[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lu...
Jazgarz puszczał tę całą opowieść mimo uszu, wiedział, że tamtemu mówienie o swojej narzeczonej
sprawia przyjemność, zwłaszcza gdy mógł się czymś nowym o niej pochwalić właśnie przed nim. Miłostki i
romanse Mięty szczerze bawiły Jazgarza, ale też i łapał się niejednokrotnie na tym, że zazdrości chłopakowi
tych przygód stwierdzając jednocześnie, że lata płyną, a on... Od rozwodu z żoną nie zainteresował się na
długo żadną kobietą. Miało to tę dobrą stronę, że nie czuł się wobec nikogo winny, kiedy musiał albo chciał
ryzykować własnym życiem.
Pokazać, obywatelu... usłyszał znowu wyczekujące pytanie Mięty.
Pokaż, bracie, pokaż! Jazgarz machnął ręką. Pokazuj wszystko!...
Wypił ze swojej szklanki. Parzący płyn rozpełzł mu się po wnętrzu i znowu przywołał przed jego oczy
celę, tamtych pięciu i czającą się wśród nich zagadkę. Nie było wątpliwości, że pierwszą rundę przegrał, ale
ile ich pozostało do rozegrania... Pozostawał jeszcze Wertep, szansa jedna na... Trup nie wskaże Groma.
Chociaż... Przypomniał sobie wypadek, kiedy dokument znaleziony przy martwym ciele dopomógł w iden-
tyfikacji osoby, która rzekomo dawno już nie żyła. Tak, ale tutaj takim dokumentem" może być tylko sło-
wo, słowo żywego Wertepa. Albo gest, ruch ręki, choćby miał to już być ostatni jej gest...
Mięta poszperał po kieszeniach i wyjął zniszczoną fotografię. Przedstawiała scenę z jakiegoś amator-
skiego przedstawienia. Dziewczęta i młodzi ludzie w wieku osiemnastu, dwudziestu najwyżej lat stłoczeni
byli na malutkiej scenie w symbolicznej, pełnej patosu sytuacji. Rozmaite, własnym przemysłem skompo-
nowane kostiumy nadawały tej scenie wyraz tyleż naiwny, co oryginalny. Z boku grupy specjalnie wysunię-
to do przodu jakby dwóch solistów. Usta otwarte w krzyku, ramiona w patetycznym, nieomal wieszczym
geście. Jeden z nich o głowę wyższy od drugiego.
Mięta zaczął pokazywać palcem jakąś dziewczynę stojącą w drugim rzędzie.
To ona! mówił z czułością. Najwięcej w tym przedstawieniu miała do mówienia, tak powie-
działa! No i piosenki wszystkie też ona!...
Jazgarz wyjął mu z rąk fotografię, zmrużył oczy, jakby chciał się jej lepiej przyjrzeć i tym samym oka-
zać Mięcie swoje zainteresowanie.
Nagle naprawdę zaczął się z natężeniem wpatrywać w fotografię. Przysunął lampę, cała grupa na zdję-
ciu jak gdyby powiększyła się raptem, ożyła, a otwarte usta tych dwóch stojących z boku zdawały się prze-
mawiać wprost do niego.
Tak, tych dwóch stojących z boku... Tych dwóch solistów... Jeden z nich jest podobny do Aysego, tylko
trochę więcej włosów kłębi mu się na czaszce. Ten drugi, wyższy, twarz ma nieco zamazaną, z nakładają-
cymi się na siebie rysami, jak gdyby przy wykonaniu fotografii niechcący się poruszył.
Znasz go? Jazgarz stuknął palcem w tego, który podobny był do Aysego.
Mięta zerknął na zdjęcie. Gruby palec Jazgarza podkreślał sylwetki obu solistów.
Ci dwaj? zapytał Mięta.
Ten, ten... Ten niższy!
Oni jednego chowu!... Bracia!
Co, bracia?!
No bracia Zofija opowiadała... Pierwsi do występowania na wieczorkach, a jeden z nich to nawet
wiersze sam układał. Zofija ma w pamiętniku taki jeden... A togo od wierszy to Niemcy wywiezli ani
śladu po nim dotąd.
Wywiezli? Jazgarz niemal wyrywał teraz z ust Mięty każde słowo. Jak to, wywiezli? Kiedy,
gdzie?...
Wywiezli' odpowiedział nic spiesząc się Mięta. Szkoda chłopaka! A we dwóch to oni podobno
takie łobuzy byli. że hej! We dwóch nikogo się nie bali! Zofija opowiadała... Zwłaszcza ten niższy, o ten!
Mówili, że on taką książkę miał i stamtąd się wyuczył różnych takich sztuczek z biciem. I tego swojego bra-
ta też w tym poduczał.
Jazgarz poczuł, jak krew zaczyna mu galopować w skroniach.
Tak, Zofija opowiadała... ciągnął dalej spokojnie Mięta. Oni mieli posłuch i w szkole, i na po-
tańcówkach, i gdzie się tylko ruszyli!... Ech, przydałyby się takie chłopaki, co. obywatelu kapitanie? Tak, a
lego młodszego, o ten tu wyższy... Mięta stuknął palcem w zamazaną twarz ...Niemcy wywiezli i
pewnie już... Tak. A tego starszego ludzie widzieli w okolicy... Na psy zszedł, mówią...
Jazgarz zamyślił się na moment:
Czyżbym się znowu miał pomylić? Nie, to niemożliwe... Miałażby to być druga i ostatnia zarazem run-
da? Przecież tylko przypadek podsunął mi do ręki tę fotografię. Zmieszne, gdyby Mięta nic rozkochał się w
Zofiji- artystce", tylko w jakiejś innej Jadziuni... Pomaga mi chłopak, jak może, oby tylko teraz naprawdę
pomógł.
Bezwiednie obrócił w rękach fotografię. Wpadł mu w oczy napis niebieskim atramentem na drugiej
stronie zdjęcia: Spokojnie stoi nasz rodzinny dom, Bo my czuwamy jako w niebie Grom!
To wierszyk z tego przedstawienia powiedział Mięta. Zofija opowiadała... Oni tam w różne
pieśni, w wieszczów różnych wplatali takie tam swoje... Zgrabne, co, obywatelu kapitanie?
I z uśmiechem odczytał wypisany niebieskim atramentem dwuwiersz.
Jazgarz zerwał się z miejsca.
Chłop stał przy łóżku z żarzącą się karbidówką w ręku. Wśród pierzyn majaczyła główka dziecka. Sar-
nicki jeszcze raz spojrzał na jego rozpaloną twarzyczkę.
Przyślę szepnął odchodząc od łóżka. Bądzcie spokojni, przyślę po niego...
Już przy drzwiach poczuł nagły zawrót głowy. Zachwiał się, wypuścił z rąk torbę.
Panie doktorze!... Jezusie, Mario doskoczył do niego chłop.
Nic, nic...
Sarnicki usiłował się schylić, podnieść z podłogi torbę. Nie utrzymał równowagi, upadł. Ostatkiem woli
dzwignął się, stanął na chwiejnych nogach.
Nic, nic... powtórzył. Wody... Pić mi się chce, pić...
Pan doktor zmęczony...
Chłop usadził go na brzegu taboretu, plecami opai*ł o ścianę.
A może samogonki? zakręcił się
koło baniek na piecu. Mam, własnej roboty! Od razu na nogi postawi! Przednia, pan doktor skosztuje!
Sarnickiemu gorączka wżarła się już w oczy, wysuszyła usta.
Ja... zaczął, ciężko chwytając oddech. Ja z nimi muszę... Do Strzekocian... Prowadz... Pro-
wadz z powrotem!
Chłop, stropiony, obracał w dłoniach blaszany kubek.
Oni... Oni już dawno w Strzekocianach powiedział. Maszyną to raz dwa i na miejscu!... Znia-
danie już pewnie jedzą, drugą porcję zamówili...
Znowu zadzwonił bańkami.
Ja panu doktorowi dam samogonki i przejdzie, jakby ręką odjął!
Co... co tak pachnie? wyszeptał Sarnicki.
Dopiero teraz wyczuł jakiś zapach, silny, intensywny... Twarz Sarnickiego jakby odtajała na moment ze
skuwającej ją gorączki.
To? A to jabłka! odpowiedział chłop. Widział pan doktor ten sadek za obórką?... Obrodziło.
Tylko gdzie je wiezć, jak je sprzedać! Sam wozu nie pociągnę. Trzymam je tu obok... Może pan doktor za-
jechać, brać, ile chce!
Zaczynało już wyraznie świtać. Wiatr jak gdyby przywarł do ziemi, zaplątał się w trawach i ucichł.
Ziemia obsychała. Jedynie gdzieś w gąszczach listowia skrzyły się jeszcze krople niedawnej ulewy, przy-
czaiły się tam jak spłoszone ptaki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]