[ Pobierz całość w formacie PDF ]
co piszą o niej w gazetach, my jesteśmy zawsze lojalne.
- Bardzo nam miło - rzekła Brenda. - A teraz panie pozwolą. Chciałybyśmy pobyć tu
chwilę same.
- Popatrzymy tylko, jak ona się maluje - przymilał się Kok Numer Jeden. - Dlaczego
nie chcesz nam na to pozwolić?
- Bo to nie jest zoo - zdenerwowała się Brenda. - Patrzcie sobie na nią, ile chcecie,
tam, na przyjęciu, ale teraz zostawcie ją wreszcie w spokoju, dobrze?
- Widzę, że piszą o niej w gazetach prawdę - stwierdził Kok Numer Jeden,
zatrzaskując diamantową minaudiere w kształcie pudla. Wyprostowawszy się dumnie,
powiedział: - Idziemy, Doris, tracimy tu tylko czas. Jeśli ona nie zacznie milej traktować
swych wielbicielek, jej kariera nie potrwa długo.
Wychodząc jedna z kobiet mruknęła:
- Tak, to naprawdę jest wiedzma. W dodatku z bliska nie wygląda wcale pięknie.
Katherine parsknęła śmiechem.
- Przy nich Eleonora jest słodsza od Matki Teresy.
- Niestety, Kitty, jesteś tak diabelnie sławna, że każdy chciałby sobie wziąć kawałek
ciebie na pamiątkę. Wychodzimy. Czas na kolejny jubel.
Na ostatnim z trzech przyjęć obstąpiło ją tylu fanów, że do rana by stamtąd nie wyszli,
gdyby nie pomoc ochroniarzy. Katherine jak zwykle pierwsza wsiadła do limuzyny, za nią
Jean-Claude, a na końcu Brenda. Katherine z gracją - najpierw pupa, potem nogi - zajęła
miejsce na tylnym siedzeniu. Kiedy Jean-Claude wcisnął się obok niej, z punktu wyczuła, że
jest wściekły. Odwróciwszy ku niej twarz wykrzywioną złością, wycedził przez zęby:
- Ty żałosna diwo, ty primadonno od siedmiu boleści. Za kogo się uważasz?
- Upiłeś się - skonstatowała zimno. - Nie, nie upiłem się, ale powininem, mając taką
żonę. Ty każdego doprowadzisz do alkoholizmu. Czy dlatego, że jacyś idioci głupieją na twój
widok, musisz odstawiać królową Anglii?
Katherine nienawidziła publicznego prania brudów. Nie uszło jej uwagi, że kierowca i
ochroniarze zastrzygli uszami. Jutro któryś z nich niewątpliwie zadzwoni do redakcji jakiegoś
szmatławca. Zapaliła papierosa.
- Opanuj się, Jean-Claude, proszę cię, nie zachowuj się jak dziecko.
To go jeszcze bardziej rozwścieczyło.
- Ja też byłem sławny - syknął. - Byłem większą gwiazdą od ciebie i więcej ludzi
przychodziło mnie zobaczyć, Katherine Bennet.
- Opowiadałeś mi tę historię już setki razy, Jean-Claude. Nagraj to na płytę, co? -
Nacisnęła guzik, żeby zasunąć szybę między nimi a szoferką.
Brenda obrzuciła Jean-Claudea spojrzeniem pełnym nienawiści.
- Odczep się od Kitty. Dość tego.
Jean-Claude odwrócił się gwałtownie do niej.
- Zamknij się i zajmij swymi sprawami, Miss Sensacjo Miesiąca Lat Pięćdziesiątych,
bo inaczej wylecisz z tego samochodu na tłuste dupsko.
Twarz Brendy spłonęła. Jak śmiał odzywać się do niej w ten sposób? I czemu
Katherine to tolerowała?
- Jean-Claude, nie bierzemy udziału w zawodach, które z nas jest sławniejsze - rzekła
Katherine, siląc się na spokój, mimo że jej ręka z papierosem drżała. - Ten wieczór miał być
moim świętem, proszę więc, powiedz mi, mój najdroższy mężu, dlaczego zachowujesz się jak
zazdrosny idiota.
- Zabraniam ci nazywać mnie idiotą. Jeszcze tego pożałujesz, Katherine. Wsiadasz
pierwsza do samochodu i nie zostawiasz dla mnie miejsca. Siedzisz nadęta, jak gdyby cały
świat leżał u twych stóp. Zarozumiała dziwka.
- Przecież tak zawsze wsiadamy do samochodu. Nigdy nie wpychamy się wszyscy
naraz. Zostało to przemyślane w najdrobniejszych szczegółach. Chodzi o to, żeby zrobić to
sprawnie. Nie rozumiesz? Och, na miłość boską, nie kłóćmy się. Nie psujmy tego wieczora.
Jutro wyjeżdżamy.
- Dobra, dobra, królowo pszczół, niech będzie na twoim. Zawsze tak jest. - Z
teatralnym westchnieniem Jean-Claude odwrócił głowę i zaczął patrzeć na migające w wodzie
światła.
Zapadła ciężka cisza. Wreszcie dojechali do hotelu. Jean-Claude od razu rzucił się do
łóżka. Kitty i Brenda zostały w saloniku, żeby wypić po kieliszku alkoholu przed snem.
Katherine nalała sobie do kieliszka koniaku.
- Co w niego wstępuje? Jest jak doktor Jekyll i mister Hyde. Nic z tego nie rozumiem.
- Ani ja. Naprawdę chciałabym zrozumieć, o co mu chodzi. Najgorsze, że to się
powtarza coraz częściej. Mój Frank miewał kryzysy, ale potem przez jakiś czas było lepiej.
Jean-Claude ma jak gdyby dwie osobowości.
- Wydaje mi się, że go nie znam. Bardzo się zmienił, odkąd wzięliśmy ślub. Przedtem
nie był taki.
- A wtedy jak się obraził i wyjechał do Las Vegas?
- Masz rację. Jak mogłam o tym zapomnieć? Wiedziałam, że potrafi być okrutny, a
mimo to... Wtedy myślałam, że zachowuje się tak, bo mnie kocha i chce się ze mną ożenić.
Ha! - Wypiła do dna koniak.
- Rzuć go - powiedziała bezceremonialnie Brenda.
- Nie mogę. Jesteśmy małżeństwem zaledwie trzy miesiące. To za krótko. Musimy
jeszcze popróbować. Zastanawiam się, czy nie jest to moja wina, czy za bardzo nim nie
rządzę. A może po prostu małżeństwo nie jest mi pisane.
- Jeśli coś nie jest ci pisane, to na pewno ten facet - rzekła Brenda. - Wymów mu,
Kitty. Po prostu się pomyliłaś. Człowiek, który boi się popełniania błędów, boi się życia.
Nauczyłam się tego, siedząc u mamy na kolanach.
- Moja mama natomiast uczyła mnie, że do trzech razy sztuka - odparła Katherine. -
Jeszcze się nie poddaję, Brendo. W każdym razie nie przed skończeniem filmu. - Zapaliła
następnego papierosa. - Obiecuję ci, że jeśli Jean-Claude nie przestanie się zachowywać jak
schizofreniczny potwór, doprowadzę do anulowania tego małżeństwa. - Dolała koniaku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]