[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak& bardzo dobrze, cieszę się. No to do zobaczenia& zadzwonię& rzucił Ketola.
Dwóch dziwnych policjantów powiedziała Elina Lehtinen cicho i niemal
niezauważalnie zmarszczyła czoło.
No cóż& odrzekł Joentaa.
Idąc do samochodu, myślał o tym, że Elina Lehtinen to sympatyczna kobieta i że Ketola
z pewnością już na zawsze pozostanie dla niego zagadką.
4
Koło południa Timo Korvensuo dojechał do Turku, ale nie przerwał podróży. Objechał
miasto. Wokół. Kilkakrotnie. Zależało mu, by pozostać w ruchu. Oglądał z różnych perspektyw
katedrę wznoszącą się ku niebu. Gdy tu mieszkał, w pobliżu mieścił się wydział matematyki i od
czasu do czasu podczas przerw lub wieczorem przesiadywał w katedrze, nie myśląc o niczym
konkretnym.
Jezdził w kółko, raz za razem, aż w okolicy południa w jego samochodzie zaświeciła się
kontrolka rezerwy paliwa. Zjechał na stację benzynową, a potem ruszył bezpośrednio do celu.
Znał drogę. Trasą szybkiego ruchu pojechał w kierunku Tampere na niewielkie
przedmieście otoczone wysokimi drzewami.
Trawa na poboczu była pożółkła i sucha. Supermarket stał tam gdzie przedtem i tylko
jego szyld miał inny kolor i nosił logo znanej sieci handlowej. W budynku obok mieścił się
kiosk, dawniej była tam jedyna miejscowa knajpa. Przejechał powoli, jego wzrok przesuwał się
po obcych twarzach.
Boisko sportowe też było na swoim miejscu. Bieżnia wyglądała na nową, jej czerwień
rzucała się w oczy. Na murawie trzech chłopców strzelało do bramki. Brakowało krytej pływalni.
Musieli ją zamknąć, a budynek zburzyć teraz nic nie stało na jej miejscu. Niczym jej nie
zastąpiono. Kryta pływalnia zamieniła się w plac wylany asfaltem, na którym można było
zaparkować samochód.
Korvensuo poczuł ukłucie w żołądku i ogarnęło go kilkusekundowe, nieokreślone
poczucie ulgi. Zimowymi wieczorami często tam bywał, ponieważ w tym miejscu trenowała
Susanna, dziewczyna z sąsiedniego domu. Zawsze nosiła zielony strój pływacki i czasem się do
niego uśmiechała, bo przecież mieszkali na tym samym osiedlu, a on opierał się o brzeg basenu,
czuł, jak coraz chłodniejsza woda opływa jego nogi, i starał się, by nikt nie zauważył, że cały
czas patrzy tylko na SusannÄ™.
Przypominał to sobie dokładnie. W tym czasie wszystko się zaczęło, cokolwiek to było,
choć nie potrafił wyznaczyć rzeczywistego początku, dokładnego punktu w czasie,
przypuszczalnie taki punkt w ogóle nie istniał. Brak początku i brak końca. I brak powodu.
%7ładnego powodu, który można by pojąć, żadnego, który sam by rozumiał. Nic takiego nie
istniało, a tego krytego basenu, w którym pływała Susanna, dziewczyna z sąsiedniego domu, też
już nie ma.
Chłopcy na boisku kłócili się o wynik meczu. Korvensuo znów wsiadł do samochodu
i pozwolił, by pojazd na jałowym biegu staczał się po zboczu.
MinÄ…Å‚ przystanek autobusowy.
Potem skręcił w lewo, w wąski podjazd do domu, w którym kiedyś mieszkał.
Wszystko, co rozważał podczas jazdy, przestało mieć znaczenie. Odstawić samochód
nieco dalej, w bezpiecznej odległości. Przyjść dopiero wieczorem, pod osłoną ciemności, która
o tej porze roku i tak przypominała jedynie lekki zmierzch. Mozolne, trwające godzinami, nigdy
niekończące się przemijanie światła słonecznego.
