[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i godnej przyjęcia poufnych zwierzeń, a pomimo
to, potrzeba zwierzania się i wywnętrzenia z
każdej myśli, z każdego urojenia, była u niej
równie silną, jak u innych młodych mężatek. Ztąd
poszło, że pani Helena od czasu do czasu pisywała
niejako listy sama do siebie, i chowała je w owym
sekretarzyku, pełnym sztucznych i niezbadanych
kryjówek. Listy te, wzięte w chronologicznym
porządku, tworzyłyby coś na kształt dziennika lub
pamiętnika, i byłyby nader ciekawemi dla czytel-
nika niniejszej powieści, gdyby autor tejże był w
położeniu wydrukowania ich w całości. Ponieważ
atoli i warunki typograficzne, i plan z góry ob-
myślany zmuszają mię zamknąć rezultat
niniejszego szpiegowstwa w ciasnych granicach
jednego rozdziału, więc przeczytamy tylko te kart-
ki z dziennika pani Zameckiej, które nam będą
potrzebne do zrozumienia całego wątku obecnej
powieści, a pózniej dopiero będzie moją już rzeczą
wyjaśnić, w jaki sposób udało mi się naruszyć
tajemnicę misternych schowków sekretarzyka, i
podzielić się z czytelnikiem jego treścią.
Najdawniejsze karty sięgają pierwszych
początków mojego opowiadania, którego celem
83/102
jest przedstawić jedną przynajmniej stronę
strasznej walki, jaką w dzisiejszym bezbożnym
świecie staczać musi z lodami pozytywizmu każda
dusza, zdolna do zapatrywania siÄ™ na to, co jÄ…
otacza, przez pryzmat Å‚amiÄ…cy powszednie
światło dzienne na cudowną tęczę ideału. Otóż
mamy zdanie pani Zameckiej w tej mierze:
Karta pierwsza.
"..... Mój mąż gniewa się, jeżeli kto mięsza
wyraz "pozytywizm" z pojęciem egoizmu, chci-
wości, braku uczucia itd. Mówił dzisiaj, że między
pozytywistami a idealistami ta tylko zachodzi
różnica, iż pierwsi widzą rzeczy, tak jak one są,
a drudzy tak, jak one im siÄ™ lepiej podobajÄ…. On
więc, jako pozytywista, widzi wszystko tak, jak
jest. "Ce serait triste, chociaż niestety, nieraz
trudno wmówić w siebie to, czego się nie widzi
i czego się nie ma. Ach, gdybym mogła! A tout
prendre, ten Tadeusz Zamecki jest człowiekiem,
którego nie znam i nie rozumiem. Il semblerait
qu'il est incapable d'une bassese, ale z drugiej
strony, nie podobna domyśleć się, gdzie są
granice jego wspaniałomyślnych popędów, a prze-
cież, granice być muszą. Bądz co bądz, zrobiłam
terno. Mógłby być trochę mniej rozumnym, mniej
dobrym i mniej ociężałym, a trochę młodszym i
przystojniejszym, ale czy miałby w takim razie
84/102
tyle dochodu, ile pragnęłam mieć majątku, i czy
zapewniłby mi taką pozycję w świecie, jaką teraz
zajęłam? To pytanie...."
"Dobrym jest, nieznośnie dobrym. Ciekawa
jestem zobaczyć jego gospodarstwo na wsi, je suis
sure, że mu wszyscy kołki ciosą na głowie.
Przepyszna sytuacja dla klucznicy  żonie trochę
nieswojsko z człowiekiem, któremu nic zarzucić
nie można, oprócz tego, że nie jest Adonisem. Du
reste, il n'est même pas mal. Dziwna rzecz, wiem
że pod żadnym warunkiem i w żadnym wypad-
ku nie wyrządziłby mi dziesiątej części przykrości,
jakąby mógł wyrządzić mi inny, a przecież zdaje
mi się, że się go boję. Kto wie, czy się w nim
nie zakocham; wszak George Sand twierdzi, że ko-
bieta kocha to, co w niej budzi albo litość, albo
obawę. Czy można obawiać się, czego więcej, jak
tego, co jest dla nas niezrozumiałem, niepojętem?
Ha  tant mieux pour lui, będzie miał wzorową
małżonkę, kochającą, nawet posłuszną...."
