[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jason, który się zdrzemnął - podskoczyli na swoich siedzeniach.
- O Boże! - jęknął Jason, spoglądając w dół na swoje trampki. Oprócz gwiazdek Becca
narysowała też malutkie jednorożce.
- Zliczne są, prawda? - Becca była najwyrazniej zachwycona swoimi artystycznymi
zdolnościami.
- O Boże! - powtórzył Jason z taką miną, jakby wcale śliczne mu się nie wydawały.
Ale nie miałam czasu zajmować się dramatem obuwniczym Jasona. Bo Mark zaczął
przemawiać.
- Hej - powiedział tym swoim niskim i szorstkim, ale totalnie czarującym głosem do
mikrofonu, który musiał dopasować do swojego wzrostu po tym, jak odeszła od niego
filigranowa pani Wampler, co wywołało chichot wśród uczniów. - No więc, taa. Hm. Zaczął
się nowy rok szkolny i wiecie, co to znaczy... Zeszłoroczni trzecioklasiści są teraz w klasie
maturalnej i...
Tu przerwały mu kolejne oklaski i okrzyki, kiedy maturalne klasy gratulowały sobie,
że udało im się przetrwać lato i nie pozabijać się w samochodowych wypadkach po pijanemu
albo przez skakanie na główkę do płytkiej części basenu (nie wspominając o piciu lemoniady
sporządzonej z rozcieńczonego lemon joy).
- Hm, taa - zaczął znowu Mark, kiedy maturzyści uciszyli się trochę; uśmiechał się do
nas swoim nieśmiałym, małym uśmieszkiem. - Więc wiecie, co to znaczy. Musimy zacząć
zbierać pieniądze na naszą wiosenną wycieczkę. A to znaczy, że musimy zarobić jakąś kasę.
Wiem, że w zeszłym roku klasa maturalna zarobiła pięć tysięcy dolarów na samym
organizowaniu myjni samochodowych. I proponuję, żebyśmy w tym roku zrobili to samo. W
Red Lobster przy centrum handlowym powiedzieli, że znów możemy korzystać z ich
parkingu, więc... Co wy na to? Macie ochotę na mycie samochodów?
Kolejne oklaski, tym razem w towarzystwie gwizdów i okrzyków: Dalej, Ryby! - co
nieuchronnie prowadziło do rechotów na temat różnych dań kulinarnych z ryb.
Poważnie, nie mam pojęcia, jak to się stało, że nasza szkoła ma Syjamską Walczącą
Rybę za maskotkę. Bo jeśli chodzi o maskotki, ryby są do niczego. Najwyrazniej to ma coś
wspólnego z tym wiatrowskazem w kształcie ryby na szczycie wieży budynku sądu... Przy
czym niektórzy podejrzewają, że to leszcz, ryba najczęściej występująca w naszym jeziorze.
Więc chyba mogłoby być jeszcze gorzej. Mogliśmy się nazywać Walczące Leszcze.
Mark rozejrzał się po auli, żeby zobaczyć, czy ktoś ma coś więcej do powiedzenia niż:
Dalej, Ryby! Ja też się rozejrzałam.
Ale jedyną osobą, która podniosła rękę, był Gordon Wu, przewodniczący samorządu
klas trzecich (wybrany dlatego, że był jedynym kandydatem, bo nasz rocznik jest - jak by to
ująć delikatnie? - nieco apatyczny), który wstał i powiedział:
- Przepraszam, eee, Mark, ale zastanawiałem się, czy nie ma jakiejś innej metody na
zebranie funduszy, poza myciem samochodów? Widzisz, niektórzy z nas woleliby mieć
soboty wolne, na, hm, zajęcia w laboratorium...
Reakcją na tę uwagę były zasłużone syki ze strony tłumu i parę okrzyków:
- Wu, nie rób z siebie takiej Amy!
W głowie mi się nie mieściło, że mam takie szczęście - to znaczy, że ze wszystkich
ludzi akurat Gordon Wu wyważał drzwi, przez które za moment sama miałam się wedrzeć.
Co zrobiłam bez wahania, zanim Mark zdążył zareagować.
- Gordon porusza tu ciekawy temat - powiedziałam, wstając z miejsca, tak nagle, że
Jason drgnął i obie stopy spadły mu z fotela przed nim. Nie był też nawet świadomy, z jak
głośnym hukiem wylądowały na cementowej posadzce auli. Zamiast tego wyciągnął szyję,
spojrzał na mnie i powiedział bezgłośnie:
- Co ty wyrabiasz? Siadaj!
A Becca z jednym palcem w ustach (ona obgryza paznokcie) spojrzała na mnie z
wyrazem przerażenia na twarzy.
Cisza w auli aż dzwięczała, kiedy wszystkie obecne w niej twarze zwróciły się w moją
stronę. Czułam, że policzki zaczynają mi się oblewać gorącem, ale próbowałam to
zignorować. Wiedziałam, że to właśnie to. Moja wielka szansa, żeby okazać szkolnego ducha,
po latach spędzonych na tym samym, co przed chwilą robił Jason - na drzemaniu - w czasie
wszystkich imprez związanych ze szkołą, w których zmuszona byłam uczestniczyć, oraz
unikaniu wszystkich tych, na których obecność nie była obowiązkowa.
No cóż, to się już skończyło.
- Mamy na tej sali mnóstwo bardzo utalentowanych ludzi - ciągnęłam, szczęśliwa, że z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]