To było nieważne, w ogóle już o tym nie myślał. Drżał i jednocześnie czuł się całkiem
spokojny. Nie widział małego, czerwonego samochodu. Oczywiście. Wysiadł, słońce zarazem
przygrzewało i przyprawiało go o gęsią skórkę na plecach. Kontener na śmieci stał tam gdzie
przedtem. W zasadzie teraz było tu kilka kontenerów. Segregacja śmieci. Mężczyzna w średnim
wieku wrzucał właśnie do jednego z nich butelki. Nosił spodnie od dresu. Butelki rozbijały się na
drobne kawałki. Stłumiony brzęk. Mężczyzna złożył torbę, w której przyniósł śmieci, i minął
Timo, nie podniósłszy nawet głowy. Korvensuo go nie znał. Oczywiście. Ten mężczyzna był
małym dzieckiem, gdy on tu mieszkał. I studiował matematykę. Z nieokreślonych powodów.
Wszystko było inne. Minęła cała wieczność. Odwrócił wzrok i zobaczył plac zabaw. Był inaczej
wyposażony. SprzÄ™ty dla dzieci byÅ‚y kolorowe i nowe. UsÅ‚yszaÅ‚ ryk jakiegoÅ› silnika. Pärssinen
siedział na jaskrawoczerwonym wehikule i kosił trawnik.
Korvensuo zaczÄ…Å‚ mu siÄ™ przyglÄ…dać. OdprężaÅ‚o go to. Pärssinen objeżdżaÅ‚ równo caÅ‚y
teren. Starannie i przezornie przycinał także trawę na obrzeżach. Postarzał się. Stał się starym
człowiekiem, choć już wtedy nie wyglądał młodo.
Korvensuo zastanawiaÅ‚ siÄ™, czy to Pärssinen wybraÅ‚ kolor. CzerwieÅ„ kosiarki.
Prawdopodobnie wszystkie modele były czerwone. Znów poczuł, że w jego ciele przesypuje się
piasek. Powoli i nieprzerwanie. Pärssinen podniósÅ‚ gÅ‚owÄ™ i opuÅ›ciÅ‚ jÄ…, w żaden sposób nie okazaÅ‚
tego, czy go poznał.
Korvensuo przemierzał metr po metrze. Marzł i czuł, jak w jego ciele przesypuje się
piasek.
Cześć powiedziaÅ‚, gdy byÅ‚ już dostatecznie blisko. Pärssinen oderwaÅ‚ wzrok od
trawnika, spojrzał na niego pytająco, wzruszył ramionami i wskazał na uszy, by dać do
zrozumienia, że go nie słyszy. Silnik ryczał.
Cześć! zawołał Korvensuo jeszcze raz.
Pärssinen wyÅ‚Ä…czyÅ‚ silnik.
O co ci chodzi, człowieku?
To ja& znamy się odparł Korvensuo.
Tak? zdziwiÅ‚ siÄ™ Pärssinen.
Korvensuo skinął głową.
Pärssinen gapiÅ‚ siÄ™ na niego.
Tak, tak& wymamrotał.
Korvensuo drżał. Dreszcze. Gęsia skórka na plecach. Ciepły dzień.
Timo& powiedziaÅ‚ Pärssinen, a Korvensuo poczuÅ‚, że jego wÅ‚asna gÅ‚owa poruszyÅ‚a
się w geście potwierdzenia.
Pärssinen wykonaÅ‚ kilka ruchów i wysiadÅ‚ ze swojego wehikuÅ‚u.
Dawno się nie widzieliśmy powiedział i podał rękę Korvensuo. Spocona dłoń
z odciskami i bąblami, Timo czuł ich dotyk na swojej skórze.
Tak orzekł.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]