[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nami i postara się ujawnić jak najmniej faktów. Nie chcielibyśmy, żeby ludzie w
tej chwili wiedzieli, w jakim kierunku idzie śledztwo.  Podszedł do drzwi, lecz
nagle zawrócił.  Ale, ale, zapomniałem o najważniejszej rzeczy. Coś, co pana
przecież najbardziej zainteresuje. I chciałbym, żeby pan się wypowiedział na ten
temat.
Usiadł i wyjął z kieszeni postrzępioną kartkę papieru zapisaną jakimś
niewyraznym pismem.
 Moi chłopcy znalezli to, gdy przeszukiwali ogród. Niedaleko miejsca, z
którego oglądano fajerwerki. Jedyna interesująca rzecz, jaką znalezli.
Poirot wygładził papier. Pismo było duże i nieskładne.
Muszę mieć pieniądze zaraz. Jeżeli nie, to wiesz... co się stanie. Ostrzegam!
Poirot zamyślił się. Przeczytał kartkę kilka razy.
 To ciekawe  powiedział wreszcie.  Czy mogę to zachować?
 Oczywiście. Nie ma tam żadnych odcisków palców. Cieszyłbym się, gdyby
panu się to na coś przydało.  Pułkownik Weston wstał po raz drugi.  Muszę
uciekać. Jak już mówiłem, jutro wstępne śledztwo. A propos, pana nie
powołaliśmy na świadka, tylko kapitana Hastingsa. Nie chcemy, żeby prasa się
zorientowała, że pan zajmuje się tą sprawą.
 Rozumiem. A co się dzieje z rodziną tej biednej dziewczyny?
 Ojciec i matka przyjeżdżają dziś z Yorkshire około wpół do szóstej.
113
 Strasznie mi ich żal, biedaków! Mają jutro zabrać ze sobą zwłoki  Poirot
potrząsnął głową.
 Okropna historia! I dla nas nie jest to przyjemne, panie Poirot.
 Oczywiście, pułkowniku.
Gdy pułkownik odszedł, Poirot raz jeszcze przyjrzał się skrawkowi papieru.
 Czy to coś ważnego?  spytałem. Wzruszył ramionami.
 Trudno powiedzieć. Ma posmak szantażu. Jeden z gości, obecnych tam
owego pamiętnego wieczoru, otrzymał bardzo nieprzyjemne upomnienie
pieniężne. Oczywiście, jest zupełnie możliwe, że dotyczy to jednej z nie znanych
nam osób, które zjawiły się po kolacji.  Przyjrzał się pismu przez niewielkie szkło
powiększające.  Czy znasz może ten charakter pisma, Hastings?
 Wydaje mi się znajomy. O tak, pamiętam! To pismo pani Rice!
 Tak  rzekł Poirot powoli.  Jest pewne podobieństwo. To ciekawe. A jednak
nie przypuszczam, żeby było to pismo pani Rice. Proszę!  zawołał, gdyż właśnie
rozległo się pukanie do drzwi.
Był to kapitan Challenger.
 Wpadłem na chwilę  powiedział.  Chciałem się dowiedzieć, czy posunął się
pan nieco naprzód?
 Parbleu!  zaklął Poirot.  W tej chwili wydaje mi się, że raczej się cofnąłem.
 To niedobrze! Ale, szczerze mówiąc, wcale panu nie wierzę. Nasłuchałem się
tylu rzeczy o panu i o pańskich wyczynach. Powiadają, że jeszcze nigdy nie
poniósł pan porażki.
 Nieprawda  zdenerwował się Poirot.  W roku 1893, w Belgii, nie powiodło
mi się. Pamiętasz, Hastings? Opowiadałem ci o tym. Była to ta historia z
bombonierką.
 Pamiętam  odpowiedziałem.
Uśmiechnąłem się przy tym. Rzeczywiście przypomniałem sobie, że kiedyś, gdy
opowiedział mi o tej swojej jedynej porażce, prosił, bym szeptał mu do ucha
"bombonierka", ilekroć zauważę, iż wpada w zbytnie zarozumialstwo. Gdy w
kwadrans pózniej użyłem tego magicznego słowa, był oczywiście głęboko urażony.
 Ale  powiedział Challenger  było to tak dawno temu, że dziś już nikt tego
nie pamięta. Jestem pewny, że pan dojdzie do sedna sprawy, panie Poirot.
114
 O tak, przysięgam! Daję słowo honoru Herkulesa Poirot! Jestem psem, który
raz natrafiwszy na trop, nigdy go nie opuszcza.
 Doskonale. Ale czy ma pan już jakieś konkretne podejrzenia?
 Podejrzewam dwie osoby.
 Zapewne nie należy pytać o ich nazwiska?
 Może pan pytać, i tak panu nie odpowiem. Bo widzi pan, w końcu i ja mogę
się mylić.
 Mam nadzieję, że moje alibi jest wystarczające  uśmiechnął się blado
Challenger.
Poirot uśmiechnął się pobłażliwie i spojrzał na opaloną twarz kapitana.
 Opuścił pan Devonport o godzinie ósmej trzydzieści. Przybył pan tutaj o
dziesiątej pięć, czyli dwadzieścia minut po zbrodni. A odległość pomiędzy
Devonport i St. Loo wynosi tylko trzydzieści mil. Nieraz już przyjeżdżał pan tu w
ciągu niespełna godziny. A więc, jak pan sam widzi, pańskie alibi wcale nie jest
takie dobre.
 Coś podobnego!...
 Sam pan rozumie, że zajmuję się każdym szczegółem. Pańskie alibi, jak już
mówiłem, nie jest dobre. Ale poza alibi są jeszcze inne czynniki. O ile się nie mylę,
chciałby pan poślubić pannę Nick?
Twarz marynarza poczerwieniała.
 Zawsze tego pragnąłem  powiedział zachrypłym głosem.
 Oczywiście. Eh Bien. Mademoiselle Nick była zaręczona z kim innym. Istnieje
więc powód zgładzenia tamtego człowieka. Ale to zbyteczne, albowiem tamten
ginie śmiercią bohatera.
 A więc to prawda! Nick była zaręczona z Michaelem Setonem? Od rana
wszyscy o tym plotkują na mieście.
 O tak, ciekawe, jak szybko takie rzeczy się rozchodzą. Czy pan przedtem
niczego się nie domyślał?
 Wiedziałem, że Nick jest zaręczona. Zwierzyła mi się dwa dni temu. Ale nie
powiedziała z kim.
 Z Michaelem Setonem. Entre nous, pozostawił jej w spadku, o ile się nie
mylę, sporą sumę pieniędzy. Nie, nie, w pańskim interesie nie leży zgładzenie
115
mademoiselle Nick. W tej chwili opłakuje ona swojego ukochanego, ale na pewno
się szybko pocieszy. A wydaje mi się, monsieur, że bardzo pana lubi...
Challenger milczał dłuższą chwilę.
 Gdybym to ja...  zaczął wreszcie.
W tej samej chwili zapukano do drzwi. Była to Fryderyka Rice.
 Szukam pana  powiedziała do Challengera.  Powiedziano mi, że pana tutaj
znajdę. Chciałam się dowiedzieć, czy odebrał pan mój zegarek.
 Tak. Z samego rana.
Wyjął zegarek z kieszeni i wręczył go Fryderyce. Był to raczej niezwykły
zegarek. Okrągły jak mały globusik, a zamiast rzemyka miał czarną wstążeczkę z
mory. Przypomniałem sobie, że widziałem bardzo podobny zegarek na ręku Nick
Buckley. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl