[ Pobierz całość w formacie PDF ]
soku. Ktoś mógłby sobie pomyśleć, \e to zbyt nachalne, ale chciałabym dotrzeć nawet do
tych, którzy nie widzą dalej ni\ koniec własnego nosa, którzy...
Rito... wtrącił się Al. Spuściła wzrok i westchnęła.
Zresztą wiesz, o kim mówię dokończyła. Coś oprócz soku? zapytała po chwili.
Muszę z tobą porozmawiać. Tamtej nocy wyrwało mi się kilka słów...
Tylko kilka? Rozumiem, więc przyszedłeś, by uzupełnić swoją przemowę. Trudno
uwierzyć, \e masz mi coś jeszcze do powiedzenia.
Nate nie spodziewał się, \e przepraszanie będzie łatwe. Przygotował się na pokonywanie
trudności, ale \eby a\ takich? Rita Lynn nawet nie zamierzała go wysłuchać do końca. Stała
spokojna, jakby miała mu właśnie oznajmić, \e skończył się im d\em truskawkowy.
Więc co podać? Jajka na grzankach? zapytała, przewracając stronę w bloczku z
zamówieniami i li\ąc koniuszek ołówka.
Przestań. Po co to robisz? Nie masz pojęcia, ile zarazków właśnie połknęłaś.
Przyszedłeś po to, \eby rozmawiać o zarazkach?
Przyszedłem, \eby ci powiedzieć...
Jeśli to, co masz mi do powiedzenia, nie ma nic wspólnego z zamówieniem śniadania,
nie obchodzi mnie, po co przyszedłeś. I nie zamierzam cię słuchać.
Wysłuchaj go wtrącił się Al.
Właśnie rozległo się w sali.
Morrow rozejrzał się dookoła. Goście baru przerwali jedzenie i skupili swoją uwagę na
nim i Ricie.
Dobrze zgodziła się po namyśle.
Cieszę się wyszeptał w uniesieniu, które przyszło nie wiadomo skąd. Wskazał palcem
na pusty stolik. Chcę rozmawiać z tobą, a nie z całym Hooperville.
Mógłby przysiąc, \e słyszał westchnienia rozczarowania. Nikt nie próbował nawet tego
ukrywać.
Nie mam przed nimi \adnych tajemnic. Chcę, \eby słyszeli ka\de moje słowo, bo
potrzebni mi świadkowie. Jeśli wszystko zostanie głośno powiedziane, wtedy nie powstaną
plotki.
Niech będzie zgodził się Morrow, wzruszając ramionami.
Rita unikała jego spojrzenia. Wystarczy, \e raz popatrzyła mu prosto w oczy i zapomniała
o bo\ym świecie. Skrzy\owała ramiona na piersiach i rozstawiła szeroko nogi, przyjmując,
taką miała przynajmniej nadzieję, agresywną pozę. Nie była pewna, czy udało się jej osiągnąć
zamierzony efekt.
Mów wykrztusiła wreszcie.
Al powiedział mi, jak się wczoraj zachowałaś zaczął, wziąwszy głęboki oddech.
Dziękuję.
Wypchaj się swoimi podziękowaniami.
Jasne, wypchaj się rozległ się zgodny chór głosów. Nagle usłyszeli głośny łomot.
Zapadła cisza. Al schylił się niezgrabnie i podniósł z ziemi dwa rondle.
Ale\ to śliskie powiedział do wszystkich, po czym zwrócił się w stronę Morrowa.
Co mówiłeś?
Uratowałaś mój interes przed bojkotem. Jestem ci coś winien.
Wokół rozległ się szmer aprobaty. Rita przejechała wzrokiem po twarzach sąsiadów.
Nic mi nie jest winien oświadczyła, pilnując się, by nie spojrzeć w jego stronę.
Mo\e chocia\ przeprosiny. Tyle na pewno! krzyknął któryś z gości.
Na początek wtrącił Al.
Przepraszam.
Bałwan z ciebie rzucił ktoś z sali.
Zgadza się odpowiedział Morrow, patrząc na zgromadzonych.
