[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pochylają się ku niej. W ten sposób wędrowiec mógł się o tym dowiedzieć, zanim
usłyszał szum fal lub odgadł wpływ magii, który dociera, jak w tym przypadku, od
morza lub granicy Krainy Elfów. A w powietrzu nad sobą Alweryk ujrzał złociste ptaki
i wtedy odgadł, że w Krainie Elfów szalała jakaś burza, która przegnała je przez
południowo-wschodni odcinek magicznej granicy, chociaż północno-zachodni wiatr wiał
w świecie ludzi. Skierował się więc w tę stronę, ale granicy zmierzchu tam nie było, i
przeszedł przez takie samo pole, jak wiele innych pól, które znamy, i nadal nie dotarł na
łąki Krainy Elfów.
Potem Alweryk, zniecierpliwiony, ruszył dalej, czując na plecach podmuchy
północno-zachodniego wiatru. I Ziemia jęła stawać się naga, kamienista i szara, bez
kwiatów, bez cienia, bez kolorów, bez żadnej z cech, jakie istnieją na zapamiętanych
przez nas ziemiach, z pomocą których tworzymy w myśli ich obrazy, gdy nas tam już
nie ma. Teraz cały ten obszar został odczarowany. Alweryk zobaczył wzlatującego w
górę złocistego ptaka, który pomknął na południowy wschód. Poszedł więc za nim z
nadzieją, iż niebawem ujrzy góry Krainy Elfów, które jak przypuszczał, po prostu
zasłaniała jakaś magiczna mgła.
Lecz jesienne niebo nadal było jasne i bezchmurne, zaś cały horyzont dobrze
widoczny, a mimo to znikąd nie dotarła poświata Elfowych Gór. Pózniej jednakujrzał na
tej opustoszałej, kamienistej równinie dobrze sobie znany, niesmagany przez północno-
zachodni wiatr, ale pięknie kwitnący, jesienią, głóg obsypany białymi kwiatami,
które niegdyś cieszyły jego wzrok w Zwięto Wiosny, dawno temu, gdy był dzieckiem.
Zrozumiał wtedy, że Kraina Elfów musiała przedtem znajdować się w tym miejscu, ale
się zeń wycofała, choć nie miał pojęcia jak daleko. Jednak taka była prawda i Alweryk
zdał sobie z tego sprawę. Znał ten mechanizm: tak jak czar rozweselający nasze życie,
zwłaszcza za młodu, dociera do nas wraz z pogłoskami rodem z Krainy Elfów a
roznoszą je różni posłańcy (oby byli błogosławieni i zażywali pokoju) potem zaś
powraca z naszych ziem do ojczyzny magii, aby stać się częścią jej tajemnicy,
wszelkiego rodzaju niewinnymi wspomnieniami, które utraciliśmy, i dziecinnymi
zabawkami, które niegdyś ceniliśmy. To wszystko reguluje prawo przypływu i odpływu,
który nauka może odkryć wszędzie; w taki sposób światło przyczyniło się do wzrostu
lasu, z którego wypalono węgiel drzewny. Teraz zaś węgiel drzewny oddaje to światło;
w ten sposób rzeki napełniają morze wodą, którą morze odsyła z powrotem do
rzek; można więc rzec, że wszystko zwraca to, co otrzymuje; nawet Zmierć.
Następnie Alweryk ujrzał leżącą na płaskim, suchym gruncie zabawkę, którą
jeszcze pamiętał, a zabawka ta przed laty (czy mógłby stwierdzić, ilu?), w dzieciństwie,
sprawiła mu wiele radości, choć była niezdarnie wyrzezbiona z drewna. Pewnego
fatalnego dnia połamała się, a innego nieszczęsnego dnia została wyrzucona. Teraz
zaś ujrzał ją tutaj, nie tylko całą, lecz także odmienioną: ta promienna, przekształcona
zabawka budziła zdumienie, wyglądała wspaniale, otoczona romantyczną mgiełką, w
jaką ubrała ją dziecinna wyobraznia małego księcia. Spoczywała tam, opuszczona przez
Krainę Czarów, jak wyrzucone przez fale niezwykłe morskie stworzenia leżą
czasami na piaszczystym brzegu, gdy morze jest ginącą na horyzoncie błękitną gładzią
okoloną granicą z białej piany.
Monotonna i ponura była też równina, z której zniknęła Kraina Elfów, chociaż to tu,
to tam Alweryk raz po raz dostrzegał drobne, zapomniane przedmioty. Zaginęły one z
jego dzieciństwa, spadając poprzez czas do bezczasowego, wieczyście niezmiennego
obszaru Krainy Elfów, by stać się cząstką jego wspaniałości i niezwykłości, a teraz
zostały porzucone podczas ogromnego odpływu ojczyzny magii. Stare melodie, dawne
pieśni i głosy z przeszłości również tam dzwięczały, choć coraz słabiej, jak gdyby nie
mogły długo przetrwać w naszym świecie.
Lecz fiołetoworóżowa łuna zachodzącego słońca, która Alwerykowi wydała się zbyt
piękna jak na Ziemię, nadal wabiła go do przodu. Uznał ją bowiem za odbicie na niebie
blasku wspaniałej, bajecznie pięknej Krainy Elfów. Dlatego ruszył dalej, z nadzieją, że
ją znajdzie, za kolejnym horyzontem; aż wreszcie nadeszła noc rozjarzona przyjaznymi
gwiazdami. Dopiero wtedy Alweryka opuściło szaleńcze zniecierpliwienie, które gnało
go od rana; i, okręciwszy się w fałdzistą opończę, zjadł prowiant, który niósł w torbie
przerzuconej przez ramię, po czym zapadł w niespokojny sen wraz z innymi
zapomnianymi pozostałościami Krainy Elfów.
Niecierpliwość zbudziła go bladym świtem, chociaż pazdziernikowa mgła
przesłoniła wszystkie błyski światła. Zjadł resztę prowiantu, a potem ruszył dalej w
szary półmrok.
Nie docierał teraz doń żaden odgłos z naszego świata, gdyż ludzie nigdy nie
zapuszczali się na te tereny wówczas, gdy stanowiły one część magicznej krainy, a
obecnie też tylko Alweryk kroczył po tej opustoszałej równinie. Oddalił się poza zasięg
piania koguta z wygodnych ludzkich zagród i maszerował w niezwykłej ciszy, od czasu
do czasu przerywanej przez ciche, niewyrazne dzwięki zagubionych pieśni,
opuszczonych przez Krainę Elfów teraz brzmiały one znacznie ciszej niż
poprzedniego dnia. A kiedy świt rozjaśnił widnokrąg, Alweryk ponownie ujrzał na
niebie tak wspaniały widok, jarzący się zielenią na południowym wschodzie, że znowu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]