W końcu zażartował. Być może uda się jej naprawić
chociaż odrobinę szkód, do których doprowadziła. Telefon zadzwonił po raz
drugi, gdy kończyła kąpiel.
- Cześć, piękna - usłyszała głos Alana. - Chciałem cię złapać, zanim
wyjdziesz do swoich zajęć. Lepiej się dziś czujesz?
- Dużo lepiej - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
126
RS
- Zwietnie. Co powiesz na wspólną kolację? Dzisiaj o szóstej?
- Dobrze. Czekam o szóstej. - Powoli odłożyła słuchawkę.
Sterlingowie spóznili się, rzecz jasna, na spotkanie, ale kiedy już się
pojawili, nie dało się ich nie zauważyć. Jamie z krzykiem radości przygalopował
do Jo.
- Nie zamierzasz dzisiaj latać? - zapytała, widząc, że nie ma na sobie
peleryny z ręcznika.
- Tatuś nie pozwolił mi wziąć cienia - naburmuszył się chłopiec -
Powiedział, że jest ciężki.
- Uciążliwy - poprawił John, podchodząc do niej. - Zbyt uciążliwy.
Jo poczuła, że na jego widok drży jak nastolatka.
- Cześć - powiedziała.
- Cześć - kiwnął głową, ani przyjaznie, ani wrogo.
- Jo-mama! - wykrzyknął uszczęśliwiony Billy.
- Po prostu Jo, Billy, dobrze? - Unikając wzroku Johna, schyliła się do
chłopca.
- Cześć, Jo. - Claire wzięła ją za rękę z nieśmiałym uśmiechem i
szybciutko zaczęła poprawiać okulary.
- No to co? - mrugnęła do Claire. - Idziemy przepuszczać pieniądze?
- Tatuś dał mi swoją kartę kredytową.
- Zwietnie. Czy chcesz, żebym kupiła coś szczególnego? - Popatrzyła na
Johna pytająco.
- Nie. Kup, co uznasz za stosowne - powiedział chłodno. Kiwnęła głową,
chociaż demonstracyjnie okazywany dystans
sprawił jej przykrość. Nie mogła jednak winić go za to, że jest na nią zły.
Umówili się o drugiej w restauracji, miały więc sporo czasu. Jo
prowadząc Claire do swojego ulubionego domu towarowego, przyglądała się po
drodze wszystkim mijanym dziewczynkom. Zadanie wydawało się śmiesznie
łatwe. Kiedy jednak Claire znalazła się w dziale młodzieżowym, speszyła się tak
127
RS
bardzo, że nie mogła wydobyć z siebie ani słowa. Co kilka sekund poprawiała
okulary i tylko kiwała głową lub wzruszała ramionami, kiedy Jo zdejmowała z
wieszaków coraz to nowe sztuki garderoby. Minęło pół godziny, a one wciąż nie
ruszyły z miejsca. Nagle Jo wpadła na genialny pomysł.
- Claire! - zawołała. - Wymień trzy swoje ulubione kolory i idz do
przymierzami. Ja przyniosę za chwilę mnóstwo rzeczy, a ty będziesz je mierzyć.
Wróciła po kwadransie z całym naręczem kolorowych ubrań. Claire
wkładała na siebie wszystko po kolei - uszczęśliwiona, roześmiana, z
policzkami płonącymi z podniecenia, przeistoczyła się nagle w śliczną
dziewczynkę. Jo z zachwytem przyglądała się tej przemianie. Niespodziewanie
dla siebie samej wyobraziła sobie własną córeczkę w podobnej sytuacji i
zatęskniła za taką chwilą. A może tylko się jej zdawało?
Claire stanęła przed lustrem, zapinając guziczki wyjątkowo twarzowej
różowej bluzki w białe grochy.
- Jestem prawie ładna - westchnęła rozanielona. - Podobam ci się,
mamuś?
Zerknęła na swoje odbicie i zauważyła Jo. Zacisnęła powieki. Przyłożyła
rękę do buzi, żeby uspokoić drgający podbródek. Jo w jednej chwili znalazła się
przy niej. Przycisnęła ją do siebie i pogłaskała po głowie.
- Zapomniałam - szepnęła Claire z oczami pełnymi łez.
- Ciii. Wszystko jest w porządku, naprawdę. - Jo uśmiechnęła się smutno.
- Pewnie często chodziłyście z mamą na zakupy?
Claire pokiwała głową.
- Szkoda, że nie może zobaczyć, jak pięknie wyglądasz. Byłaby z ciebie
dumna.
- Tatuś mówi, że jestem do niej podobna.
- Musiała być śliczną panią.
- Tatuś chce znalezć dla nas nową mamę. Powiedział mi o tym. Myślałam,
że wybrał ciebie.
128
RS
Jo poczuła żelazną obręcz na gardle. Drżącym palcem dotknęła policzka
Claire.
- Myślę, że go nie zrozumiałaś. Na pewno znajdzie wam mamę, ale to nie
będę ja.
Claire przyglądała się czubkom swoich butów.
- Chyba rozumiem, dlaczego nie chcesz być naszą mamą - szepnęła, nie
podnosząc głowy. - Ciągle są z nami kłopoty.
- Claire, to wszystko bardzo trudno wytłumaczyć. - Usiadły razem na
wąskiej ławeczce. - Nie chodzi o was. Wydaje mi się, że ja nie umiałabym być
niczyją mamą. Rozumiesz?
- Chyba tak. - Mała pokiwała smutno głową.
- I wcale nie ma z wami wielu kłopotów. Wiele kobiet chciałoby mieć
takie dzieci.
- To dobrze - westchnęła Claire. - Bo ja nie umiem dobrze gotować,
- Musimy się pospieszyć. - Jo zerknęła na zegarek. - Zaraz spotykamy się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]