Zraniłeś jej uczucia dodał ktoś inny.
Przykro mi, \e tak się stało.
Ricie kręciło się w głowie od tej wymiany zdań. Wło\yła dwa palce do ust i gwizdnęła
tak przerazliwie, \e jej samej zadzwoniło w uszach.
Kogo on w końcu przeprasza? zapytała.
Ciebie! wrzasnęła ogłuszająco cała sala.
Ciebie! powtórzył Morrow. Składam na twoje ręce prośbę o wybaczenie i
podziękowania.
Wśród zebranych rozległ się szmer zadowolenia. Podpowiadali jej, \e powinna przyjąć
przeprosiny. Popatrzyła na sąsiadów. Morrowa nie zaszczyciła spojrzeniem. Co ona ma, u
licha, odpowiedzieć?
No, Rita zaczęto ją ponaglać.
Dajcie jej pomyśleć wtrącił się Al. Morrow oskar\ył ją o to, \e zrobiła mu kawał.
Nazwał ją kłamczucha i oszustką.
Właśnie! Rita ponownie się zdenerwowała.
Ale przyszedł tu, \eby cię przeprosić. Publicznie, wez to pod uwagę. Wszyscyśmy się
zgodzili, \e zachował się przedtem jak ostatnia świnia ciągnął Al.
Rita popatrzyła na Ala znacząco. Uśmiechnął się tylko i dodał jeszcze:
Znam Ritę od lat. Nie jest pamiętliwa.
Jak ju\ powiedziałem, jestem twoim dłu\nikiem powtórzył Morrow z wyraznym
trudem. Umówiliśmy się na dwutygodniowe korepetycje. Przedłu\my to. Powiedzmy do
końca semestru.
Doskonale sobie poradzę bez twojej pomocy odparła dumnym tonem.
No i co z tego, \e w przyszłym tygodniu jest egzamin z matematyki i mija termin
oddawania prac, pomyślała.
Ale ze mną poradzisz sobie jeszcze lepiej.
W tym momencie popełniła błąd spojrzała mu w oczy. Zrobiło jej się słabo i nie była to
zapowiedz nudności. Chodziło o coś zupełnie innego.
Instynkt podpowiadał jej, \e powinna teraz obrócić się na pięcie i zwiewać gdzie pieprz
rośnie, byle jak najdalej od Morrowa. Jednak\e Al skutecznie blokował jej odwrót. Zaczęła
mówić, mając nadzieję, \e słowami uda się jej pokryć zmieszanie.
Na co mi twoja pomoc? Najwy\ej nie dostanę piątki. Zatrzymaj, proszę, dla siebie
uwagi na temat mojej nieumiejętności trzymania się tematu, nieznajomości gramatyki czy
obsługi komputera. Pouczę się w pracy... kiedy nie będzie klientów. Al na pewno mi na to
pozwoli. Jezu, co ja plotę, pomyślała. No i komu potrzebna twoja pomoc?
Kiedy przerwała dla nabrania oddechu, zauwa\yła, \e wszyscy gapią się na nią w
osłupieniu. Zdała sobie te\ sprawę z tego, \e macha rękami jak wiatrak.
Skup się. Wytłumacz, o co ci chodzi powiedział Morrow zatroskanym głosem.
Przygryzła wargę. Al miał rację. Ona nigdy nie \ywiła długo urazy. Zawsze potrafiła
przebaczyć. Taki miała charakter.
Dobrze powiedziała wreszcie.
Zwietnie. Morrow był wyraznie zaskoczony jej reakcją. Wspaniale powtórzył,
zeskakując ze stołka i stając twarzą w twarz z pozostałymi gośćmi. Odchrząknął.
Wczoraj rzuciłem paskudne oskar\enia. Powiedziałem rzeczy, których \ałuję...
Przerwał na moment, po czym ciągnął dalej. Jest jednak jeszcze coś, co wymaga
wyjaśnienia. Rita i ja nie byliśmy, nie jesteśmy i na sto procent nie zostaniemy parą. Kiedy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]