Reszta kartki zajęta jest refleksjami nad tem,
czego wymagać i czego spodziewać się może w
Karlsbadzie, Paryżu, Rzymie i Neapolu kobieta po-
dróżująca z mężem, którego przychody nie są za-
wisłemi od dobrego humoru arendarzów. Ustępy
te pominiemy, jako mniej ważne i zajmujące.
85/102
W zapiskach z pierwszych dwu lat pożycia
małżeńskiego państwa Zameckich nie wspomina
pani Helena ani pośrednio ani bezpośrednio o p.
Alfredzie Zgorzelskim. Zdaje się, że zapomniała
o nim. Zjawia on siÄ™ dopiero po tym przeciÄ…gu
czasu, za granicÄ…, nad jednem z jezior Iombardz-
kich, gdzie p. Tadeusz z żoną zamieszkuje przez
parę tygodni piękną willę. Poetyczne to miejsce
pobytu nabywa dla pani Heleny większego wdz-
ięku, z powodu zajmującej lektury, zastosowanej
do otoczenia. Czytamy w zapiskach:
.... "Wyobrażam sobie, że Lucrezia Floriani jest
autobjografią swojej autorki. Książka ta ma dla
mnie szczególny urok, bohaterka jej przemawia
mi do duszy, jak gdyby wyrażała własne swoje
myśli i uczucia. Ileż jest prawdy w tych np.
słowach: "Potęga miłości nie mierzy się zasługą
ukochanego przedmiotu. Miłość żyje własnym
swoim płomieniem, który zapala się bez względu
na to, co nam mówi doświadczenie lub rozum.
Co dzień widzimy istoty wzniosłe, spotykające się
z niewdzięcznością i zdradą, podczas gdy dusze
przewrotne i nędzne wywołują uczucia gwałtowne
i trwałe. Ludzie dziwią się temu, bo nie umieją
zbadać tajemniczego charakteru miłości, której
każdy doświadcza, nie rozumiejąc jej wcale. Jest
to przedmiot tak głęboki, że sama myśl o nim jest
86/102
przerażającą, ale czy nie należałoby zbadać na
serjo to, co zaledwie spostrzeżono pobieżnie? Czy
nie możnaby studjować, analizować, zrozumieć i
pojąć do pewnego stopnia to uczucie rozkoszne
i straszne, największe, do jakiego człowiek jest
zdolnym? Nikt mu siÄ™ nie oprze, a jednak przy-
biera ono formy i pozory tak rozmaite, jak roz-
maitemi są indywidualne właściwości ludzi. Czy
nie możnaby uchwycić jego esencji metafizycznej,
odkryć prawideł ego ideału, i następnie,
wszedłszy w siebie, dociec, czyli się żywi miłość
szlachetną i słuszną, lub też zgubną i szaloną w
swojem łonie? Wszak można doświadczać wiel-
kich wzruszeń i zdawać sobie z nich sprawę. Jest
to nieszczęściem dla mnie, ale posiadam tę zdol-
ność, i wśród największych burz w mojej młodości,
myśl moja pożerała się sama, by widzieć jasno
wśród wichrów i chmur, co ją ogarniały. Nie po-
jmuję nawet, by wśród namiętności, duch nasz
mógł wytężać się w innym kierunku, jak tylko w
tym jednym. Wiem, niestety, że wysilenie to jest
bezskutecznem, i że im bardziej pragniemy
widzieć dokładnie, co się w nas dzieje, tem
bardziej wzrok nasz siÄ™ zaciemnia, ale pochodzi to
ztąd, że prawidło miłości nie jest jeszcze znane, i
że nie umiano dotychczas ułożyć jej katechizmu.
Przeczuwam wszakże, że znajduje on się w
87/102
Ewanielji. Nie wiem, ale zdaje mi się, że Ewanielia
nie wyraża dobrze wszystkiego, co Jezus mówił
i myślał. Przysięgłabym, że nie był on tak
nieświadomym miłości, jak utrzymują. Przy-
puszczam, że wiódł żywot dziewiczy, ale też tem
lepiej uchwycił metafizyczną stronę miłości. Przyz-
naję, że był Bogiem, ale w jego wcieleniu widzę
małżenstwo z materją, połączenie z kobietą, które
nie zostawia mi żadnej wątpliwości co do myśli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl