[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sam, może jeszcze bardziej niż ty... Bylibyśmy sobie oboje potrzebni. Jesteś jedyną kobietą, z
którą umiałbym się ożenić... Na niczym więcej mi nie zależy... Czy mnie rozumiesz?
- Tak... - odpowiedziała mama.
- No więc jak?
- Zastanowię się...
Mama bardzo dobrze Bolka rozumiała. Ale wyszłaby za każdego tylko nie za niego.
Po prostu się bała.
Gdy Bolek odjechał, mama pobiegła do pani Ciokowej, nauczycielki, przez którą Słoń
załatwił nam w swoim czasie aryjskie papiery, i wymieniła jej nazwiska, które Bolek miał na
liście. Prawdę mówiąc nie były to nazwiska ludzi, którzy byliby warci, żeby się ich losem
przejmować, ale mamie chodziło o to, żeby w Dobrem wiedziano, że nie miała z tą sprawą nic
wspólnego, że właśnie przeciwnie...
Na liście, którą mama widziała u Bolka, nie było nazwiska Dziurewicza. A tymczasem
nazajutrz pani Ciokowa przybiegła do mamy z wiadomością, że Dziurewicza w Mińsku
aresztowano. Pani Ciokowa, która była osobistą przyjaciółką Dziurewiczowej, nalegała, żeby
mama pojechała do Mińska ratować Dziurewicza.
- To zrobi na ludziach dobre wrażenie - powiedziała. - I będzie mogło się pani
przydać...
Mama bała się pójść świadczyć za Dziurewiczem, ale bała się również odmówić. Do
Dziurewiczowej była zawsze bardzo przywiązana i chciała jej pomóc, z drugiej jednak strony,
chociaż nie chciała wierzyć, żeby Dziurewicz się przyczynił do śmierci ojca, to po tym
wszystkim, kiedy się dłużej zastanawiała, niczego już nie była pewna. Nie mogła jednak
odmówić i pojechała do Mińska. Pojechała przede wszystkim dlatego, że się bała.
Enkawudzista był rad, że mama przyszła. Wyjął z szuflady kartkę papieru i podał jej.
Na kartce tej okrągłym, szkolnym pismem było napisane, że były posiadacz ziemski z
Radoszyny, Dziurewicz, który jak większość obszarników utrzymywał dobre stosunki z
Niemcami, w zamian za co Niemcy ochraniali jego stan posiadania, wiedziony chęcią zysku i
wrodzonym antysemityzmem, zorganizował zamach na życie szukającego u niego pomocy,
prześladowanego przez niemieckiego okupanta, Abrama z Radoszyny, syna zgładzonego w
Treblince Jeszyi z Nowej Wsi, gmina Dobre, powiat Mińsk Mazowiecki... I tak dalej. Czy
mama jest gotowa podpisać się pod tym oświadczeniem?
- Wprost przeciwnie! - powiedziała mama. - Właśnie przyszłam, żeby temu
oświadczeniu zaprzeczyć. Dziurewicza, byłego dziedzica z Radoszyny, znam jako
porządnego człowieka, który w swoim życiu nikomu nie zrobił krzywdy. Przeciwnie, bronił
nas przed wysiedleniem z Radoszyny, a i potem pomagał nam, jak tylko mógł. Przechowywał
nasze rzeczy, nie odmówił nam nigdy chleba, mleka albo kartofli, gdy po kryjomu
przychodziliśmy w nocy do Radoszyny, a nawet pozwalał nam się przespać w oborze lub
stodole. Dziurewicz nigdy by nie wyrządził nam takiej krzywdy! Z powodu kilku marnych
rzeczy, które u niego przechowywaliśmy?... Ani nawet z powodu antysemityzmu!
