[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przysięgam, że jeśli dasz nam jeszcze jedną szansę - szansę na wspólną pracę - nie pożałujesz
tego. Musimy znalezć tego chłopca, i to jak najszybciej. Grozi mu niebezpieczeństwo. Ludzie,
którzy go porwali, to zwierzęta. Każdy, kto torturuje dwunastoletniego chłopca...
Chodziłam tam i z powrotem po korytarzu, zaciskając dłoń na telefonie
bezprzewodowym. Teraz zamarłam.
- Torturuje?
- Jessico - odparł Krantz. - Czy nie uświadomiłaś sobie dotąd, że to wszystko - Nate,
synagoga, Seth - jest ze sobą powiązane?
- Powiązane? - W głowie mi huczało. - W jaki sposób?
- A jak myślisz, skąd ludzie, którzy podpalili synagogę, wiedzieli, gdzie szukać zwojów? -
zapytał. - Pomyśl, Jessico. Kto wiedział, gdzie trzymano te zwoje? Ktoś, kto by odczytywał ich
fragmenty dzisiaj, w dniu swoich trzynastych urodzin.
Seth. Seth Blumenthal. Nie mogłam w to uwierzyć.
- Dlatego dzwonię - ciągnął Krantz. - Twoja pomoc jest niezbędna, Jessico. Posłuchaj...
- Niech pan słucha - przerwałam. - Próbowałam zrobić po waszemu i wszystko, co
osiągnęłam, to postrzelony policjant. Teraz będziemy postępować po mojemu.
- Czyli jak? - burknął. Najwyrazniej niezle się wkurzył. - Co zrobimy?
Nie miałam pojęcia, nie mogłam więc udzielić odpowiedzi na to pytanie. Zamiast tego
wcisnęłam klawisz Talk, kończąc rozmowę.
- Jess - odezwał się Mike, patrząc na mnie znad ramienia Claire. - Czy wszystko z tobą w
porządku?
- Nie - odparłam. Podniosłam rękę i zauważyłam, że palce mi drżą. Zaczęłam zsuwać się
wzdłuż ściany, aż usiadłam na środku korytarza. - Nie, nie wszystko w porządku.
Wtedy dobiegł mnie głos ze słuchawki:
- Mastriani? Mastriani! Przyłożyłam słuchawkę do ucha.
- Halo?
- Mastriani, to ja. - W głosie Roba brzmiała irytacja. - Ile można czekać?
- Rob. - Kompletnie o nim zapomniałam. - Przepraszam. Posłuchaj, nie mogę nigdzie
wyjść dzisiaj wieczorem. Coś się wydarzyło.
- Coś się wydarzyło - powtórzył.
- Tak. - Miałam wrażenie, że tonę. - Naprawdę mi przykro. Chodzi o Setha. Policjanci nie
mogli się do niego dostać, była strzelanina i teraz jeden z nich jest w stanie krytycznym, a ci
ludzie nadal mają Setha. Muszę go znalezć, zanim jego też zabiją.
- Kto to jest Seth?
- Doktor Krantz myśli, że jest jakiś związek - odparłam. Zdawałam sobie sprawę, że Rob
musi odbierać to, co mówię, jako bełkot. Może faktycznie bełkotałam. Ale po prostu nie
mogłam w to wszystko uwierzyć. Policjant. Postrzelono policjanta. A Seth nadal tam był. Nadal
groziło mu niebezpieczeństwo. - Związek między Natem, Sethem i synagogą.
- Krantz - powiedział Rob. - Kiedy rozmawiałaś z Krantzem? Czy to on dzwonił?
- Przepraszam, Rob. - Mikey i Claire wpatrywali się we mnie z troską. Wiedziałam, że
muszę się szybko wziąć w garść, bo inaczej Mike zawoła mamę. - Słuchaj, muszę iść...
Ale Rob nie ustępował.
- Jaki związek? - zapytał. - Co powiedział Krantz? Marzyłam tylko o tym, żeby odłożyć
słuchawkę, pójść do swojego pokoju i położyć się do łóżka. Tego mi było trzeba. Zasnąć i
obudzić się następnego dnia, tak żeby wszystkie wydarzenia okazały się tylko złym snem.
- Mastriani! - wrzasnął Rob. - Jaki jest ten związek?
- Znak - odparłam. - Ten, który widziałam na piersi Nate^. Taki sam znak wymalowano
sprayem na nagrobkach koło synagogi.
- Jak wygląda ten znak?
Rob to bratnia dusza i w ogóle, ale to nie znaczy, że czasami nie mam ochoty mu
dołożyć. Teraz właśnie była jedna z takich okazji.
- Rany, Rob - powiedziałam. - Przecież byłeś ze mną na tym polu. Nie zauważyłeś, co
Nate miał na piersi?
- Nie - odpowiedział. - Nie przyglądałem się. Takie widoki... cóż, niezbyt dobrze reaguję
na widok, no wiesz...
Krwi. Nie powiedział tego, ale nie musiał. Cała złość przeszła mi w jednej chwili. Taka
jest potęga miłości.
- To była zygzakowata linia - wyjaśniłam. - Ze strzałą wychodzącą z jednego końca.
- Ze strzałą - powtórzył Rob jak echo.
- Tak - powiedziałam. - Ze strzałą.
- Czy ta linia miała kształt litery M leżącej na boku?
- Chyba nie. Słuchaj, nie czuję się najlepiej. Muszę iść... Wtedy Rob powiedział coś
dziwnego. Coś, co natychmiast obudziło moją uwagę.
- To nie jest strzała.
- Jak to: nie strzała? - zdziwiłam się.
- Jess - odparł. Fakt, że użył mojego imienia, uświadomił mi, że sytuacja jest daleka od
normalności. - Chyba wiem, kim są ludzie, którzy to robią.
Miałam wrażenie, że krew w moich żyłach zaczęła szybciej krążyć.
- Spotkamy się w Stop and Shop - powiedziałam. - Przyjedz po mnie.
- Mastriani...
- Po prostu przyjedz.
Rozłączyłam się, odłożyłam telefon, wstałam i ruszyłam w stronę schodów.
- Jess, poczekaj - zawołał Michael. - Dokąd idziesz?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]