[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wtedy jej wstaæ pozwolono. Po czym przyst¹pi³a do oczarowanego K¹kola i przetar³a go d³o-
ni¹ po brzuchu, mówi¹c:
- Janku, tobie ju¿ bêdzie lepiej...
Wobec tego so³tys i wszyscy inni opuScili mieszkanie Jana K¹kola. ¯eby zaS czarownica uciec
nie mog³a i ¿eby jej ju¿ wiêcej bez potrzeby nie poniewierano, so³tys zostawi³ w izbie dwu
têgich, m³odych Budziszów, Józefa Pierwszego i Józefa Drugiego, dla stra¿y a z surowym
nakazem, a¿eby jej zaS nie wypuScili z mieszkania. Dla zupe³nej pewnoSci lekarz Kamiñski
spa³ tej nocy w jednym ³Ã³¿ku z czarownic¹.
So³tys przekonany, ¿e Ceynowina by³a podw³adn¹ z³ego ducha, czyli posiadaj¹c¹ moc spro-
wadzania chorób, poczytywa³ za rzecz najs³uszniejsz¹ przymus usuniêcia choroby, któr¹ Ja-
nowi K¹kolowl zada³a - zw³aszcza gdy obieca³a to wykonaæ. Uwa¿a³, i¿ wdowa czarta wypê-
dzi, choroba K¹kola minie i na tym ca³a sprawa do spokojnego przyjdzie kresu. Mniema³, i¿
wszystko, co siê w jego obecnoSci dokona³o, mia³o cel po¿yteczny, tote¿ z zupe³nym spoko-
jem uda³ siê do Wejherowa, gdzie mia³ w landraturze wyznaczony termin.
124
Tymczasem nastêpnego ranka chory Jan K¹kol wcale nie wyzdrowia³, a wiêc obietnica cza-
rownicy, poprzedniego dnia uczyniona, dotrzymana nie zosta³a. Tote¿ bieg³y w tych sprawach
Kamiñski zarz¹dzi³, a¿eby j¹ zawiexæ na morze. Ca³y tedy t³um ludzi na wyprzódki siê Spie-
sz¹c wrzuci³ Ceynowinê na wóz i w otoczeniu wzniesionych kijów, piêSci, wSród kl¹tw i znie-
wag powióz³ poprzez pó³wysep i pa¿ycê nad Ma³e Morze. Tam na str¹dzie mocno jej rêce
zwi¹zano postronkami, wepchniêto w ³Ã³dx i wywieziono na g³êbinê wiku. Rybacy przywi¹-
zali skazanej linê do pasa, a sam¹ uj¹wszy za bary i za nogi rzucili w wodê. Widzieli wszy-
scy stoj¹cy na brzegu, którzy wSród wrzasku wielkiego na dzie³o patrzyli, i widzieli wios³u-
j¹cy na ³odzi, i¿ siê czarownica przez kilka chwil na wodzie trzyma³a, nim spódnice jej wod¹
nasi¹k³y. Gdy zaS poczê³a w strachu Smiertelnym poprzysiêgaæ siê, i¿ do dwunastej godziny
w po³udnie tego samego dnia wyleczy urzeczonego Jana K¹kola, mimo i¿ ju¿ sz³a na dno,
wyci¹gniêto j¹ lin¹ z topieli i na brzegu morskim z³o¿ono. Tam jej znawca Kamiñski poda³
do wypicia szklankê Swiêconego wina.
Zaprowadzono j¹ do chorego po wtóre i czekano cierpliwie a spokojnie a¿ do dwunastej go-
dziny.
Sta³ i czeka³ w t³umie innych rybacki syn z Kusfeldu, wsi o milê od Cha³up odleg³ej, Marcin
Budzisz, cz³owiek czterdziestoletni, bez¿enny, zajmuj¹cy siê wi¹zaniem sieci. Zimow¹ por¹,
gdy dzieci rybaków w Cha³upach nie mog³y uczêszczaæ do szko³y odleg³ej w Wielkiej Wsi
lub w Kusfeldzie - a na miejscu szko³y nie by³o - Marcin Budzisz przychodzi³ jako nauczy-
ciel wêdrowny i za wynagrodzeniem uczy³ dzieci rybackie od grudnia po wielkanocne Swiêta
z polskiej ksi¹¿ki modlitewnej katechizmu, nie ca³ego wprawdzie, lecz tylko dziesiêciorga
przykazañ i Ojcze nasz , gdy¿ duchowny swarzewski ani ksi¹dz Tulikowski, dziekan z Puc-
ku, nie wymagali wiêcej. Marcin Budzisz za m³odu uczy³ siê w szkó³ce kusfeldzkiej u na-
uczyciela Brockmana sztuki czytania po polsku na ksi¹¿ce do nabo¿eñstwa. Po niemiecku nie
móg³ ani jednego wyrazu, lecz po polsku ka¿d¹ ksi¹¿kê móg³ czytaæ, a nawet potrafi³ cokol-
wiek, ale bardzo s³abo i z trudem, prócz podpisu swojego nazwiska, piórem po polsku wy-
ci¹gn¹æ.
Ten to Marcin Budzisz by³ sam jeden w gromadzie innego zdania ni¿ wszyscy obecni. Wy-
szed³ tedy na Srodek i twierdzi³, i¿ jeno Bóg sam jeden ma wszelk¹ si³ê i On to jeden daje
ludziom, je¿eli siê do Niego szczerze modl¹, moc sprowadzania chorób, a wiêc tak samo tyl-
ko przez mocn¹ wiarê i ¿arliw¹ modlitwê mo¿e cz³owiek chorobê usun¹æ.
Lecz to przymówienie siê Marcina Budzisza ¿adnego nie wywar³o wra¿enia. Gdy do godziny
dwunastej w po³udnie puchlina nie zesz³a i bóle nie ust¹pi³y wcale, t³um cha³upianów na roz-
kaz ostateczny Kamiñskiego, wSród strasznych krzyków, w szale bezprzyk³adnego gniewu
wrzuci³ Ceynowinê na wóz powtórnie i wspólnym biciem popêdzaj¹c konia zawióz³ nad
morze i wepchn¹³ do ³odzi. Oczy by³y od sza³u wywalone i wSciek³e. Gardziele zasch³y od
krzyku. PiêSci by³y zaciSniête i ka¿da chwyta³a za kamieñ, ko³ek, nó¿ lub powróz.
Zdarto z czarownicy szkaplerz, a¿eby jej ju¿ nie broni³, i dano jej wypiæ po wtóre szklanicê
Swiêconego wina. Gdy ³Ã³dx, odepchniêta od brzegu wios³ami kilku têgich rybaków, wybieg³a
na morze, t³um na brzegu zawy³, ¿eby czarownicê wrzuciæ w wodê co prêdzej. Tak siê te¿
sta³o. Dwaj najtê¿si maszopi stoj¹c okrakiem na poganiaczach ³odzi podxwignêli za ramiona
i nogi bezw³adn¹ kobietê, rozhuStali j¹ w powietrzu i cisnêli daleko we wodê. Opita od Swiê-
conego wina i pozbawiona szkaplerza, posz³a na dno jak kamieñ. T³um cha³upiañski na brze-
gu uradowa³ siê nie poma³u widz¹c, i¿ morze wch³onê³o nareszcie wystêpn¹. Rozchodzono
125
[ Pobierz całość w formacie PDF ]