Antysemityzm czuliśmy przeważnie ze strony chłopów, a nie dziedzica. Jak ktoś mógł w
ogóle zrobić takie doniesienie? - dziwiła się mama. - Przecież to mnie, wdowie, która została
bez środków do życia z dzieckiem na zawsze pozbawionym ojcowskiej opieki, chyba
najbardziej zależałoby na tym, żeby ukarać tego, kto zabił mojego męża, i nigdy bym nie
darowała! Gdybym miała chociaż cień podejrzenia w stosunku do Dziurewicza, to sama
zrobiłabym doniesienie, ale ja mogę ręczyć za jego niewinność!...
- Takaś pewna, że ten pomieszczik taki dobry pan?
- On tego nie zrobił, mogę dać głowę!...
- Uważaj, żebyś kiedyś nie straciła tej swojej głowy, jak ją będziesz tak dawać! -
powiedział enkawudzista ze złością.
Prosto z NKWD mama poszła do Bolka i powiedziała, że jeśli naprawdę mu na niej
zależy i nie chce jej krzywdy, to niech również pójdzie do NKWD i złoży oświadczenie
przeciwko oskarżeniu Dziurewicza.
Dziurewicza w końcu wypuszczono. Wszyscy wiedzieli, że to dzięki mamie, i od razu
lepiej poczuliśmy się w Dobrem. Tylko z Frymką mama znowu się pokłóciła, bo to jej pismo
mama rozpoznała na kartce, którą w NKWD dano jej do podpisania.
*
Na siódmego listopada zapowiedziano wielką uroczystość w Dobrem. Pani Ciokowa
poszła do proboszcza po klucz od parafialnej sali. Ksiądz nie chciał się jednak zgodzić, żeby
w Domu Parafialnym odbywały się, jak się wyraził, bezbożne uroczystości. Pani Ciokowa
przekonywała, że nie chodzi wcale o żadną bezbożną uroczystość, tylko o uroczystość
narodową, polską.
- Polską?... Nie wstydzi się pani mówić takie rzeczy? I to komu? Mnie, księdzu? Co
to, ja nie wiem, co to jest siódmy listopada?
- Nieważne, że siódmy, proszę księdza - powiedziała pani Ciokowa. - Niech mi ksiądz
wierzy! Po prostu nie ma innej rady, dlatego siódmy... Nic więcej nie mogę księdzu
powiedzieć.
- Wstydzilibyście się robić głupca z waszego starego księdza. Stary jestem, ale nie do
tego stopnia. A klucza od sali parafialnej nie dam! Nie mam! Zgubiłem!... - powiedział ksiądz
i szybko się przeżegnał.
Nie było innej rady, wójt, mąż pani Ciokowej, posłał Władka z jeszcze dwoma
milicjantami. Właściwie nie potrzeba ich było aż trzech. Wielki Władek podał jednemu z
milicjantów swój karabin do potrzymania, a sam nawet się nie rozpędzał, tylko oparł się
dobrze o drzwi i drzwi od razu puściły, tylko drzazgi poleciały.
Mama zwróciła się do pani Ciokowej z prośbą, żeby i mnie pozwoliła wygłosić jakiś
wiersz na uroczystości. Pani Ciokowa od razu chętnie się na to zgodziła i dała mi do
wyuczenia się bardzo długi wiersz pod tytułem Rok 1918. Mama pamiętała ten wiersz jeszcze
z czasów, kiedy sama chodziła w Dobrem do szkoły.
Na uroczystość przybyli rosyjscy oficerowie, dzieci szkolne i milicjanci z biało-
czerwonymi opaskami. Resztę miejsc wypełniła ludność Dobrego zachęcona ogłoszeniami,
które wielkimi literami zapowiadały - Występy Cyrkowe.
Wójt najpierw udzielił głosu majorowi Motkowowi, który był komendantem Dobrego,
a potem pani Ciokowej. Nikt oprócz Rosjan nie rozumiał, o czym mówił we wstępnym
przemówieniu major Motkow, ale z przemówienia pani Ciokowej wynikało, że rzeczywiście
nie chodziło o żadne bezbożne święto, które mogłoby przynieść ujmę pięćsetletniej parafii w
Dobrem.
- Jest to święto, które każdy z nas, Polaków, dobrze zna i pamięta! - mówiła pani [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl