[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Harry wskazał ręką fotel.
- Poczekajmy więc i przekonajmy się - zaproponował.
- Nie. Chcę, żeby pan opuścił mój pokój. Pańska obecność tutaj jest czymś
niestosownym.
- Robienie rzeczy niestosownych jest celem zgromadzeń odbywających się w
tym domu. A poza tym - tu spojrzał na jej dekolt - kto, u diabła, powiedział pani, że ta
suknia jest: przyzwoita?
- Cały tłum pełnych uznania dżentelmenów - poinformowała go Lucinda,
biorąc się wojowniczo pod boki. - A co do celu tych zgromadzeń, to zorientowałam
się w nim bez pańskiej pomocy. Informuję pana, że nie mam zamiaru w ta kich
rzeczach uczestniczyć.
_ No to świetnie. Zgadzamy się przynajmniej co do tego. Popatrzyli na siebie,
przy czym w oczach obojga widniał jednakowy upór i zdecydowanie.
W tej chwili rozległo się pukanie do drzwi.
Na ustach Harry'ego pojawił się cyniczny uśmiech.
- Proszę nie ruszać się z miejsca - przykazał Lucindzie.
A sam, nie czekając na jej zgodę, podszedł do drzwi i je otworzył.
- Tak? - zapytał.
Alfred, który znajdował się na progu, aż podskoczył.
- Och, ach... - Zamrugał gwałtownie. - To ty, Harry. Nie wiedziałem...
- Oczywiście.
Alfred przestąpił z nogi na nogę, a potem z niepewnym gestem dłoni,
powiedział:
- W porządku! Yyy... więc przyjdę pózniej.
- Nie zadawaj sobie trudu, bo przyjęty zostaniesz tak samo jak teraz.
Te słowa były stanowczym ostrzeżeniem. Harry zamknął drzwi przed nosem
swego dawnego szkolnego przyjaciela, zanim ten zdążył zmienić bezsensownie
dobroduszny wyraz twarzy.
Odwrócił się i zobaczył, że Lucinda wpatruje się drzwi z wyrazem
niedowierzania.
- Co za bezczelność! Harry uśmiechnął się.
- Miło mi, że pani już rozumie, o co mi chodziło.
- Już poszedł, więc nie ma powodu, żeby pan pozostawał tu dłużej.
- Przeciwnie, istnieją dwa poważne powody, dla których powinienem tu
zostać.
Pojawiły się, pukając do drzwi, w odstępie około godziny.
Po pierwszym pukaniu Lucinda przestała się nawet rumienić. Przestała także
nakłaniać Harry'ego, żeby sobie poszedł.
Godzinę po północy, kiedy nikt więcej już nie zapukał, odprężyła się
wreszcie. Siedząc skulona na łóżku, spojrzała na Harry'ego rozpartego w dużym
fotelu przed kominkiem.
- Niech pani się kładzie do łóżka. Ja zostanę tutaj - powiedział Harry, nie
ruszając się z miejsca ani nie otwierając oczu.
- Tam?
- Potrafię przespać noc w fotelu, jeżeli sprawa jest tego warta. Zresztą ten fotel
jest dość wygodny.
Lucinda, po chwili zastanowienia, kiwnęła głową.
- Potrzebna jest pani pomoc w rozsznurowywaniu gorsetu?
- Nie.
- No to dobrze. - Harry odprężył się. - W takim razie dobranoc.
- Dobranoc.
Lucinda przyglądała mu się przez chwilę, a potem naciągnęła na siebie kołdrę.
Aóżko nie miało kotar, a w pokoju nie było parawanu, za którym mogłaby się
przebrać. Położyła się na poduszkach, a potem, gdy Harry nie poruszył się ani nie
wydał żadnego dzwięku, obróciła się na bok.
Miękkie migotliwe światło kominka oświetliło twarz Harry'ego, wydobywając
jego zdecydowane rysy, ciężkie powieki i rzezbiąc kontury jego ust.
Lucinda zamknęła oczy i zapadła w sen.
ROZDZIAA JEDENASTY
Gdy na drugi dzień rano się obudziła, ogień na kominku już wygasł. Fotel
stojący przed kominkiem był pusty.
Lucinda zamknęła oczy i wtuliła się w kołdrę. Uśmiechnęła się leniwie,
odczuwając głębokie zadowolenie. Próbując uświadomić sobie powód tego
zadowolenia, przypomniała sobie sen, który miała tej nocy.
Było już bardzo pózno, panowała głęboka noc, gdy się obudziła i zobaczyła
Harry'ego siedzącego w fotelu przed dogasającym kominkiem. Harry poruszył się
niespokojnie, a jej przypomniał się pled pozostawiony na krześle przy łóżku.
Wysunęła się spod kołdry i, w swojej połyskującej sukni, podeszła cicho do krzesła,
wzięła pled i zbliżyła się do fotela.
Stojąc, przyglądała się Harry'emu - twarzy oświetlonej łagodnym blaskiem
ognia i całemu pełnemu wdzięku ciału.
Westchnęła cicho i zobaczyła, że Harry patrzy na nią z wyrazem łagodniej
zadumy. Wyczuła jego wahanie, a także chwilę, w której się go pozbył.
Delikatnie, lecz zdecydowanie Harry przyciągnął Lucindę do siebie. Pled
wysunął jej się z rąk, a Harry, obejmując ją, posadził ją sobie na kolanach.
Nie stawiała oporu, ogarnęła ją radość, gdy poczuła ciepło emanujące z jego
ciała. Harry objął ją, a ona uniosła głowę, czekając na pocałunek.
Spędzili przed kominkiem kilka godzin, oddając się namiętności w jej
najdelikatniejszych, najczulszych przejawach. Lucinda przypomniała sobie teraz, jak
ręce Harry'ego, tak doświadczone, tak wprawne i mądre, otworzyły przed nią
cudowny świat doznań i poprowadziły ją przez ten świat, ucząc ją przyjemności i
rozkoszy.
Harry zdjął z niej powoli suknię, pieszcząc ją równocześnie wargami. Teraz,
w wyobrazni, czuła znowu dotknięcie jego włosów, miękkich jak jedwab, na swojej
rozgrzanej skórze.
Jak długo leżała naga w jego ramionach, poddając się jego pieszczotom, nie
mogła sobie przypomnieć. Wydawało jej się, że trwało to całe wieki, a potem Harry
podniósł ją i zaniósł do łóżka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]