[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wrażliwego miejsca.  Od kiedy to jesteś taką wyrachowaną kurewką?  Zebrał
papiery ze stołu i wsadził je do pogryzionej teczki.  Możesz sobie zatrzymać
Josey  rzucił w stronę Toma, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł, usiłując
zachować resztki godności.
Josey zbiegła ze schodów i ze śmiechem rzuciła się w ramiona Toma.
 Dlaczego go uderzyłeś?  spytała, zdziwiona nieco swoją radością z tego
powodu.
 On pierwszy próbował mnie uderzyć  wyjaśnił Tom i uśmiechnął się do niej.
 Nie było to z jego strony zbyt rozsądne. Nie biłem się z nikim od skończenia
szkoły, ale jeśli ktoś na co dzień leczy duże zwierzęta, musi mieć niezły refleks.
Josey zachichotała wesoło i przytuliła głowę do jego szerokiej piersi. Tom
pogłaskał ją po włosach.
 Chyba nie kochasz go już, prawda?
 Nie  pokręciła głową przecząco.  Od dawna już go nie kocham. Naprawdę
chyba nigdy go nie kochałam. Strasznie mu się śpieszyło i jakoś wymógł na mnie
zgodę na ślub. Nie miałam czasu, żeby się zastanowić.
Tom uniósł jej twarz i pocałował ją w usta, tak swobodnie i naturalnie, jakby to
była najbardziej oczywista i normalna rzecz na świecie. Josey przymknęła powieki
i rozkoszowała się tą chwilą, na którą czekała już od trzech tygodni.
Szybko ogarnęła ich namiętna pasja. Tom objął Josey ramionami i przycisnął
do siebie tak mocno, że musiała się zorientować, jak silnie jest podniecony.
Przytuliła się do niego. Kochała go tak bardzo, że nie mogła się zdobyć na
wypowiedzenie choćby jednego słowa.
Nagle ogarnęła ją panika. Co będzie, jeśli nie zdoła dać mu rozkoszy? Jeśli go
rozczaruje, tak jak Colina? Z rozpaczą próbowała udawać namiętne oddanie, ale
Tom od razu się zorientował. Uniósł głowę i spojrzał na nią pytająco.
 Co się stało?  spytał cicho. Poruszył ręką, delikatnie pieszcząc jej pierś. 
Nie bój się, Josey. Chcę tylko cię kochać. Nie sprawię ci bólu...
 Nie  załkała Josey i opuściła głowę. Tom spróbował unieść jej twarz, ale
Josey nie pozwoliła na to.
 Bardzo przepraszam.
 Hej, nie musisz wcale przepraszać, to żaden problem  odrzekł Tom i
przytulił ją czule do siebie. Pogłaskał ją uspokajająco po głowie. Pod palcami czuł
powoli ustępujące drżenie.  Czy to przez niego?
 spytał.  Czy... używał przemocy? Czy cię bił?
 Och, nie  szybko pokręciła głową.  To przeze mnie. Nigdy... nigdy nie
sprawiało mi to przyjemności.  Wybuchnęła płaczem.  Jestem oziębła.
Tom milczał chwilę, po czym wybuchnął pełnym niedowierzania śmiechem.
 Chyba żartujesz  powiedział wreszcie.  Wcale nie jesteś oziębła. Po prostu
Colin nie wiedział, jak należy cię kochać  zapewnił.  To wymaga czasu 
mruknął cicho.  Nie masz o co się martwić, nigdzie się nie śpieszymy. Będziemy
posuwać się krok po kroku, aż wreszcie będziesz pewna, że jesteś już gotowa.
Musimy pamiętać, że jesteś jeszcze mężatką  dodał z kpiącym błyskiem w oku. 
Naprawdę myślę, że powinniśmy poczekać, aż otrzymasz rozwód.
Josey spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. Wiedziała, że Tom nie
zmieni swoich zamiarów. Wiedziała, że jej pragnie, i pragnie również, aby
odpowiedziała mu jak normalna kobieta. Wiedziała, że potrafi ją do tego
doprowadzić.
Dotychczas jednak nie powiedział, że ją kocha.
Rozdział 8
Remont został wreszcie skończony i Josey wprowadziła się do własnego domu.
Towarzyszyło temu wielkie podniecenie wszystkich jej nowych przyjaciół, którzy
udekorowali dom kwiatami i zawiesili nad drzwiami wielki transparent z napisem
 Witamy!".
Josey nigdy jeszcze nie mieszkała sama. Już to było dla niej wystarczająco
silnym przeżyciem. Wcale nie czuła się samotna. Codziennie odwiedzała wiejski
sklep i spotykała się z wieloma ludzmi. Okazało się, że może wykorzystać swe
umiejętności biurowe również na wsi. Proboszcz namówił ją, aby zgodziła się
prowadzić sprawy paru przykościelnych stowarzyszeń, kilku farmerów zaś chętnie
zatrudniło ją do pomocy przy papierkowej robocie. Trzy razy w tygodniu
pracowała rano w biurze Toma.
Teraz, gdy już nie mieszkała u niego, ich związek stał się bardziej normalny.
Tom parokrotnie zapraszał ją na wspólne wypady  dwa razy do restauracji w
Norwich, raz do teatru w Cambridge. Powoli, stopniowo, Josey uczyła się
akceptować coraz bardziej intymne pieszczoty. Tom zapowiedział, że z miłością
poczekają, aż Josey dostanie rozwód, i dotrzymywał słowa, ale to nie
przeszkadzało mu w coraz bardziej poufałych zbliżeniach. Na samą myśl o nich
Josey oblewała się szkarłatem.
Pewnego dnia nadszedł wreszcie list w sztywnej brązowej kopercie. Josey przez
chwilę patrzyła na nią nieruchomym wzrokiem.
Litery tańczyły jej przed oczami. Minęło parę sekund, nim zdołała skupić
wzrok na liście. Przedtem nie śmiała wierzyć, że wszystko pójdzie gładko, ale
Colin najwyrazniej zrezygnował ze sporu w sprawach finansowych. Ponieważ nie
mieli dzieci, wynik postępowania był oczywisty i sprawa okazała się bardzo prosta.
Zatem przestała już być mężatką. Dziewięć lat jej życia zostało przekreślone,
lecz Josey czuła wyłącznie ulgę. Starannie złożyła list i schowała go do torebki, po
czym zawołała Pepper.
Suczka w podskokach wybiegła z kuchni i spojrzała na nią błyszczącymi,
wesołymi oczami. Pepper przeszła już wszystkie szczepienia i mogła wychodzić na
dwór.
 Nie, nie idziemy na spacer  powiedziała Josey, po czym wzięła ją na ręce.
Pepper koniecznie chciała polizać ją w ucho.  Dzisiaj jest piątek. Idziemy do
Toma uporządkować rachunki. Pobawisz się z Jethro.
Włożyła Pepper smycz i zaniosła ją do samochodu. Tego lata pogoda była
wspaniała.
Josey pokochała rozległą panoramę Norfolk. Po tylu latach w mieście, czuła się
nareszcie wolna i miała wrażenie, że może swobodnie oddychać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl