[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Och, pański majątek nic a nic mnie nie obchodzi, myślę jednak, że powinien pan
przyznać, że właśnie dzięki memu uporowi znalazł się pan w takiej sytuacji
Gdybym zastosowała się do pańskich zakazów i zostawiła sprawy własnemu
biegowi, nigdy nie dowiedział by się pan niczego ani o swojej rodzinie, ani o
majątku.
A w tych okolicznościach wydaje się mi niewdzięcznością że nie potrafi pan uznać
moich zasług.
Barney również wstał i zbliżył się, co sprawiło, że Lavender nagle zrobiła się
nerwowa. Pospiesznie cofnęła się o krok, potknęła i byłaby wpadła do rzeki, gdyby
Bamey nie złapał jej za ramię.
- Ostrożnie, panno Brabant. Za chwilę znajdzie się pani w wodzie i będę zmuszony
panią z niej wyławiać.
- Och! - Lavender tupnęła nogą. - Idzże sobie, ty wstrętny człowieku! Nie chcę ani
pana, ani pańskiego majątku, ani tytułu i przepraszam, że ośmieliłam się znalezć
pana rodzinę dla pańskiego dobra. %7łałuję, że nie zostawiłam pana za sklepową
ladą, za którą tkwiłby pan do końca życia, gdyby nie ja.
Barney wziął ją w ramiona i zanim zdołała zaprotestować, zgniótł jej wargi w
pocałunku, który pozbawił ją resztek tchu. Jeśli jej uwaga była nie na miejscu, jego
zachowanie tym bardziej. Kiedy ją puścił, chciała go zgromić, uświadomiła sobie
jednak, że jest zmuszona się go przytrzymać, by zachować równowagę, zanim
znów pod stopami poczuje ziemię, a gwiazdy przestaną wirować jej w oczach.
Barney chyba nie miał nic przeciwko temu. Tulił ją do siebie i przyciskał wargi do
jej włosów.
- No, Lavender, dajmy spokój tym głupim kłótniom! Powiedz, że za mnie
wyjdziesz, bo teraz przynajmniej mam ci coś do zaoferowania.
Lavender wyczuwała uśmiech w jego głosie. Bliskość jego ciała niesamowicie ją
rozpraszała. Spróbowała się skupić.
- Może pan sobie przypomina, że kiedy ostatnim razem prosił mnie pan o rękę,
byłam gotowa - więcej niż gotowa - wyjść za pana i ani pana ranga, ani pozycji nie
miały dla mnie najmniejszego znaczenia. A więc nie życzę sobie, żeby wpłynęły
na mnie teraz, kiedy pana sytuacja finansowa się zmieniła. Nie, przykro mi, ale nie
wyjdę za pana.
Poczuła, jak Barney zesztywniał, po czym wypuścił ją z objęć i cofnął się o krok.
Owionęło ją zimne wieczorne powietrze, wypełniając przestrzeń, którąjeszcze
przed chwilą zajmowało jego ciepłe ciało.
- Lavender, wiesz, że moje wahanie nie miało nie wspólnego z moimi uczuciami
do ciebie i brało się jedynie ze świadomości istnienia przepaści między nami,
Cofnęła się.
- Wiem o tym. Jednak ja nie podzielałam twego wahania. Byłabym szczęśliwa,
mogąc za ciebie wyjść i żyć w wiejskiej chacie. Kochałam cię na tyle mocno, że
byłam gotowa to zrobić.
Barney skrzywił się.
- Lavender, to nie w porządku. Myślałem tylku o tobie - o tym, jakie to podłe
prosić ciebie, byś dla mnie rezygnowała ze wszystkiego. Teraz mogę dać ci o wiele
więcej.
- A ja tego nie chcę! - wypaliła Lavender. - Chciałam tylko ciebie, ale to ci nie
wystarczało. A więc teraz, kiedy masz o wiele więcej, moja odpowiedz brzmi: nie!
- Azy napłynęły jej do oczu, lecz je powstrzymała
- Rozumiem twoją dumę i twoje wahanie. Nie chciałeś oświadczać się o moją rękę,
kiedy czułeś, że nie masz iczego. Rozumiem nawet, że możesz być zły, bo masz
wobec mnie dług za odkrycie twoich powiązań z Ken ami, choć między nami
mówiąc, uważam, że to czarna niewdzieczność. - Coś ścisnęło ją w gardle, toteż
odchrząknęła. - Zapominasz jednak, że ja też mam swoją dumę. Wszystko, co
kiedykolwiek zrobiłam, miało na celu tylko twoje dobro, i nie rozumiem, dlaczego
miałabym teraz dostosować się do twoich planów tylko dlatego, że tobie to
odpowiada. A wiec nie - nie wyjdę za Po raz kolejny uciekła od niego i ani razu się
nie obejrzała.
ROZDZIAA JEDENASTY
- Wielka szkoda! - westchnęła Caroline. Był ranek następnego dnia i Lavender
właśnie wyznała Caroline i Lewisowi, że Barney jeszcze raz poprosił ją o rękę i że
podtrzymała swoją odmowę.
- Jesteś uparta jak osioł, Lavender - orzekł poirytowany Lewis. - Nie mam pojęcia,
po kim to odziedziczyłaś. Chyba zdajesz sobie sprawę, że pan Hammond stara się
tylko robić, co należy, i postępuje tak od samego początku.
- Nic mnie to nie obchodzi. - Zdawała sobie sprawę, że w jej głosie słychać
rozdrażnienie. - Chciałam wyjść za Barneya, kiedy nie miał niczego, lecz jemu to
wówczas nie odpowiadało. Tylko dlatego, że pewnego dnia będą go tytułować sir
Barneyem - no cóż, wyszłoby na to, że poluję na bogatego męża, gdybym nagle
zmieniła zdanie i powiedziała, że ostatecznie go poślubię.
- Ludzie rzeczywiście mogą tak mówić - zauważyła Caroline trzezwo - ale czy to
ma jakiekolwiek znaczenie? Z pewnością najważniejsze jest, że go kochasz, a on
kocha ciebie, a skoro tak, głupotą byłoby nie doprowadzić do tego małżeństwa.
Lavender odwróciła głowę.
- Nie życzę sobie rozmawiać na ten temat. Wezmę przybory do rysowania i zrobię
kilka szkiców do książki. Nie mam ochoty siedzieć tutaj i słuchać waszych
połajanek, a tym bardziej wysłuchiwać opowieści Julii o tym, że do Kenton Hall co
i raz zajeżdżają kolejne powozy z okolicznymi pannami do wzięcia, gotowymi na
wszystko, byle zostać następną lady Kenton.
Lewis roześmiał się i Lavender doszła do wniosku, że jej brat jest bez serca.
- Mam powody sądzić, że Julia niedługo nas opuści, w każdym razie - powiedział
niefrasobliwie. - Biedna lady Leverstoke właśnie zeszła z tego świata. Gotów je-
stem się założyć, że Julia lada chwila wyjdzie ze swego ukrycia, aby upolować
Charlesa Leverstoke'a, zanim ktoś ją ubiegnie.
Caroline roześmiała się i odłożyła czytany właśnie list.
- Annę Covingham pisze mi, że ona i lord Freddie postanowili nie przeciwstawiać
się dłużej znajomości Frances z Jamesem 01iverem, a więc wygląda na to, że tamta
sprawa jest na dobrej drodze. Widzisz, Lavender, gdyby tylko udało ci się dojść do
porozumienia z panem Hammondem, wszyscy bylibyśmy zadowoleni.
- Uważam, że oboje jesteście odrażający - odrzekła Lavender. - Jestem
wstrząśnięta tym, że staracie się mnie zachęcić do małżeństwa dla korzyści
materialnych. Wychodzę!
Z tymi słowami wypadła z pokoju, zostawiając Le-
wisa i Caroline patrzących po sobie z udawaną rezygnacją.
Lavender nie czuła się o wiele lepiej, kiedy po powrocie do Hewly w porze lunchu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl